Slytherin...

Da -potterhead_forever-

1.1M 54.7K 16.8K

Cały świat staje na głowie. W jej życiu pojawia się ktoś nowy, właściwie to wszyscy są tu nowi. 11-letnia Jes... Altro

Nowy początek
A więc to on...
Mój nowy dom
Lekcje
Troll w szkole
Kara
Hogwart - inna strona szkoły cz.1
Hogwart - inna strona szkoły cz.2
Nie najgorszy dzień
Puszek
Uwaga - fragment rozdziału z przyszłości
Zaproszenie
W domu Dracona
Zepsute Święta
Wreszcie odnaleziony
Snape coś knuje
W lesie z Hagridem
Snape znowu pierwszy
W szpitalu
U Weasley'ów
I znowu w pociągu
Nowy nauczyciel OPCM
Zapisy do drużyny
Kłopoty z kotką Filch'a
Mój mecz
Klub pojedynków
Kolejne ofiary
Mój błąd
Walentynki
Kradzież
Porwanie
Komnata odnaleziona
Koniec roku
Wyznania
Wakacje cz.1
Wakacje cz.2
Wakacje cz.3
W pociągu
Wróżbiarstwo
Hagrid nauczycielem
Już jest lepiej
Powrót Dracona
Hogsmeade
Na meczu
Prawda o Black'u
Prezenty
Ich wygrana, nasza przegrana
Wyrok
Egzaminy
Wyjaśnienia
Najlepsze wakacje?
W Malfoy Manor
Wykorzystując każdą sekundę
Nokturum
Naleśniki
Mistrzostwa świata w quidditchu
Wreszcie do Hogwartu
Coś nowego
"Tymczasowe" rozwiązanie
Goście
Za dużo
...
Wielki spór
Pierwsze zadanie cz.1
Pierwsze zadanie cz.2
Bal cz.1
Bal cz.2
Bal cz. 3
Bez Hagrida to nie to samo
Prawie po wszystkim
To już nie mój dom
Inaczej, ale lepiej
Amorki
Wstyd
Trzecie zadanie
Śmierć początkiem nowego końca

Drugie zadanie

10.1K 551 266
Da -potterhead_forever-

- Wstawaj, Smoczku, czas rozpocząć nowy dzień! - zawył mi do ucha Blaise.
Nie widzę sensu w "rozpoczynaniu nowego dnia" jeśli i tak wiem, że nie będzie lepszy od tych, które już przeżyłem.
Ahhh... Było takie cudowne lato zeszłego roku...
- No wstań, żesz! - walnął mnie poduszką.
Dobrze wiem, że on się nie podda póki nie wykonam jego polecenia.
Więc, najwolniej jak to tylko możliwe, opuściłem moje kochane łóżko.
- Nareszcie! - krzyknął przepełniony pozytywną energią. - Czas do biblioteki!
- Stary, chodzimy tam od dwóch tygodni, daj spokój - mruknąłem.
- Jak wygrasz to przynajmniej ona znowu na ciebie spojrzy - uniósł zachęcająco brew.
Poczułem dziwne kłócie w klatce piersiowej, nie zdążyłem się jeszcze do niego przyzwyczaić, ale za to dowiedziałem się co oznacza. Najpierw myślałem, że to coś poważnego, więc skierowałem się do pani Pomfrey, i to coś znowu zaatakowało - kiedy zobaczyłem blond loki, było bardzo silne i nie chciało mnie opuścić - myślałem, że to moja ulubiona zdrajczyni krwi, ale to była jakaś Puchonka, gdy to odkryłem to nagle mi przeszło. Wiedziałem już o co chodzi, ale chyba wolałem nie wiedzieć, więc szybszym tempem ruszyłem w stronę Skrzydła szpitalnego, lecz ta zgrzybiała Pomfrey tylko potwierdziła moje przypuszczenia: "Na złamane serce nie ma lekarstwa, mój drogi".

- Nie obchodzi mnie ta gra, wolę tu zostać - oznajmiłem.
- Widzisz co ona z tobą zrobiła? W sumie sam to sobie zrobiłeś - prychnął mój najlepszy przyjaciel.
- Daj mi spokój - warknąłem.
- Słyszałem od Dafne, że Watson i Granger umówiły się dzisiaj w bibliotece na naukę - rzucił niby od niechcenia Zabini, kątem oka obserwując moją reakcję.

Nic nie poradzę, że takie informacje działają na mnie bardzo pobudzająco.
Wybrałem najlepsze ciuchy, obmyłem się, wypsikałem.
Mam nadzieję, że mnie nie podpuszcza, bo wyglądam bosko.

W pokoju wspólnym nadknęliśmy się na zmorę wyciągniętą z moich najgorszych koszmarów.
- Dracuś, skarbie! - pisnęła Parkinson.

Ehhh...

- Wybacz, Pansy, porywam dzisiaj twojego lovelasa - zachichotał Blaise.

Przewróciłem oczami.

- Codziennie mi go zabierasz, czy chociaż jeden dzień możemy spędzić razem? - paplała, ale była wyraźnie rozczarowana.

Uważaj, bo z wymiotuje.

- Nie tym razem, za parę dni drugie zadanie, musimy się przygotować - widać było w jej posępnym wyraźnie twarzy, że to kupiła, więc wyniosłem się bez zbędnego przedłużania.

Tym razem bez problemu trafiliśmy do tego ogromnego pomieszczenia pełnego książek. Za pierwszym razem mięliśmy nie mały problem, bo żaden z nas nigdy nie bywał w bibliotece.

Ja uważałem każdą minutę tutaj za straconą, bo nigdy jeszcze nie znaleźliśmy czegoś - żadnego zaklęcia czy eliksiru - który pozwoliłby mi pływać godzinę pod wodą, chodź lepiej wykorzystaną niż podczas leżenia w dormitorium.

Oczywiście żadnej uczącej się blondyny nie było, no ale jak już tyle przeszedłem to tu zostanę i pozwolę Zabini'emu pracować.

Mijały tak godziny, a my nie mięliśmy zupełnie nic. Blaise dostawał świra od tych wszystkich literek i musiał co godzinę zażywać dzienną dawkę flirtu, więc podrywał Krukonki na te samo pytanie: "Wiesz może co pozwoliło by mi pływać godzinę pod wodą?"
Idiota.

- Spadamy stąd - zdenerwowałem się, kiedy mój czarnoskóry przyjaciel przedawkował romantyzm na cały przyszły tydzień. - Napiszę do ojca.

Położyłem się ponownie do wyrka.
Mam jeszcze dużo czasu do drugiego zadania. Coś wymyślę, zdążę.

- Smoczku mój najmilszy! - zaśpiewał Zabini. - Lepiej wstawaj, bo to ważne! - zmieniał tonację z wysokiej na niską.

Nie jego fałsz postawił mnie na nogi tylko przepyszny zapach naleśników, który kojarzył mi się z najpiękniejszą osobą na świecie.
Mimo, że wstałem jej nie było w pobliżu.

Obudź się, Draco. To nie wakacje. To nie twój dom. I nie twoja dziewczyna.

Ubrałem się nie zbyt grubo, bo dni robiły się coraz to cieplejsze, nałożyłem na to szatę.
- Zachowujesz się jakby to był najzwyklejszy dzień - powiedział z wyrzutem Zabini.
- Bardzo mi przykro, że cię rozczarowuje! - warknąłem.
- Po to codziennie, przez tyle czasu chodziłem z tobą w to okropne miejsce pełne książek?! Po to motywowałem cię każdego dnia i słuchałem twoich marudzeń? - prychnął obrażony.
- Pragnę przypomnieć że to mój ojciec odnalazł te zaklęcie i sam przez cały tydzień uczyłem się jego formuły i znaczenia na parę dni przed turniejem, ale masz rację, przepraszam.
- Nie ma sprawy.

Ruszyłem przed siebie, każdy w pokoju wspólnym pragnął uścisnąć mi rękę lub życzyć powodzenia. Pansy nawet posunęła się do całusa w policzek, na szczęście Blaise szybko ją ewakuował.

Nie miałem na nic ochoty przy śniadaniu, wmusiłem w siebie tylko te naleśniki i na tym koniec.

- Panie Malfoy! - krzyknął profesor Snape.
Zatrzymałem się, by mógł mnie złapać w tym tłumie uczniów, którzy podekscytowani otaczali mnie by dowiedzieć się jak najwięcej o turnieju. Nie był bym sobą gdybym nie wcisnął im bajki o pokonaniu wielkiej mątwy w jeziorze i broniących jej trytonów.
- Zapraszam za mną - powiedział. - A reszta, rozejść się.
Prowadził mnie przez błonia, które zatłoczone były przez widzów, którzy z wielkim podnieceniem wyczekiwali godziny zero, w której miałem skoczyć do lodowatej wody.

Może gdzieś tu jest Jess... Pożegna mnie, tak jak wtedy w namiocie przed pierwszym zadaniem.

Trybuny otaczały jezioro. A ja stanąłem na brzegu tafli wody. Czekaliśmy na Potter'a.

Zaraz miało rozpocząć się zadanie.
Nawet nie zdążyłem pomyśleć, że zostanie zdyskwalifikowany, a już leciał zdyszany w naszą stronę.

Rozebrałem się do stroju kompielowego - jak wszyscy.

Zimne powietrze otrzeźwiło mój umysł. Nawet jeśli patrzy na mnie z trybun to nie kibicuje mnie tylko Potter'owi.

Za nim się obejrzałem tłum już odliczał:
- 3... 2...
Wyszeptałem zaklęcie, błagając, gdzieś tam głęboko w duchu, że poprawnie je zaakcentowałem i wskoczyłem do wody na gwizdek.

Jezioro nawet przy brzegu było na tyle głębokie, że nie mogłem dostrzec dna, na domiar złego woda była ciemna jak noc co dodawało naszemu zadaniu przerażającego mroku.

Nie zdziałam nic na powierzchni, więc zanurkowałem w ciemność, w nadziei, że nie będę żałował swojej decyzji.

Nie mogłem otworzyć buzi, ale bez problemu oddychałem, gdyż ojciec, który siedzi teraz na trybunach i obserwuje moje poczynania, zaproponował mi zaklęcie, które zatrzymuje powietrze w płucach.

Po jakimś czasie przestałem czuć zimno, nie widziałem sensu by zbliżać się do dna, które całe było w glonach i niewiadomo było co się w nich znajduje, więc zachowałem odpowiedni dystans, dokładnie skanując muł, w którym mógłbym znaleźć coś świecącego, coś na czym mi zależy na tyle bardzo, że biorę sobie poranną kompiel pod koniec zimy.

Nie wiem ile już tak sobie pływam, ale od jakiegoś czasu wędruje sobie za mną bardzo namolny druzgotek, no niczym kolejna Parkinson. Wiem, że to obrzydliwe chytre i wredne stworzenia, ale ten wyglądał jakby się do mnie... łasił?

W pewnym momencie zaczął strasznie szaleć, pływać dookoła mnie, rozciągać się, czy cholera wie co jeszcze.

No czego ty chcesz, mała paskudo?

Odepchnąłem go, chyba się wściekł, ale się odwalił.
Poczułem jak coś wbija małe kiełki w moją stopę! Nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, że to ten mały gówniarz.
Chciałem mu oddać, ale właśnie zrozumiałe o co mu chodzi. On mi coś pokazywał.
Pozwoliłem mu się pokierować.

Nie jestem pewien ile to trwało, ale nawet moje muskularne ręce zaczęły powoli opadać z sił.
Coś śmignęło przed nami. Odgarnąłem ostatnią warstwę wodorostów i aż cofnąłem się z wrażenia.

Cała masa trytonów. Od największych po najmniejsze. Z ogonami we wszystkich odcieniach zieleni, niektóre miały trójzęby, a wszystkie łączył zacięty wyraz twarzy.
Były w stanie gotowości, najwyraźniej czuły intruzów, lub nawet były na nich przygotowane, bo otaczały pięć postaci, uśpionych, swobodnie pływających.
Niepewnie podpłynąłem bliżej, mając na uwadze to, że owy przedmiot obrony tych wodnych stworzeń, może skończyć tymi trzema ostrymi kolcami w moim brzuchu. Na szczęście wydawały się nie zwracać na mnie uwagi, a ja zacząłem przejmować się czymś innym.
Zacząłem rozpoznawać te uśpione postacie.

Granger. Weasley. Chang. Młoda Fleur. I moja najukochańsza.

Ktoś sobie bezprawnie topił cały mój świat. Poczułem straszne szczęście i ten chory ból w brzuchu.
Zapomniałem całkowicie o turnieju, o wszystkim. Przytuliłem ją pod wodą i ocknąłem się dopiero gdy pomyślałem, że marznie w tym jeziorze. Już Krum i Diggory zdążyli wypłynąć na powierzchnię, a Potter bił się z trytonami o małą Delacur - pieprzony bohater.
Odwiązałem Jess z więzadeł i zacząłem płynąć z nią na powierzchnię. Dalej była uspana, ale ja się cieszyłem mając ją, w jakimkolwiek stanie jest.

Widziałem już światło dnia słonecznego. Wypłynąłem na środku jeziora, nie zważałem na mroźny wiatr tylko obserwowałem jak oczy mojego największego skarba budzą się znów do życia i spoglądają, przeszczęśliwe na mnie.
Trybuny szalały z radości.
Moje serce też.
Dyszałem ciężko, tak samo jak ona. Skanowałem każdy centymetr jej ślicznej buźki. Na język cisnęły mi się wszystkie najpiękniejsze słowa, które mogłyby w chodźby najmniejszym stopniu opisać to co czuje, ale żadne nie było dosyć dobre, więc z największą czułością powiedziałem to co chciałem jej przekazać już drugiego dnia odkąd się na nią wyparłem:
- Bardzo za tobą tęskniłem.
Poczułem jak jej lodowate ręce lądują na moim karku, a moje usta na jej wargach.
Nie mogłem się powstrzymać i coraz to zachłanniej wpijałem się w nią, co jakiś tylko czas przestając, żeby mogła mi składać chciwe pocałunki na twarzy, dorywałem się wtedy do jej szyji, zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na nauczycieli, którzy oferowali nam suche ręczniki. Jednego jednak nie mogliśmy olać. Jej zaklęcie unoszenia przestawało działać i z coraz większym trudem moje słonko unosiło się nad wodą.
Musiałem podjąć męską decyzję i odessałem się od niej.
Dopłynęliśmy do brzegu, gdzie opatulono nas szlafrokami, ale nie to mnie teraz rozgrzewało. Nie ważne, które miejsce zająłem, jestem najszczęśliwszym reprezentantem na świecie.
Widziałem jak moje kochanie drży z zimna, więc okryłem ją swoimi ręcznikami i przytuliłem szczelnie.
Naprawdę nie mogłem się w tamtym momencie odpuścić i zniżyłem się odrobinę, żeby poraz kolejny móc ją całować. Gryzłem ją w dolną wargę, nieświadomie nawet zrobiłem jej delikatną malinkę na obojczyku, ona mi na szyji. Potem dałem jej się całować, zdecydowanie to lubiłem najbardziej - wiedzieć, że jej zależy równie mocno.
- Kocham cię, Watson. Całą. Od końcowek włosów po czystość krwi.

Continua a leggere

Ti piacerà anche

14K 1.3K 7
Zbiór krótkich historyjek opartych na świecie Harry'ego Pottera Ps. Nie wszystkie z nich to Drabble, jednak każda jest dość krótka. Okładka mojego au...
468K 12.2K 193
Kolejny, pewnie nudny instagram w tematyce powieści J.K Rowling - Harry Potter. Wszystkie wykorzystane pomysły są moje, proszę nie kopiować fabuły, a...
69.9K 3.4K 45
Iveline Mikealson to łowczyni z przypadku, w wieku 14 lat straciła rodzinę i została wychowana przez łowcę który uratował jej życie, 16 lat spędziła...
4.6K 198 38
Kelly zawsze czuła, że nie jest chciana i kochana, ale spotkała chłopca, kłócili się dużo. Nie tylko się nawzajem obrażali ale łączyła ich więź, któr...