Ostatni - Vmin

655 33 8
                                    

Kategoria: angst (serio bardzo mocno)

Ilość słów: 1015

Jimin wszedł po stopniach kierujących na kameralną scenę w podrzędnym barze, w którym występował. Wkoło unosiły się kłęby papierosowego dymu, a jego zapach drażnił piosenkarza. Ubrany był w czarny zestaw wykonany z satyny. Koszulka na ramiączkach oraz długa marynarka odkrywała blade ramię piosenkarza.

Podszedł do mikrofonu i ułożył na nim dłoń. Każdym palcem po kolei dotykał chłodnego metalu. Drugą ręką złapał za statyw i spuścił głowę. W tej samej chwili rozbłysły dwa snopy światła i uwaga wszystkich skierowała się na Jimina. Chłopak wziął kilka głębokich wdechów i zacisnął mocno usta.

Walczył z bardzo bolesnymi emocjami, jakie go nie opuszczały. Odbierały mu siły, że chciał opaść na kolana i dać rozpaczy rozlać się po jego ciele. Wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku miało być wręcz niemożliwe przez ból w klatce piersiowej. Oddech utykał mu w gardle i miał poczucie, że cały drży. Jego serce biło ciężko i z trudem, jakby wcale tego nie chciało.

Przybliżył się do mikrofonu i nieco go opuścił, aby nie musieć podnosić głowy. Nie mógłby ukryć swojego cierpienia, bo piosenki w jego repertuarze miały o nim opowiadać. Jednak nie chciał okazywać tego, jak zły jest jego stan.

– Zatańcz ze mną jeszcze raz. – Jego głos był piękny, choć przepełniał go ból. Jimin drżał i ledwie wydobywał z siebie dźwięki. – Tak nam dobrze mogło być. – Śpiewał dalej i usiłował wyrzucić z głowy obrazy, jakie przed nim się pojawiały. Nie chciał myśleć o utraconej miłości, za którą jeszcze nie mógł tęsknić. – Tak jak ja nie kochał nikt. – Jimin nie kłamał. Kochał najmocniej na świecie i w pełni oddał swoje serce, które zaczynało usychać. – Gdy kiedyś odejdziesz. – Piosenkarz walczył z gromadzącymi się w oczach łzami. Odejście jeszcze nie nastąpiło, jednak dzieliło go od niego tak mało czasu. Za mało. – Już nigdy nie powiesz mi, jak bardzo kochałeś mnie. Kochałeś mnie. Kochałeś mnie – śpiewał coraz ciszej chcąc zakląć to wyznanie. Słyszał je tak często i nie był gotów, by wybrzmiało po raz ostatni.

Czuł, że z każdym słowem umiera cząstka jego duszy. Przepełniał go smutek tak wielki, że odbierał życie. Jimin przybliżał się do ciemnej i zimnej otchłani, z której nie było ratunku. Jeszcze do niej nie wkroczył, lecz równo ze świtem, dla niego miała nastać ciemność.

Stał przy mikrofonie i mocno się go trzymał, bo był zbyt słaby, aby ustać. Od środka zabijała go choroba, której nie dało się uleczyć.

Rozległy się brawa, ale Jimin ich nie słuchał. Kobiety płakały, a i niektórzy mężczyźni nie kryli swojego wzruszenia. Słuchacze byli pod wrażeniem umiejętności przekazywania emocji młodego piosenkarza. Nie wiedzieli, że nie musiał tego wieczoru udawać... Niestety, nie musiał.

Jimin odważył się nieco podnieść głowę. Spojrzał w kierunku baru i po jego policzku popłynęła pojedyncza łza.

Widział jedynie sylwetkę chłopaka, który był do niego odwrócony plecami. Miał na sobie koszulę w piaskowym odcieniu wpuszczoną w brudnozielone spodnie. Jimin widział, że popijał ulubione whisky, którym piosenkarz gardził. Wokół niego unosiły się kłęby dymu, bo zaciągał się mocnymi, ciężkimi papierosami. Nie patrzył na Jimina, ale uważnie go słuchał. Wiedział, do kogo kierowane były słowa piosenki. I tak jak piosenkarza bolało serce z nadchodzącej utraty, tak mężczyzna przy barze był w rozpaczy, że to on zadawał mu ten ból.

