The moon is beautiful, isn't it? - Jikook

1.9K 62 11
                                    

Kategoria: angst

Ilość słów:

Jungkook siedział pod starym i dostojnym dębem. Choć było lato, pojedyncze, zielone liście zlatywały z drzewa i opadały obok chłopaka. Może było spowodowane to wiatrem, który wiał tak mocno, że widać było na ciemnym niebie, jak szybko przewijają się po nim chmury. Noc była ciepła i przyjemna, a podmuchy rozwiewały Kookowi lekko kręcone i puszyste włosy. Wpatrywał się swoimi sarnimi oczami w niebo jakby bał się spojrzeć na swojego towarzysza, którego chciał podziwiać całe dnie i noce.

Jimin opierał głowę o pień i miał zamknięte oczy. Nie spał, a napawał się magiczną aurą, jaka go otoczyła. Wciągnął mocniej powietrze, aby lepiej poczuć dębową woń. Dłonie miał ułożone na trawie, której źdźbłami się bawił. Niekiedy potarł w palcach piasek, który nie ranił jego wrażliwej skóry. Uważnie nasłuchiwał letniej nocy usiłując poznać jej dźwięk. Był to szelest liści i ciche śpiewy kukułek. Nie umknął jego uwadze ciężki oddech Jungkooka. Bez patrzenia na chłopaka mógł poznać, że ten jest czymś zestresowany.

Kook odważył się w końcu spojrzeć na Jimina. Patrzył na niego codziennie i za każdym razem towarzyszyło mu niespokojne bicie serca oraz piekące policzki. Starszy wywoływał w nim radość i spokój. Chciał go obejmować, być przez niego obejmowanym. Pragnął być u jego boku nie tylko jako przyjaciel. Marzył o byciu kimś więcej. Jednak nie umiał tego w żaden sposób wyrazić, co frustrowało Jungkooka.

Bił się z myślami, jakie słowa ułożyć, aby odkryć przed Jiminem prawdę o swoich uczuciach. Rozmyślał o tym podziwiając niższego. Miał dłuższe, ciemne włosy, które w dotyku przypominały delikatny kwiat. Zamknięte oczy układały się w idealnie prostą linię, a długie rzęsy opadały na dolną powiekę. Na drobnym nosku i pucułowatych policzkach miał piegi, których nie lubił, a które Jungkook uwielbiał. Nie miał nawet drobnego zarostu na twarzy, która pozostała dzięki temu gładka. Usta wydawały się bym wypełnione puchem, niczym poduszka. Kiedy Jimin się stresował i je oblizywał, to nabierały lekko czerwonego koloru. Gdy było mu zimno, to wpadały w lekki fiolet. Wtedy przypominały soczystą malinę, jakby ktoś wylał jej sok na wargi chłopaka.

Starszy nagle uchylił oczy by spotkać spojrzenie pełne miłości, jakiej nikt nigdy nie zaznał. Jimin patrzył na towarzysza z nie mniejszym uczuciem, a ich serca w swym chaotycznym biciu się zrównały. Obaj byli zdenerwowani i przestraszeni, choć widzieli po sobie, że ta noc nie skończy się ich samotnym płaczem. Jednak żaden nie umiał wyrazić kłębiących się w nich emocji.

- Księżyc jest dzisiaj piękny, nieprawdaż? – szepnął Jungkook patrząc na swój księżyc. Jego cały świat, jaki chciał objąć i ochronić. W oczach Jimina pojawiły się łzy wzruszenia, a dłoń przeniósł z miękkiej trwa na ciepłą dłoń Kooka.

- Jest najpiękniejszy – odpowiedział równie cicho starszy patrząc w sarnie oczy ukochanego.

***

Jimin siedział na plaży. Zrezygnował z koca i obejmował swoje łydki własnymi rękoma. Nocna bryza wiała mu w oczy nanosząc drobinki piasku na jego delikatną buzię. Gołe stopy przykrył ciepłym piachem. Zachodzące słońce rzucało na niego ostatnie promienie oświetlając na złoto twarz, na której nie gościł uśmiech. W oczach pojawił się ból, jakiego nie można opisać. Jimin wiedział, co musiał zrobić, ale to była najpotworniejsza rzecz, jakiej miał w swoim życiu dokonać. Miłość podobno nie wybiera, ale on wiedział, że był pisany Jungkookowi. Jego serce biło dla tego uroczego i nieco niezdarnego chłopaka. Jemu oddał siebie i co gorsza, przyjął do siebie młodszego. Może gdyby nigdy go do siebie nie dopuścił, to by to teraz tak nie bolało.

Jungkook niepewnie przybliżał się do Jimina. Nie był ślepy. Wiedział, co niebawem nastąpi. Chciał to jak najbardziej odwlec w czasie, którego nie mieli. Niższy chłopak o nierównych jedynkach był jedyną miłością jego życia. Jego sensem, jego radością. To jego nazywał swoim pięknym księżycem. To Jimin miał serce tak dobre, że trzeba go było chronić przed każdym złem. Jednak Jungkook nie mógł już nic więcej zrobić.

Stanął na wprost ukochanego, ale lekko się przesunął, aby ten mógł oglądać ostatnie promienie słońca. W oczach błyszczały mu łzy, które pomimo bycia słonymi, to mogły smakować jedynie gorzko. Jimin nie podniósł wzroku na Jungkooka, bo to byłoby zbyt bolesne. Musiał pozwolić mu odejść, choć jego serce pragnęło czegoś zupełnie odwrotnego. Oddech zatrzymywał się w gardle, a płuca zdawały się płonąć. Bolał go brzuch, jakby pełen był ostrych gwoździ. Warga mu drżała, gdy usiłował coś z siebie wydusić. Wiedział, że po jego słowach już nic nie będzie takie samo. Że to ostatnie, co powie Jungkookowi. Nie będzie to słodkie i piękne wyznanie. Ich droga się kończyła, a Jimin wiedział, że już innej w swoim życiu nie znajdzie. Właśnie zbaczał ze szlaku, na który nigdy już nie wróci.

Nie mógł spojrzeć na Jungkooka. Nie umiał. Chciał zapamiętać jego uśmiechniętą buzię i oczy pełne miłości. Nie ból, jaki sam starszy wywołał. Nie potrafił zwyczajnie odejść. Ich piękna historia miała mieć równie cudowne zakończenie. Jeśli było ono smutne, to musiało być ono chociaż piękne.

- Zachód jest dzisiaj piękny, nieprawdaż? – zapytał drżącym głosem, a wtedy pierwsze łzy popłynęły po jego policzkach. Patrzył na słońce, które nie było jego słońcem. Bo jego słońce, już go opuściło.

***

Zobaczyłam na tik toku, że sformułowanie „księżyc jest piękny, nieprawdaż" to japońskie wyznanie miłości a „zachód słońca jest piękny, nieprawdaż" to zerwanie. Nie wiem ile w tym prawdy, ale to napisałam.

X NOTES - One ShotyWhere stories live. Discover now