Itachi-kun

721 96 11
                                    

Macie, bo i tak zaczynam pisać 65 rozdział

--------------------

  Nie zważając na ogromną ranę w brzuchu, ani na ataki, czy też śmiech jego dawnego, choć wkurzającego kumpla, pobiegł ku Naruto. Chciał zrobić to co najrozsądniejsze. W tym wypadku pozostało mu wypchnąć szarowłosego za krąg. Gaara za wszelką cenę próbował chronić jednocześnie go i siebie samego, jednak czasem nie dawał rady.

  Już teraz mógł zauważyć, jak miętowooki ponownie dostaje kopniaka w brzuch, przez co został powalony na drzewo. Cholera, jak ta walka się skończy, a oni przeżyją, to nauczy go pieprzonych ruchów Taijutsu.

  Wyskoczył wysoko by dzięki swoim oczom zadać niesamowicie szybki cios, ale coś go zatrzymało. Hidan podstawił sobie kosę przy tętnicy szyjnej i spokojnie czekał na jego ruch, cały czas się śmiejąc.

- Itachi-kun! Nic nie możesz mi teraz zrobić! - Jego oczy rozszerzyły się w czymś na kształt ekstazy, gdy on chciał wyrwać mu narzędzie, ale przycisnął je do skóry.

  Kurwa!

  Stanął parę centymetrów od namalowanego koła i starał się coś wymyślić. Co prawda, Hidan nie miał Sharingana, ale mimo to szczycił się naprawdę dobrym słuchem i wzrokiem. Gdyby tylko zrobił ruch, próbując coś zdziałać, zrobiłby sobie kreskę.

  A Naruto i tak już klęczał na ziemi, choć nie miał pojęcia jak jeszcze żyje. Miał za to pewność, że jak będzie miał przecięte gardło, na pewno się nie pozbiera.

  Wszystko ucichło, najwyraźniej i Hidan, i Kakuzu upajali się chwilą triumfu. Oczywiście, że Itachi mógł użyć potężnych technik swoich klanowych oczu, ale tak okropnie go już bolały, że wolał sobie tego oszczędzić. Na Mędrca Sześciu Ścieżek, naprawdę chciał pomóc Naruto i Gaarze, ale jakby teraz stracił wzrok, reszta jego życia byłaby bez sensu. Byłby za słaby, gdyby oślepł.

- Itachi-kun! Itachi-kun! - Powiedział wesoło szarowłosy, którego miał ochotę zabić. - Cóż za niesamowita chwila, prawda? - Zacisnął pięści pod połami swoich szat, gdy usłyszał cichy jęk dochodzący zza wyznawcy Jashina. Cholera, jego przyjaciel właśnie umiera, jego serce zostało przebite, a on? Nie miał najmniejszej szansy, by mu pomóc. - Może zechcesz wydać ostateczny cios, Itachi-kun? No chodź! - Odsunął się leciutko, choć nadal stał w kręgu z krwi. Niezauważalnie przełknął ślinę i ominął starego kompana, klękając przed Naruto.

  Cholera, nie chciał tego robić.

  Szczerze to bał się tej chwili jak nigdy, oczywiście nie licząc wymordowania klanu. Ale wtedy zrobił to, by tak naprawdę uratować wioskę. Był zmuszony i wybrał dobrze, inaczej przecież cała Konoha by ucierpiała.

  A tu? Miał wyjście, ale gdyby tego nie zrobił, zapewne Naruto umarłby w o wiele gorszych warunkach. Wyjął katanę, Hidan zaśmiał się złowieszczo, a Kakuzu chwycił nad wyraz szybko Gaare, tak by piasek nic nie mógł mu zrobić, po czym podszedł.

- Itachi! - Wrzasnął czerwonowłosy. - Co ty kurwa robisz!? Itachi, mówię do ciebie! - Próbował wyszarpnąć się z uścisku ciemnoskórego, ale na darmo. Był mniej niż połowę metra przed klęczącym przyjacielem, a jego katana dotykała boku jego szyi.

- Itachi. - Usłyszał jakiś skrzek, gdy miał już robić zamach. Mimo iż jego wzrok nadal był obojętny, na dosłownie moment jego serce przestało bić. - Itachi, przesuń się odrobinkę w bok, dobrze? - Pomiędzy niektórymi słowami wypluł krew, ale zdołał wypowiedzieć to na tyle cicho, że nikt nic nie usłyszał. Powoli przesunął się w lewo.

