Bal cz. 3

9.5K 553 130
                                    

Każda, z wyjątkiem Parkinson, wyglądała olśniewająco w swoich sukniach, tylko pozazdrościć ich partnerą, którzy... nadal pozostawali anonimowi, ale nie na długo.
- Jess, pośpiesz się - wisiała nade mną Tracey. - Włóż sukienkę.
Podała mi krótką, pudrową rozkloszowaną kieckę z przedłużanym tyłem.
- Nie to - stwierdziłam i wyjęłam z szafy świąteczny prezent od Dracona. Idealną suknię, którą mi podarował, w której się zakochałam.
Chciałam mu bezgłośnie posłać jakich sygnał, a to jest najlepszy pomysł na jaki wpadłam.
Dafne uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła mnie ubraną w to cudo.
- Ślicznie wyglądasz.

Milicenta wpadła do dormitorium.
- Dafne, Jess, ktoś do was - podniosła obie brwi dwa razy.
Weszłam do pokoju wspólnego. Serce mi zamarło jak zobaczyłam Dracona w towarzystwie Blaise'a siedzących na kanapie.
Greengras musiała wyczuć moje zawachanie, bo złapała mnie za rękę i lekko pociągnęła za sobą.

Na korytarzu czekali na nas dwaj Kurukoni. Jeden: wysoki, śliczny, umięśniony brunet, o dwa lata od nas starszy, z genialnymi zielonymi oczami - znaczy czekał na Dafne. Ja musiałam zadowolić się pulchnym, przymaławym, o rok młodszym chłopaczkiem z młodzieńczym trondzikiem i nadmierną potliwością.
- Hej, jestem Greg - przestawił mi się nieziemsko przystojny szesnastolatek.
- J-Jess... - zająknęłam się.
- Ja Millan - przestawił się Greengras, która z promiennym śmiechem na twarzy podała mu rękę, po czym ukradkiem ją wytarła w suknie z nieco mniejszym entuzjazmem.
- Chyba powinniśmy już iść - stwierdził mój podekscytowany partner, który najprawdopodobniej pierwszy raz wybierał się na tak wykwintną imprezę, zresztą podobnie jak ja.
- Jeszcze chwilka, nasze przyjaciółki już powinny wychodzić - zgasiłam delikatnie jego zapał.
Ruszyliśmy się by nie stać w przejściu.
- Naprawdę prześlicznie wyglądasz - Greg co chwila prawił Dafne komplementy.
Życie jest niesprawiedliwe. Zrobiłam coś dobrego i kończy się tak, że moja przyjaciółka idzie na bal z super-ciachem, a ja za jej radą, idę z super-tłuścioszkiem.

Ehh...

Moje użalanie się nad sobą w myślach przerwał dźwięk otwieranego przejścia.
- No naresz... - urwała moja współlokatorka widząc kto właśnie udaje się na bal.

Skrzyżowałam wzrok z Draconem. On patrzył na sukienkę, ja na jego splecione ręce z Pansy.
Łzy mi się cisnęły do oczu, Parkinson uśmiechała się triumfalnie gdy je zauważyła. Osiągnęła swój cel, zdobyła serce Malfoya.
Całe szczęście, że ta katorga, która trwała wiecznie, nareszcie się skończyła i poszli dalej... Prosto na randkę wśród tańczących par.
Pozwoliłam by parę łez spłynęło po moich policzkach, całe szczęście, że nikt nie zwrócił na nie uwagi.

- Sorry, Tracey zniszczyła się fryzura i... - tłumaczyła się Milicenta.
- Nie ważne, chodźmy - przerwałam jej.

