Hogwart - inna strona szkoły cz.1

21.2K 938 253
                                    

Nikt nigdy dla mnie czegoś takiego nie zrobił, zresztą, po Draconie nawet bym się tego nie spodziewała. Coraz optymistyczniej patrzyłem na moją karę u Snape'a.

- Co zrobiłeś, żeby dostać szlaban? - zapytałam Draco.
Siedzieliśmy sobie na błoniach, był piątek, niedawno skończyliśmy lekcję, została nam godzina do kolacji.
- Pofarbowałem mu włosy - oznajmił.
- Co zrobiłeś?! - muszę przyznać, że to prawie równało się z moimi chamskimi odzywkami.
- Na zielono - sprecyzował.
Uśmiechnęłam się widząc oczami wyobraźni zielonowłosego, wściekłego Snape'a.
- Żałujesz, że nie będziesz na meczu? - zapytałam, czułam się trochę winna.
- Nie, wolę mieć z tobą karę u Snape'a niż siedzieć na trybunach z Pansy.
Kurcze, gdyby Parkinson mogła to usłyszeć...
- Jess, zrozumiem jeśli odmówisz... ale gdybyś chciała siedzieć ze mną na eliksirach... wiesz, u mnie jest wolne miejsce... - zaproponował Draco.
Tak słodko wypowiadał moje imię, niby niepewnie, ale jednak odważnie.
- Dzięki, ale nie zostawię Nevill'a samego, ciężko mu idzie - szkoda, ale nie miałam zamiaru wystawiać Longbottoma.
- Eh... rozumiem, ale czuję, że razem moglibyśmy być najlepsi - stwierdził Malfoy.
- No, właśnie, nie dorównaliby do naszego poziomu - zaśmiałam się.
- To może jakaś inna lekcja?
- Zastanowię się.
- Nie drocz się ze mną. Historia Magii, pasuje ci? - zapytał.
Przytaknęłam.
Potem zeszliśmy jakoś na temat quidditcha. Pytał się na jakiej pozycji chciałabym grać.
- Zdecydowanie ściągający, nie myślałam nad niczym innym, a ty?
- Ja, szukający - stwierdził. -
Ojciec kupi mi do drugiej klasy najnowszy model miotły.
- Ja dostałam na urodziny Nimbusa - pochwaliła się.
Założyliśmy się o ile punktów wygramy mecz.
Ja obstawiałam 30, on 70.

Na kolację przyszliśmy spóźnieni. Pansy dostała szału i wyszła z sali nie dokańczając kurczaka.
- Nasz plan na sobotę jest aktualny? - zapytał Blaise, Dracona.
Zainteresowała mnie ich rozmowa.
- Jasne. Chciałem cię zapytać, Jess, czy nie chciałabyś z nami pograć w nocne podchody po szkole. Możesz zabrać ze sobą koleżanki.
- A jak w to się gra? - spytałam zaciekawiona pomysłem chłopaków, bardzo chciałam dokładnie zwiedzić szkołę.
- Dzielimy się w dwójkami, jedna para szuka, a reszta się chowa - tłumaczył Zabini.
To zwykły chowaniec, nie chciałam mówić, że grają w to mugolskie dzieci, bo by się zniechęcili.
- Ja chętnie zagram, myślę, że dziewczyny też - zapewniłam ich.
- To super - ucieszyli się.
- A kto jeszcze gra?
- Goyle, Crabbe, Nott i... - chłopcy spojrzeli na siebie - i Parkinson.
Minę pewnie miałam jakby ktoś walnął mnie z pięści w twarz.
- Będziemy ją kontrolować - dodał szybko Draco widząc moje zniechęcenie.
- Wiecie co, odechciało mi się jeść.
- Jess, możemy być razem w parze, obiecuję, że się do ciebie nie zbliży - zapewniał Malfoy.
- Zastanowię się - mruknęłam i wyszłam z Wielkiej Sali.
Czemu Pansy będąc taką wredną... eh... ma tyle przyjaciół?!
Malfoy ją dalej lubi mimo, że obrażał ją przy mnie parę razy.
Właściwie to czemu ja muszę rezygnować z gry? Chciałam bliżej poznać Hogwart i żadna, wredna małpa mi w tym nie przeszkodzi.
Harry, Ron i Hermiona zauważyli mnie jak wychodziłam z kolacji.
- Co tam u ciebie? - zapytali.
- Nic ciekawego - skłamałam, wiem, że nie spodobała by się im moją przechadzka, w nocy po Hogwarcie, razem z Dra... to znaczy, innymi Ślizgonami.
- Masz plany na sobotę? - zapytał Ron.
- Chyba będę się przygotowywać mentalnie do kary u Snape'a - zaśmiałam się.
Byli zdziwieni moim zachowaniem,w końcu, od kilku dni nic, tylko krzyczałam.
- Dowiedzieliśmy się czegoś nowego - oznajmił. - Idziemy dzisiaj do działu Ksiąg Zakazanych, idziesz z nami?
- Ja... nie dzisiaj, Harry. Jestem... z kimś umówiona.
- Rozumiem - mruknął niezadowolony moją odpowiedzią.
- Opowiecie mi wszystko? - poprosiłam.
- No, jasne.

Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się tak ciemno, był już listopad i słońce faktycznie szybciej zachodziło.