- Co robisz Itachi-kun? Zamorduj go! Tak jak swój klan! - Wywrzeszczał z szaleńczym uśmiechem. Przez chwilę nic się nie działo, ale później z niesamowitą, praktycznie niewidzialną prędkością, blondyn wstał i wyszarpnął niewiedzącego co się dzieje Hidana, z kręgu. W tym samym momencie, Itachi wyrzucił nasączone chakrą i ogniem shurikeny wprost na Kakuzu, który rzucił na ziemię Gaarę, i uniknął wszystkich broni, robiąc dość widowiskowy podskok na jednej ręce. Jednym susem znalazł się przy Naruto, który patrzył wprost na czerwonowłosego. Ten jakby wiedząc co robić, skierował cały piasek na Hidana, który został podrzucony nad ziemię i zgnieciony przez technikę uśmiercającą.

  Jego głowa wrzasnęła w bólu i potoczyła się po ziemi.

  Zerknął w stronę Naruto, jednak nie wiedział, czy ma być zadowolony z tego co widział. Jego specyficzne Dōjutsu dziwnie się kręciło. Krew wyciekająca z rany na sercu niesamowicie szybko się zasklepiała, przy okazji oplatając się czarną i czerwoną chakrą.

  Czyli i jego leczące oko, i Lis w jego umyśle, oraz Madara.

  Siedemnastolatek naprawdę miał coś na wzór nieśmiertelności. W końcu, nawet Tsunade, najlepsza medyczka na świecie, nie pozbierałaby się po całkowitym przebiciu serca.

  Płaszcz blondyna zsunął mu się z ramion, powodując również opadnięcie rozszarpanej bluzy. Deszcz, który zaczął padać o wiele wcześniej stał się silniejszy. Stojąc obok niego mógł zauważyć, jak inne fioletowe siniaki, lub też mniejsze rany natychmiast wchłaniają się, a nad nimi pojawiają się obie chakry. Ledwie sekundę później, całkowicie niespodziewanie, ręka Naruto znalazła się na jego brzuchu, od razu lecząc dość sporą ranę.

  Cholera, przed chwilą miał go zabić, a teraz on go leczy.

  Ale gdyby już miał zginąć jego przyjaciel, wolał sam wydać mniej bolesny wyrok, aniżeli pozwolić jakiemuś psychopacie na poderżnięcie mu gardła.

  Niewidocznie skinął głową, na co chłopak powtórzył gest, ale nie spojrzał na niego.

- Kakuzu ty pojebie! Na co czekasz, masz jeszcze szanse! - Wrzasnął Hidan, na co widocznie cimnoskóry się spiął. Niesamowicie szybko stworzył ciąg pieczęci, a ostatnie serca wykonały razem techniki.

- Raiton: Gian! Katon: Zukokku! - Warknął. Wielkie bicze piorunów popędziły na nich, a ogień rozproszył się na wszystkie strony, nagle wybuchając. Itachi zdążył zmienić się w swoje kruki, lecąc w górę. Przeczekał moment, aż nie zobaczył czegoś przerażającego.

  Pamiętał, gdy na Górze Hokage, musiał użyć Susanoo i Mangekyō Sharingana, by cudem pokonać Naruto, gdy leżał on nieprzytomny w wielkim, czarnym Lisie stworzonym z czarnej chakry Madary.

  Teraz było podobnie.

  Impuls był na tyle mocny, że nawet Gaara, mimo braku powiązania z pieczęcią, spojrzał z lekkim odrętwieniem na Naruto. Wielkiej grubości ściana piachu, która ochroniła go przed wybuchem opadła, ale z tego co widział, blondyn po prostu stał. Mimo iż dokładnie widział teraz poparzenia, praktycznie zwęgloną skórę, niesamowicie szybko stała się ona blada.

  Nie zdziwiło go to. Naruto był blady już następny dzień, zachowywał się również dziwniej niż zwykle. Miał stuprocentową pewność, że coś ukrywał. Może Madara mu coś powiedział? A może coś się stało i chce to ukryć?

  Cóż, nie udało się.

  Za to teraz, stał przed spokojnym, aczkolwiek nieco przestraszonym Kakuzu. Czarna jak kruk, którym teraz był, chakra oplotła jego ciało, tak jak przy normalnej transformacji w Ogoniastego. Chwilę później, uformowała się ona w coś na kształt zbroi, sam nie miał pojęcia, jak miał to nazwać.

  Podleciał od drugiej strony, patrząc na jego twarz. Cholera, niby była obojętna, ale gdzieś głęboko w jego oczach, dojrzał niesamowicie wielki ból. Czyli wychodziło na to, że było widowiskowo, ale boleśnie. Widział jak jego ręce zaczynają drżeć, a oczy napełniają się łzami.

  Mimo to, odpieczętował piękną katanę, która zabłysła dzięki piorunowi na granat, a ledwie moment później, blondyn odbił się od ziemi i natarł na Kakuzu.

  Zrozumiał.

  Naruto zajmie głównego dowodzącego sercami, a oni je zniszczą tak, by Kakuzu stał się śmiertelny.

  Zapikował w dół, parę metrów od ziemi zmienił się w ludzką formę i uderzył w jedną z ciemnych mas.

Ten Ostatni//Naruto ffNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