Ludzie w barze byli coraz bardziej pijani. Osiągnęli już szczyt swojej zabawy i kolejni zaczynali opuszczać lokal bądź usypiali w jego kącie. Taehyung wciąż siedział przy barze i pił czwartą szklankę alkoholu. Papierosy mu się kończyły, ale tym się nie przejmował. Nie ruszył się ze swojego miejsca i zdawać by się mogło, że zamienił się w posąg.

Oczy miał podkrążone przez niewyspanie, bo bezsenność stała się ostatnio jego przyjaciółką. Miał smutny wyraz twarzy, a skóra była szarawa. Wyglądał na chorego, choć nic fizycznie mu nie dolegało. Jednak ból jaki go dotknął był najgorszy na świecie.

– Czerwone wino. – Usłyszał piękny i delikatny jak aksamit głos. Słyszał w nim drżenie i ciężkość, jaką sam wywołał. Nie patrzył na Jimina, który również bał się w jego stronę spojrzeć. Wziął głęboki łyk alkoholu i odstawił szkło na bar. Jeździł palcem po szyjce kieliszka i walczył z płaczem.

Siedzieli obok siebie i wyglądali na sobie obcych. Prawda była inna. Byli swoim wszystkim, swoim całym światem. I dla nich ten świat się kończył.

Pożegnali się już. Nie chcieli odkładać tego na ostatnią chwilę, która mogłaby nie nadejść. Żegnali się długo i czuło. W swoich ramionach błagając wyższe siły, by to nie był koniec. Jednak był... Ostatni raz się całowali. Ostatni raz się kochali. Ostatni raz sobie powiedzieli, że się kochają.

To spotkanie było ich łabędzią pieśnią. Tej nocy nie było chwili na wypowiedzenie tego, co leżało im na sercach. Mieli na to moment, a ten już przeminął.

– Zatańcz ze mną jeszcze raz – szepnął nagle Taehyung. Jiminowi mocniej zabiło serce na głos ukochanego, którego nie liczył już usłyszeć. Spojrzał na jego dłoń i widział, jak przesuwa ją bliżej piosenkarza. Niepewnie złapał go za mniejszą rękę, po czym zacieśnił uścisk. – Ostatni raz – poprosił wciąż nie patrząc na Jimina.

Piosenkarz ujął jego dłoń i wstał od baru. Taehyung zrobił to samo i patrzył wciąż w podłogę. Jimin zaprowadził go na środek parkietu i stanęli naprzeciwko siebie. Towarzyszyła im wolna muzyka grana przez jazzowy zespół, który też już był po kilku kieliszkach. Ludzie byli zbyt pijani, aby zwracać uwagę na parę kochanków, których historia dobiegała końca.

Taehyung złapał niższego w tali i przyciągnął do siebie. Jimin oparł głowę o ramię ukochanego i przymknął oczy. Zaciągnął się zapachem ostrych perfum, które ginęły w papierosowym fetorze. Jednak to był jego ulubiony zapach.

Zaczęli powoli poruszać się do muzyki, która nie zachęcała do gwałtownych ruchów. Ciężko było to nazwać tańcem, bo ledwie wykonywali kroki. To im wystarczyło do tego pełnego bólu i utraconych nadziei tańca. Napawali się swoim ciepłem, które stawało się coraz chłodniejsze.

Przez małe okienka zaczęły wpadać snopy światła przebijające się przez kłęby dymu. Orkiestra grała wolniej, mniej chętnie. Muzyka w końcu ustała i w barze zapadła cisza.

Jimin zacisnął mocniej oczy, gdy przestał czuć dłoń ukochanego na swojej tali. Gdy nie miał już ramienia, aby się o nie oprzeć. Gdy puścił rękę, którą tak mocno trzymał w trakcie tańca. Ulubiony zapach zaczął się rozmazywać. Sam siebie otulił i usłyszał trzask wyjściowych drzwi.

***

Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji!!!

Dawno mnie tu nie było, a ten one shot ma już jakieś półtora roku. Postanowiłam go wrzucić, aby dłużej go przed wami nie ukrywać. Nie wiem, czy jeszcze tu wrócę - może wrzucę jakieś os z odmętów mojego laptopa, ale nie wiem

X NOTES - One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz