29 (89)

480 81 12
                                    

dziękuję za wszelkie gwiazdki i komentarze :D

-----------

Biegł. Cały czas biegł tak szybko, jak tylko jego rozedrgane nogi mu pozwalały.

Z jego ust raz co raz wypadała gęsta para, gdy wykonywał mocne, urywane oddechy, a oboje oczu miał rozwarte niesamowicie szeroko. Często się potykał i upadał na błoto, jednak zaraz ponownie wstawał, rozglądając się na boki.

Biegnij, dalej, szybciej!

Wyciągnięte z korzeniami drzewo, kunai wbity głęboko w korę, shurikeny tworzące dziwne wzory na ziemi.

Cały czas, dosłownie przez cały bieg widział dokładnie to samo. Był przerażony, o ile nie spanikowany. Gdzieś całkiem niedaleko jego najlepszy przyjaciel walczył, może nawet już umierał, a on nie potrafił do niego dotrzeć.

Z jego oczu ściekały łzy, szczelnie skryte pod czarną maską. W jedynej ręce trzymał niepewnie kunaia, po czym z całą siłą uderzył nim w podłoże powodując, że ten wbił się do połowy. Zaledwie niecałą minutę później potknął się o niego, padając twarzą w brązową maź. Podniósł się na ręku i zrobił parę kroków do przodu. Gdy nogi jednak odmówiły mu dlaszego posłuszeństwa, stanął na nich ciężko.

- Nieudaczniku. - Głos w jego głowie... Nie miał pewności, jakiej był on intencji. Z jednej strony był nieco zirytowany, z drugiej wściekły, a jeszcze z trzeciej jakiś zniecierpliwiony. Kurama wydał z siebie znudzony westchnienie, natomiast Matatabi jak zawsze nie dawał po sobie nic poznać. - Jesteś w Genjutsu. Jednak nie dziwię się, że go nie wykryłeś. Jest dosyć potężne. - Spiął się i spojrzał jednocześnie na niebo. Itachi naprawdę mu to zrobił? Naprawdę chciał aż tak go opóźnić? - Żebyś z niego wyszedł będą potrzebne chakry z zewnątrz, lub mocne skupienie. Nie jestem pewien, czy w tej sytuacji jesteś w stanie to zrobić, więc pozostaje nadzieja, że ktoś cię nie zabije tylko uratuje.

Przymknął oczy, po czym je zamknął, już nie otwierając później lewego. Zagryzł mocno wargę i z uwagą zaczął przypatrywać się ptakom lecącym po niebie. Musiał się wyciszyć.

Nie reprezentował swoim wyglądem godnego, niebezpiecznego człowieka. Cały ubłocony, ledwo trzymający się na nogach, zmęczony i w dodatku przestraszony. Mimo wszytsko, czarna maska nie skrywała otwartego oka, a ono nie było w stanie zamaskować swoich uczuć. Charakterystyczne włosy były schowane pod czarnym, również ubłoconym kapturem.

Uwolnij się, prędzej! On tam umiera!

Uzumaki ukucnął wolno i spróbował oddychać w miarę naturalnie, przymykając przy tym matowe, niebieskie oko. Nie było to łatwe, miał cholerną pewność, że Itachi tak naprawdę odwlekał swoją śmierć, by dać Sasuke radość, z pokonania go. Był... całkowicie sfrustrowany, jego umysł błagał o to, by zaczął znowu biec, choć próbować cokolwiek zrobić. Jakby nie rozumiał, że musiał się wyciszyć, by zacząć robić cokolwiek.

Mimowolnie zerknął na lewą stronę swojego płaszcza. Po prawej było lekkie wybrzuszenie, sygnalizujące rękę. Po lewej natomiast nie było dosłownie nic. A gdyby wiatr zawiał mocniej, szata odsłoniłaby się, ukazując pustkę.

Czy żałował?

To było naprawdę trudne pytanie. Oczywiście, chciałby odzyskać swoją kończynę. Wiele czasu poświęcił na to, by nauczyć się żyć z zaledwie prawą ręką. Nadal czasem miał uczucie, jakby ruszał obiema, przez co wielokrotnie zbił talerze, które chciał wziąć w dwie dłonie.

- Naruto, spokojnie. Po prostu... musisz nauczyć się brać kunaie jedynie w prawą rękę. Przecież to umiesz! - Mruknął Itachi, gdy stali razem na jakimś polu treningowym w Uzushiogakure. - Wiem, że kabura jest po drugiej stronie, ale...

Ten Ostatni//Naruto ffWhere stories live. Discover now