E I G H T

3.5K 163 17
                                    

Przez przypadek usunęłam rozdział, ale już jest!

Ułożyłam się wygodnie na kanapie i nacisnęłam guzik na pilocie od telewizora. Po kilku minutach, kiedy prawie spałam, usłyszałam cichy dzwonek telefonu. Czemu zawsze tak jest, że kiedy leżysz w cudownej pozycji, nagle musisz wstać, bo akurat tym razem zostawiłaś komórkę na blacie kuchennym? Ugh. Podniosłam dupę i powłóczyłam nogami w kierunku kuchni. Dzwonił Ash, a to dość dziwne, bo widzieliśmy się niecałe dwadzieścia minut temu. Odebrałam szybko.

- Co jest? – spytałam ziewając.

- Przyjedź za piętnaście minut do bazy – odparł poważnym tonem.

- Ash... – jęknęłam. – Dopiero wróciliśmy, czy to aż tak ważne? Strasznie zmęczona jestem. Nie możemy załatwić tego za kilka godzin? – rzuciłam błagalnie.

- Piętnaście minut, Ness.

Rozłączył się, zanim zdążyłam coś powiedzieć. Czasem tak strasznie mnie wkurza. Jak to nie będzie coś, co ma wagę państwową, to chyba mu coś zrobię.

Stwierdziłam, że nie będę się przebierać, ale tylko poprawiłam trochę tusz, który się rozmazał i ogarnęłam włosy. Wyłączyłam telewizor, bo w sumie i tak leciały jakieś bezsensowne reklamy, na które w tych czasach nikt się nie łapie. Wręcz skutki są odwrotne. Ludzie znają wszystkie chwyty marketingowe i jak je widzą, to przestają ufać producentowi. Wzięłam klucze, telefon i spluwę, ubrałam moje ulubione, czarne, masywne glany i zamknęłam mieszkanie, dwa razy to sprawdzając. Wsiadłam na motocykl, bo stwierdziłam, że chłodne powietrze może chociaż trochę mnie obudzi. Za kółkiem bym zasnęła.

W ramach wyjaśnienia. Akcja w Vegas skończyła się aresztowaniem dużej grupy przestępczej na czele z Michaelem Lee. Poza tym, że spędziliśmy kilkanaście pierdolonych godzin na przesłuchaniach i papierkach, nic ciekawego się nie działo. No może oprócz małej bójki w barze pod koniec wyjazdu, gdzie nabawiłam się kilku siniaków i strasznego bólu głowy.

Po dziesięciu minutach wyznaczonego mi czasu byłam na miejscu. Od razu skierowałam się do, tak dobrze znanego mi, biura.

- Co było takie ważne? – spytałam lekko zirytowana, wchodząc bez pukania.

- Idziesz do aresztu – odparł poważnie.

- Kogoś mam przyprowadzić, przesłuchać? To naprawdę nie mogło poczekać? – westchnęłam.

- Nie, to TY tam idziesz – wyjaśnił, a ja wysłałam mu zdezorientowane spojrzenie, bo niezbyt ogarniałam o co chodzi. - Teoretycznie siedzisz tam od trzech dni. Rodzice tego chłopaka, którego pobiłaś, prosili o widzenie. Dlatego odwalimy szopkę i później pojedziesz do domu. Już od dwóch dni im mówię, że na razie nie można się z tobą spotkać, bo są prowadzone jakieś standardowe czynności i w końcu skumają, że coś nie gra.

- Czego chcą? – zdziwiłam się.

- Nie wiem. – wzruszył ramionami. – Ale chyba im zależy, bo wydzwaniają co kilka godzin. Dobra, idź już, bo winda dla odwiedzających się zepsuła i muszę ich przeprowadzić przez areszt do pokoju odwiedzin, więc musisz siedzieć w celi.

- Po prostu super – mruknęłam i wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się do windy i zjechałam na odpowiedni poziom.

Po chwili stanęłam już przy strażniku i lekko się uśmiechnęłam, lustrując go wzrokiem. Znaliśmy się już trochę i on akurat od samego początku był dla mnie miły. Nie wiem jak z tak cudownym charakterem można ogarnąć tą hordę rozwydrzonych przestępców.

- Hej Ness, przyszłaś po kogoś? – spytał automatycznie.

- Nie.

- To o co chodzi? Jak masz ochotę poplotkować, to może później, bo mam trochę roboty – zaśmiał się.

Nexy Ross [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz