Moriquende mel rúatan - Jikook - Smut

3K 121 45
                                    

Kategoria: fantasy, smut

Ilość słów: 3969

Jungkook poganiał swojego konia. Odwrócił się za siebie i widział, że goniący go ludzie są tuż za nim. Jego wierzchowiec był już słaby, gdy pośrodku polany jeden z łuczników trafił w udo zwierzęcia. Koń upadł, a Kook cudem nie został przez niego przygnieciony. Stanął szybko i wyciągnął miecz, gdy otoczyli go zabójcy. Ciemnowłosy patrzył po nich z determinacją, bo nie miał zamiaru zginąć. Był najlepszym wojownikiem Krainy, dlatego została mu powierzona arcytrudna i niebezpieczna misja. Miał dostarczyć magiczny klejnot, w jakim zaklęta była wielka potęga prastarych mocy. Wszyscy chcieli mu ukraść artefakt, a on musiał go złożyć na ręce własne elfickiego króla. Choćby miał to uczynić konając, jego misja musiała zakończyć się sukcesem. Jego rola była zbyt ważna, aby się poddał.

Towarzyszyli mu jego przyjaciele, którzy oddali za niego życie. Nieraz błagał, aby którykolwiek z nich przejął klejnot i się ratował. Jednak każdy z nich odchodził z uśmiechem na ustach, bo udało im się ochronić Jungkooka. Ten był rozbity, ale jeszcze bardziej zdeterminowany, by śmierć towarzyszy nie poszła na marne.

Podciąg nogi koniowi, na którym był łucznik. Jego musiał pozbyć się pierwszego, aby nie martwić się niespodziewanym atakiem. Zabił mężczyznę i musiał szybko się schylić, by nie stracić głowy za sprawą innego jeźdźca. Krew pokrywała twarz młodego wojownika, a on walczył z zawzięciem. Było przeciwko niemu dwunastu zabójców, a pomimo przewagi liczebnej, nie była to łatwa walka. Jungkook słynął ze swoich umiejętności, dlatego ranił i zabijał, chociaż jego ciało było wykończone. Skrzyżował miecz z rosłym mężczyzną, a ten wytrącił mu broń z ręki. Jungkook nie musiał czasu dobyć sztyletu schowanego przy prawym bucie. Pierwszy raz w swoim życiu poczuł, że nadchodzi jego kres. Patrzył w oczy jego zabójcy, gdy nagle jedno z nich przebiła strzała. Jungkook zobaczył złoty grot i myślał, że wyobraźnia płata mu figle. Takie strzały posiadały tylko... elfy. Spojrzał przed siebie i dostrzegł galopującego ku niemu jeźdźca. Zaciskał mocno uda na bokach swojego czarnego jak smoła wierzchowca. W rękach miał naciągnięty łuk, a promień strzały napierał na jego pierś. Cięciwa stykała się z delikatnym policzkiem, by po chwili zadrżeć w powietrzu, gdy swoim doskonałym strzałem zabił kolejnego przeciwnika.

Jungkook powinien się był poruszyć, podnieść z ziemi miecz, ale nie był w stanie. Istota jaka pojawiła się na polanie zupełnie zadęła mu dech w piersiach. Chłopak był drobny, a ciało ukrywał pod wykonaną z grantowego jedwabiu tuniką. Jego szlachetna buzia nie pasowała do tego, że właśnie zabijał z lekkością kolejnych wojowników. Ciemne, długie włosy falowały na wietrze, a do tego lekko połyskiwały. Pełne usta zdawały się być wykonane z różowych kwiatów, jakich pąki są delikatniejsze od szkła. Przenikliwe oczy miał przymrużone, aby lepiej trafiać w pędzących w jego stronę atakujących. Długie uszy były smukłe, a w ich płatkach błyszczały srebrne kolczyki. 

Jungkook podziwiał, jak z lekkością ujeżdża konia, a w tym samym czasie posyła śmiertelne strzały. Elf zabił ostatniego wojownika i skierował wierzchowca do Jeona. Mierzył do niego z łuku i w ostatniej chwili zatrzymał konia. Ten stanął dęba, a jeździec nawet nie zsunął się z jego grzbietu. Kook nie mógł oderwać wzroku od pięknego elfa, który go ocalił, ale wtedy w każdej chwili mógł go pozbawić życia.

- Ktoś ty? – zapytał miękkim głosem jeździec.

- Jungkook – odpowiedział z zachwytem chłopak.

X NOTES - One ShotyWhere stories live. Discover now