S E V E N

4.6K 253 137
                                    

Stanęliśmy z chłopakiem w niedużej kolejce przed drzwiami naprawdę pokaźnego budynku. No do cholery, tu jest Vegas! W życiu nie widziałam takiej ilości hajsu w zmaterializowanej formie. Będąc w tym miejscu, naprawdę nie dziwiłam się, że potrzebują takiej masy agentów. Przejście wszystkich pięter, korytarzy i sali musiało zajmować wieki...

Popatrzyłam na nasze odbicie w ścianie budynku, która mogłaby robić za lustro. To był ciepły wieczór. Ryan miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, w którym wyglądał naprawdę dobrze. Obok ja, w biało-czarnej, zdobionej świecidełkami sukni, sięgającej do ziemi, z nacięciem z jednej strony i złotych szpilkach. Pomijam już fakt, że wykłócałam się z kwestią tych szpilek, ale przegrałam. To będzie cholerny cud jak się w tym nie zabije...

Oczywiście pod przykrywką tej eleganckiej pary, znajdowało się dwóch uzbrojonych agentów i uprzedzając pytanie, tak, jakimś cudem wcisnęłam opaskę z berettą i dwoma nożami na udo, ale było to bardzo niewygodne rozwiązanie.

Oprócz nas w całym budynku i przed nim, krążyła masa innych agentów, których nawet bym nie rozpoznała, bo było tu ich zbyt dużo.

W końcu weszliśmy do środka, a mnie prawie powalił na ziemię cały ten blask i przepych. Diamentowe żyrandole, czerwone wykładziny, ściany zdobione nie wiadomo czym, okrągłe stoliki do partii karcianych, automaty do gier, bary z alkoholami i inne przeróżne atrakcje. Ogólnie rzecz biorąc, totalnie inny świat.

Otrząsnęłam się szybko z zachwytu i wzięłam Ryana pod rękę, po czym wspólnie powędrowaliśmy w stronę jednego z barów.

- I jak ci się podoba, kochanie? – spytał mnie chłopak, a potem pochylił się do mojego ucha, sprawiając wrażenie złożenia pocałunku. – Hetfield na twojej ósmej, Brooks trzy metry od niego – wyszeptał, a ja nieznacznie przytaknęłam. Dopiero po kilku sekundach popatrzyłam w tamtym kierunku, aby nie było to podejrzane i rzeczywiście ich zobaczyłam.

- Chodźmy pozwiedzać resztę – rzuciłam do niego i pociągnęłam go ze sobą.

Przeszliśmy do innej części pomieszczenia, zabierając przy okazji kelnerowi szampana.

- Jesteśmy na służbie – szepnął rozbawiony Ryan, a ja w odpowiedzi jeszcze bardziej przechyliłam kieliszek, wlewając zawartość do ust. – Niegrzeczna jesteś – mruknął.

- Na trzeciej, to chyba nasz cel – rzuciłam skupiona bardzo cicho, ale mężczyzna bez problemu mnie zrozumiał.

Michael Lee, trzydziestodwuletni mężczyzna, bardzo niebezpieczny gangster, działający na dużą skalę, nieuchwytny wcześniej przez policję. Miał fałszywe dokumenty na nazwisko Thomas King, którymi aktualnie się posługiwał. Podobno niedawno ktoś w końcu skojarzył, że stały klient tego kasyna, to tak naprawdę groźny kryminalista, piorący tu wszystkie brudne pieniądze, a tego było akurat od cholery. Zeskanowałam go szybko wzrokiem, zauważając, że jego postura i mięśnie świadczą o dużym doświadczeniu w przestępczej branży, ale jednocześnie gość miał w sobie „to coś", co dawało mu elegancję i przynależność do wyższych sfer.

Podeszliśmy do jednego ze stolików i usiedliśmy wygodnie obserwując otoczenie. Jak na razie naliczyłam koło sześciu agentów, których w ogóle kojarzyłam, bo jestem tu niecały jeden dzień.

- Idę pogadać z Hetfieldem. W razie czego będę cię szukał za dwadzieścia minut w ustalonych miejscach. – złożył krótki pocałunek na moim policzku i wstał, elegancko poprawiając marynarkę.

Ja też ruszyłam w swoją stronę, bo zauważyłam Nicka, który wyraźnie również ucieszył się na mój widok.

- Hej maleńka – rzucił, podając mi szklankę z jakimś alkoholem. – Brooks cię szukał, powiedział, że jesteś potrzebna – dodał szeptem.

Nexy Ross [zakończone]Where stories live. Discover now