Generał Kim - Vmin

1.7K 82 27
                                    

Kategoria: wojskowe, fluff

Ilość słów: 10 516

Generał dosiadał czarnego, dostojnego konia. Przy siodle miał przyczepiony miecz i zatrzymał się na wzgórzu. Rozejrzał po okolicy i widział, że topniał już śnieg. Zwiastowało to początek wiosny w Chinach, a wszyscy mieszkańcy bardzo tego potrzebowali. Zima była bardzo sroga, a do tego nasiliły się w tym czasie ataki wrogi Mongołów. Wojownik widział niejedną spaloną do gołej ziemi wioskę i jej wymordowanych mieszkańców.

Kim Taehyung był synem znanego mistrza sztuk walki, ale nie poszedł w ślady ojca. Zaciągnął się do wojska, gdzie szybko dał się poznać jako genialny żołnierz i strateg. Wspinał się po szczeblach kariery sięgając po tytuł generała. Słynął z chłodnego kalkulowania i konsekwentnie dążył do celu. Świetnie szkolił młodych wojowników i dlatego został wysłany do małej wioski położonej nieopodal granicy z państwem mongolskim. Miał okiełznać niedoświadczonych żołnierzy i stworzyć dobrze działający garnizon wojskowy.

Taehyung zobaczył obozowisko i do niego skierował swojego konia. Jechał wolno przez las i podziwiał piękno otaczającej go przyrody. Wszyscy postrzegali go jako pozbawionego uczuć wojskowego, ale on głęboko ukrywał swoją wrażliwość. Szczególny spokój dawała mu natura i szeroko rozumiane piękno. Odnajdywał je w postaci fizycznej i tej bardziej duchowej. Czuł wzruszenie widząc wnuków opiekujących się swoimi dziadkami. Czuł błogość obserwując uśmiechnięte kobiety w ciąży. Czuł wielki smutek oglądając dzieci płaczące nad ciałami zamordowanych rodziców.

Zamykał to wszystko w sobie i samemu to przeżywał. Jego priorytetem była ochrona niewinnych i bezbronnych ludzi. Gotów był umrzeć chroniąc mieszkańców i swój kraj.

Słyszał gwarne rozmowy i krzyki dobiegające z obozowiska. Spojrzał nieco chłodno na wartowników, którzy również między sobą żartowali. Ci widząc wysokiej rangi wojskowego zamarli i stanęli na baczność. Taehyung miał wokół siebie niesamowitą aurę, a każdy przez to darzył go respektem.

Wjechał na teren obozu i obserwował roześmianych żołnierzy. Kolejni zauważali jego obecność i zmieniali swoje zachowanie. Kłaniali się swojemu przyszłemu dowódcy, którego nie trzeba im było przedstawiać. Wystarczyło tylko to, aby Taehyung był, aby każdy wiedział, że to on.

Kim zsiadł z konia i przywiązał swoją klacz do masztu. Rozejrzał się po żołnierzach, którzy nie śmieli podnieść głów w kierunku generała.

– Spocznij – powiedział Taehyung i wszedł do namiotu, gdzie przesiadywali inni generałowie. Tam również powitano go z wielkim szacunkiem. On ukłonił się każdemu, bo pomimo swojej pozycji okazywał wdzięczność każdemu człowiekowi, jakiego napotkał. Nawet gdy był ktoś od niego niżej w drabinie społecznej, to kłaniał się takiej osobie. Nauczyła go tego jego matka, która zawsze towarzyszyła ojcu przy treningach. Była jedyną kobietą szkolącą się w kung fu. Była w tym delikatna i właśnie to przekazała synowi.

Taehyung dobrze wspominał pobyt w szkole walk, w której dorastał. Czuł powołanie do obrony, ale wydawało mu się, że wojownicy kung fu za mało działają. On chciał walczyć na froncie i być blisko wydarzeń. Rodzice z pokorą to przyjęli, choć pozostawili mu szansę na powrót.

Myślał nad tym niejednokrotnie, ale zdarzyła się tragedia. Jego mama wraz z oddziałem zostali zdziesiątkowani przez siły Mongołów. Zginęła w walce broniąc mieszkańców wioski. Tae nawet nie zapłakał na wieść o jej śmierci. To dało mu jedynie większej determinacji, aby chronić jego ojczyznę.

Taehyung oswajał się z nowym miejscem. Był raczej małomówny, więc praktycznie bez słowa przyjął raport składany przez miejscowych generałów. Rzucił parę uwag, które był krótkie, ale dostatecznie treściwe.

X NOTES - One ShotyWhere stories live. Discover now