F I V E

5.6K 249 167
                                    

- Jeśli wszystko już wiesz, to jedź się spakować i za godzinę stąd wyjeżdżamy – powiedział Ash, kończąc swoją przemowę na temat akcji.

- Mój samochód został na parkingu szkolnym – odparłam.

- No to powiedz Ryanowi, że ma cię zawieść i ci pomóc. A jeśli chodzi o twoje auto... Może Camilla niech to załatwi. Spadaj już, bo nie masz dużo czasu.

Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam do holu. Godzina, to naprawdę mało na ogarnięcie wszystkich rzeczy. Ugh, nienawidzę się pakować.

- Widział ktoś Ryana? – spytałam głośno stając na środku, ale dostałam tylko niezrozumiałe spojrzenia. – Widział ktoś wkurzonego gościa w mundurze z zakutymi rękami? – wyjaśniłam, na co kilka osób pokazało mi kierunek, w którym poszedł. Logiczne było, że nie wszyscy znają się z imienia.

Dotarłam do pomieszczenia, w którym zazwyczaj agenci spędzali przerwy, pijąc kawę i pieprząc o głupotach. Mężczyzna siedział pod oknem, śmiejąc się z czegoś z kubkiem kawy w ręce.

- Ryan, rusz dupę! – krzyknęłam, a on popatrzył na mnie zdziwiony. – Porucznik Hetfield dał ci zadanie, więc się pospiesz. – przewróciłam oczami.

- No co jest młoda? – spytał po chwili, kiedy szliśmy przez korytarz. Nie był zły, ani nic w tym stylu, bo tak naprawdę lubiłam go najbardziej ze wszystkich tutaj, oprócz Asha oczywiście. Bardzo dobrze się dogadywaliśmy i uwielbialiśmy się sprzeczać.

- Jedziesz do mnie na chatę – rzuciłam i skierowałam się do windy.

- Niby po co? – spytał zdziwiony.

- Bo muszę się spakować, a ty mi pomożesz. – wyszczerzyłam zęby.

- Nienawidzę cię – zalamentował, a ja parsknęłam śmiechem i podeszłam do pierwszego lepszego samochodu. Kluczyki były w stacyjkach, bo parking był tak dobrze strzeżony, że w zasadzie możliwość kradzieży auta była tak prawdopodobna jak ucieczka z tego aresztu. – Ja prowadzę – rzucił szybko, na co przewróciłam oczami, ale posłusznie usiadłam na miejscu pasażera.

- Ciekawe jak trafisz – zaśmiałam się, a on podrapał się po głowie. – No dobra, poprowadzę cię.

Po kilku minutach byliśmy już pod niedużym apartamentowcem. Ryan nie skomentował tego, ale zauważyłam, że był zdziwiony, bo pewnie myślał, że mieszkam w domu.

Weszliśmy do mojego mieszkania i z przyzwyczajenia rzuciłam klucze na szafkę z butami.

- Nie ma nikogo? – zapytał ostrożnie chłopak.

- Przecież mieszkam sama – zdziwiłam się, że tego nie wie.

- Masz tylko osiemnaście lat, co z twoimi rodzicami?

- Matka nie żyje od kilku lat, a ojciec jest alkoholikiem, chyba, bo w zasadzie spotkałam go zaledwie kilka razy w życiu... - wzruszyłam ramionami.

- Przykro mi – westchnął smutno.

- Nie masz powodu. Ze śmiercią matki już dawno się pogodziłam. Nie warto sobie tym zaprzątać głowy – skończyłam temat.

- Niezłe mieszkanie – rzucił, siadając na sofie.

- Ciesz się, że wczoraj sprzątałam, bo nie byłoby tak cudownie. Rusz cztery litery i chodź mi pomóż zdjąć tą walizkę z szafy.

Mężczyzna zaśmiał się, ale posłusznie wykonał polecenie. Moja wina, że jest piętnaście centymetrów wyższy?

Po trzydziestu minutach miałam już większość rzeczy spakowanych, bo w sumie jechaliśmy na cztery dni.

Nexy Ross [zakończone]Where stories live. Discover now