Weszłam do naszego dormitorium. Dziewczyny siedziały w kółeczku i Pansy z przejęciem coś opowiadała.
- ... no i Draco zaprosił mnie na romantyczną, nocną podróż po Hogwarcie - dokończyła na tyle głośno, żebym usłyszała.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Nie wierzysz mi? Zapytaj się Dracona - warknęła.
- Wierzę ci, zresztą mnie też zaprosił - stwierdziłam z satysfakcją. - Po za tym "romantyczna" to dość mocne słowo, biorąc pod uwagę to, że zabiera swoich kolegów.
Pansy wyglądał gorzej niż ja, kiedy usłyszałam, że ona idzie z nami.
- Co więcej, każda z was może przyjść - dodałam zwracając się do Tracey, Milicenty i Dafne.
Dziewczyny opuściły Parkinson i prosiły mnie o szczegóły. Wytłumaczyłam im zasady, a one zastanawiały się głośno jak się podzielą.
- Najlepiej chłopak i dziewczyna - stwierdziła Milicenta. - Ja zajmuje Blaise'a
- Ja z pewnością będę z Draco - zachichotała Pansy patrząc na mnie z wyższością.
- Obawiam się, że znów cię rozczaruję. Już mi to zaproponował, a ja się zgodziłam - szczerze to zrobiło mi się trochę żal Pansy, do póki nie rzuciła na mnie zaklęcia. Poleciałam kilka metrów do tyłu z hukiem odbijając się od ściany.
Postawiłam sobie za punkt honoru wysłać Pansy do Skrzydła Szpitalnego.
Rzuciłam pierwsze lepsze zaklęcie, a jej nos stał się cztery razy większy.
Kolejne zaklęcie, na szczęście odbiłam je zaklęciem tarczy.
Tracey musiała pobiec po chłopaków, bo stanęła razem z nimi w drzwiach. Jednak ani ja ani Pansy nie przejęłyśmy się ich towarzystwem.
W jednym czasie rzuciłyśmy zaklęcia. Pewnie bym dostała, gdyby nie Draco. Stanął pomiędzy nas i dostał podwójnie.
- Draco - zapiszczała z przerażenia Pansy.
Obie odrzuciłyśmy różdżki i pobiegłyśmy do kulącego się z bólu chłopaka.
- Ty kretynko! Zobacz co mu zrobiłaś - oskarżyła mnie Parkinson.
W moich oczach pojawiły się łzy.
Chyba nigdy się tak o nikogo nie martwiłam, poza tym wyrzuty sumienia przygniotły mnie jak betonowa ściana.
Blaise podbiegł do przyjaciela. Wziął go pod ramię, ale Draco nie był w stanie sam przejść nawet kroku.
- Win...wingarddddium Leviooosa - wypowiedziałam to źle, cała zalałam się łzami, ręce za bardzo mi drżały
- Dobry pomysł - mruknął Zabini.
Poprawnie powiedział zaklęcie.
Draco uniósł się metr nad ziemią. W ten sposób przenieśliśmy go do Skrzydła Szpitalnego.
To nie tak miało być! Czemu on to zrobił?!

Pani Pomfrey od razu zajęła się Draconem. Widząc moje łzy i przerażenie na twarzy lekko się uśmiechnęła i oznajmiła, że rano będzie zdrowy.
Ja jednak przez całą noc nie chciałam się ruszyć na krok od jego łóżka. Nie mogłyśmy być z Pansy we dwie przy nim, więc zmieniałyśmy się co godzinę.

Siedziałam właśnie obok niego. Widziałam jak Parkinson z niecierpliwością wyczekuje swojej zmiany. Draco spał sobie spokojnie, już nie skręcał się z bólu. Pani Pomfrey próbowała kilka razy nas wygonić tłumacząc, że będzie miała przez nas kłopoty, ale gdzieś koło 22 zjawił się sam dyrektor i dostaliśmy oficjalną zgodę na opiekowanie się chłopakiem. Przyjęłam ten fakt z ogromną wdzięcznością.

Była 3.29, zostało mi ponad pół godziny na pilnowanie go.
Byłam przerażona jego stanem mimo, że odzyskał już swoje żywsze kolory.
Co chwilę łapałam Draco za rękę, nie wiem dlaczego, ale czułam się wtedy lepiej. Wiedziałam, że Pansy jest wściekła.
Eliksir Słodkiego Snu chyba przestał działać, bo chłopak zaczął się budzić. Zobaczyłam piękne, szare oczy.

*Draco*

- Nic ci nie jest? - zapytałem. To pierwsze co mi na myśl przyszło. Nie powiem jej o tym, ale śniła mi się przed chwilą, to był chyba najpiękniejszy sen w moim życiu.
- Mi?! To ty leżysz w szpitalu - zauważyła.
W szpitalu?! Jak ja się tu znalazłem?
No tak, przypomniałem sobie moment, w którym Tracey weszła przerażona do naszego dormitorium. Kiedy usłyszałem o pojedynku Jess i Pansy, nieźle się wystraszyłem, Pansy potrafiła być naprawdę nieobliczalna.
Wszedłem do ich pokoju i stanąłem pomiędzy dwiema dziewczynami. A potem... tylko światło. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem Jess, wyglądała jak anioł... najsmutniejszy anioł na świecie.
- Przepraszam - dopiero teraz zauważyłem, że płacze. Otarłem łzy z jej policzka.
Nie byłem na nią zły, nawet przez myśl mi to nie przeszło.
- Nie szkodzi - uśmiechnąłem się.
Naszą sielankę przerwała Pansy.
- Wszystko w porządku? - zapytała, odpychając lekko dziewczynę.
Jess szybko zabrała rękę, którą do tej pory, trzymała mnie.
- Taaa, jest dobrze - spojrzałem na blondynkę, która przybrała bordowej barwy.
Obie zostały przy mnie aż do rana.
O 8.00 opuściłem szpital. Od razu poszliśmy na śniadanie, ale dzisiaj nie jedzenie mi w głowie...

Slytherin... Where stories live. Discover now