2138 - Vminkook - Smut

4.7K 104 67
                                    

Kategoria: science-fiction, krew, morderstwa, choroby psychiczne, dystopia

Ilość słów: 6565

Jimin biegł korytarzem ogromnego domu, w jakim się znajdował. Po policzkach ciekły mu łzy i usiłował uspokoić niespokojne bicie serca. Obijał się od ścian i zbierało mu się na wymioty. Wbiegł do łazienki, która wydawała się być turkusowa przez neonowe światło, jakie wpadało przez okno. Jimin szybko dostał się do umywalki i ją odkręcił. Patrzył gorączkowo w swoje odbicie w lustrze, które go wtedy brzydziło i przyprawiało go o dreszcze. Złapał gąbkę, jaka leżała w kabinie prysznicowej i tarł skórę na rękach. Zmywał z niej krew, jaka pokrywała również jego koszulkę i twarz. Dłonie stawały się czerwone od zdzieranego naskórka. Łzy mieszkały się na policzkach z krwią i zaczęły mu wpadać do ust. Metaliczno–słony posmak przyprawił go o mdłości, więc zwymiotował. Zaczął oczyszczać twarz, żeby nie czuć już na wargach smaku swojej zbrodni. Paliło go całe ciało i nie przestawał płakać. Z uporem maniaka zmywał krew, która zaczęła być jego własną od mocnego tarcia. Umywalka była cała czerwona i brunatnej cieczy nie ubywało, co wywoływało u chłopaka większą panikę.

Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł jego najlepszy przyjaciel. Taehyung od razu do niego podszedł, ale Jimin wpadł na ścianę, byleby Kim go nie dotknął.

– Zabiłem...zabiłem ich wszystkich – wydukał i zakrył twarz dłońmi. Taehyung nie rozumiał, co się właśnie działo.

– Co ty mówisz? – dopytał i złapał drobniejszego za ramiona.

– Zabiłem...oni wszyscy nie żyją, a ja ich zabiłem – płakał i nie wytrzymał. Musiał wtulić się w Tae, który głaskał go po plecach.

Kilka godzin wcześniej przyszli na imprezę do swoich znajomych. Kim dostał od Seokjina jakieś tabletki, które miały sprawić, że się odpręży. Sam takie sprzedawał, ale rzadko brał. Wiedział, że ludzie biorą je, aby zapomnieć o upadłym świecie, jakim była Ziemia 2138 roku. Cywilizacje wymierały, a ocalali skupiali się w ogromnych aglomeracjach, jakie powstawały pośrodku wyludnionych pustyni. Jedną z nich był Busan, w którym znajdowali się chłopcy. Jedyny ośrodek na półwyspie koreańskim, gdzie tętniło życie.

Taehyung po zażyciu tabletek poczuł się śpiący, więc poszedł się położyć. Obudziły go dopiero strzały, więc poszedł sprawdzić, co się stało. Napotkał roztrzęsionego przyjaciela, który był cały we krwi i wyglądał bardzo źle.

– Spokojnie Jimin....opowiedz mi wszystko na spokojnie – poprosił Tae i usadził chłopaka na kafelkach.

– Ja nagle zacząłem do nich strzelać. Chciałem przestać, chciałem sam do siebie strzelić, ale nie umiałem – dukał i Kim widział, że niełatwo będzie od niego dowiedzieć się czegoś sensownego. – Oni krzyczeli i płakali, a ja dalej strzelałem – płakał Taehyungowi w pierś.

– Nie mogłeś się kontrolować? – dopytał zdziwiony chłopak. Pogładził czarne włosy przyjaciela, a gdy oddalił palce, dojrzał na nich krew.

– Nie umiałem, jakby ktoś mną sterował. To było takie straszne – powiedział Jimin. Tae przełknął ślinę i wstał razem z Parkiem. Trzymał go na rękach i zeszli powoli do salonu. Niższy wtulił się w bluzę Kima, żeby nie widzieć swojej zbrodni.

Taehyung zobaczył rzeź, jakiej dokonał drobny i wiotki chłopak. Wszędzie leżały ciała i podłoga była we krwi. Na imprezie było czternastu znajomych i wszyscy nie żyli. Na podłodze leżał pistolet, którego pociski zatrzymały ich serca. Tae nie wiedział, jakim cudem broń znalazł się w domu Namjoona, w końcu była nielegalna. Rządy wszystkich krajów po wyniszczających wojnach nuklearnych i biologicznych zawiesiły produkcję jakichkolwiek maszyn do zabijania. Przetopiono je i nikt nie posiadał broni. Ludzie byli tak zastraszeni i przerażeni wizją apokalipsy, że nie popełniano żadnych zbrodni. W większości wizji końca świata ludzie stawali się rządnym krwi zwierzętami walczącymi o przetrwanie. Jednak w tym świecie wszyscy byli na równi. Nie było lepszych czy bogatszych. Wszyscy mieli to samo, czyli nie mieli nic. Wydzielano takie same pensje, tyle samo pracy, tyle samo spalonej energii podczas dnia. Nikt nie chciał niczego więcej, bo nie mogli dostać więcej. Ludzie dostawali te same czarne bluzy i spodnie. Nie było farb do włosów ani sklepów z kosmetykami. Jedynie podstawowe rzeczy niezbędne do przeżycia. Nie było sensu kraść czy mordować, jeśli nie można było się wzbogacić.

X NOTES - One ShotyWhere stories live. Discover now