1 (61)

940 119 23
                                    


Wreszcie dobiliście te trzy tysiące gwiazdek. Uch, ile ja musiałam czekać. No, ale macie w końcu tę drugą część. Tak jak uprzedzałam, ta będzie o wiele poważniejsza i przesycona depresją.

A pierwsze rozdziały jak zawsze są wprowadzające, czyli nudniejsze.

Ale spoko! Gwarantuję, że przed dziesiątym rozdziałem się zacznie robić gorąco, a potem z notki na notkę będzie coraz... Ciekawiej.

;D

OPOWIADANIE CZĘŚĆ DRUGA: Preludium Zła

----------

  Sporo czasu minęło, zanim zdołał przywrócić Naruto do w miarę normalnego stanu psychicznego. Nie był pewien czy było jeszcze możliwe sprawić, by jego daleki kuzyn był taki jak kiedyś, zanim jeszcze inni jego przyjaciele go zdradzili.

  Naruto jutro kończył dziewiętnaście lat.

  Dwa lata temu został prawie zabity, dwa lata temu Madara przejął nad nim kontrolę, dwa lata temu Kasai całkowicie się rozpadło.

  Śmieszne było to, że trwało ono ledwie parę miesięcy, jak nie mniej.

  Itachi naprawdę, ale to naprawdę starał się sprawić, by Naruto był taki jak wcześniej. Co dzień budził się z myślą, że wreszcie się uśmiechnie, choćby wymuszenie i co dzień zasypiał z porażką plątającą się po głowie.

  Położył się na łóżku patrząc w biały sufit. Rok temu zaprzestano próbować zniszczyć ich obronę na około Uzushiogakure. Wtedy co noc zasypiał z akompaniamentem wybuchów, co potrafiło mocno zmęczyć.

  No właśnie, noce. Gdy zapadał zmrok Naruto znikał gdzieś tak, że nie mógł nigdy go znaleźć. A szukał, przez bardzo długi czas. 

   Jednak zawsze wyczuwał jego chakre. Po tym jak Madara przejął nad nim kontrolę by go uratować, jego chakra była nad wyraz potężna, mroczna i rozproszona. Nie miała swojego punktu, jak wszystkie inne, była wyczuwalna na wielkim obszarze, jakby to powietrze ją przenosiło. Ćwiczył z nim tłumienie jej, zakrywanie lub wyciszanie, ale nic nie pomagało. Ona... ona nadal była wielka i aż nazbyt dobrze pokazana.

  Uchiha Madara często zachowywał się dziwnie, przynajmniej wnioskował to po opowieściach jego przyjaciela. Czasem rozmawiał z nim w normalny sposób, a czasem Duch Uchiha warczał na niego, jakby ze zniecierpliwieniem. Coraz częściej zdarzało mu się również popadać w dziki szał, albo szaleńcze myśli.

  I właśnie w tych momentach, Naruto najbardziej się bał.

  Stawał się rozdrażniony, jego ruchy były niezrównoważone, a oczy przemieniały się w przerażone. Wtedy też bladł i zwykle umykał w głąb swojego umysłu, by uciec od krzyków Madary.

  Od tych dwóch lat, nie byli nigdzie poza wioską. Nie zbliżyli się nawet do jej granic. Kiedyś, może półtora roku temu, gdy zabierał Naruto na spokojne spacery by przedyskutować parę rzeczy i przy okazji niwelować jego depresję, blondyn mówił mu, że czuł Yagurę i innych.

  No tak, Namikaze przez te dwa lata ani razu nie wypowiedział imion Gaary, Temari, Utakaty czy Killera. Za to do Yagury zwracał się normalnie, może było to spowodowane tym, że go nie zaatakował.

  A może czymś innym?

  Był w jego umyśle jeden raz. Wtedy też widział na własne oczy Ducha Uchiha, jego przodka, który rzucił w nim szybko kunaiem. I mimo, że tłumaczył się wykłym odruchem, w jego oczach widział złość. No tak, po pierwsze, Madara mu nie ufał. Po drugie, mężczyzna często rozmawiał z blondynem i wiedział, że Itachi chce cały czas odwieść go od pomysłu zniszczenia Konohagakure. 

Ten Ostatni//Naruto ffWhere stories live. Discover now