Wielka sala wydawała się być całkowicie innym miejscem - takim baśniowym. Pomieszczenie, w którym zwykle jadaliśmy śniadania i obiady stało się dzisiaj pięknym, śnieżnym pałacem. Uczniowie dostali pierwszą okazję by się wystroić i jak najbardziej ją wykorzystali. Dziewczęta ubrane były w atłasy, jedwaby w czerń, złoto, biel, fiolet, każdy odcień danego koloru. Chłopcy włożyli krawaty, muszki, szaty i lakierowane buty.
Dzisiaj każdy pokazywał się od najpiękniejszej strony.
Dumbledore postarał się, aby każdy czuł się jak we własnej szkole, więc mignął mi raz latający, szklany aniołek, którym tak się zachwycały kobietki z Baeuxbatons, a na ścianach wisiały ozdobne harpuny i miecze, które zwróciły uwagę mężczyzn z Dumstrangu.
Każdy miał zamiar się wyszaleć tej nocy, tym bardziej, że plotka głosiła, że ma się zjawić zespół Fatalne Jędze, który robi furorę wśród młodych czarodziejów.
- Harry! - rzuciłam się przyjacielowi w ramiona. - Jejku, wspaniale wyglądasz!
- Ty również - lustrował mnie wzrokiem dopóki jego partnerka nie chrząknęła znacząco.
- Oo no tak, Harry to Millan... - przedstawiłam swojego partnera, ale za cholere nie mogłam sobie przypomnieć jego nazwiska. Więc zostałam przy zwykłym "Millan".
- Och, a to... - nie zdążył nam przedstawić swojej koleżanki, bo między nas wparował Ron.
- Hej! - powiedział trochę za głośno ciągnąc za sobą dziewuchę, która była idealnym odzwierciedleniem partnerki Harrego, więc po prostu założyłam, że to siostry.
Spryciarze z tych chłopaczków, wiedzieli kogo upolować, by nie zostać na lodzie.
- Widzieliście gdzieś Hermionę? - zapytał nieco zdenerwowany.
- Nie, dopiero przyszłam - przyznałam.
- No tak. Pewnie i tak nie przyjedzie, w końcu nie ma z kim. Gdyby nie była taka uparta to bym ją zaprosił, ale skoro nie chciała się przyznać, że...
- Panie Potter! - podeszła do nas McGonagall. - Zabierz swoją partnerkę i ruszaj na parkiet! Reprezentanci muszą rozpocząć bal...
- Ehh... No tak - przyznał Harry, niezwykle udręczony i bardzo skrępowany w sytuacji, której się znalazł.
- Panie Krum! - nauczycielka już leciała to pochmurnego 17-latka i jego zjawiskowej partnerki... Hermiony Granger.
Była przepiękna - te idealne zęby, sukienka aż do samej ziemi, ciasno splecione w kok włosy... Była jak anioł, bardzo szczęśliwy anioł.
Szturchnęłam Weasley'a, który nadal nerwowo rozglądał się wokół siebie.
- Myślę, że Hermiona nie przepłacze samotnie dzisiejszego wieczora - skierowałam rudą czuprynę prosto na prześliczną Gryfonke, która mogłaby się stać królową balu, gdyby tylko zechciała.
Ron patrzał na nią wielkimi, maślanymi oczami, w których czaiła się także, bardzo źle skrywana, zazdrość.

Oj, to z pewnością będzie wyjątkowa noc.

Najwyraźniej nie miała czasu, żeby z nami pogadać, więc rzuciła nam tylko skromny, aczkolwiek przesłodki uśmiech i ruszyła prosto na parkiet.

Puścili wolną, bardzo smętną piosenkę, więc reprezentanci zaczęli się poruszać w rytmie. Starałam się nie patrzeć na Dracona i Pansy, chodź on przyciągał mój wzrok jak magnes.

Ale tym razem nie będę płakała. Tylko nie dzisiaj, proszę.

Po chwili inne pary porwały się do tańca i szybko zgubiłam z zasięgu wzroku tą dwójkę Ślizgonów.

Mój mały koleżka złapał mnie za rękę i pociągnął do tańca. Czułam się nieco osaczona, gdy próbowałam się wyrwać z jego objęć, ale pomyślałam, że to tylko jedna piosenka, więc przestałam z nim walczyć.

Po tej, jakże spokojnej piosence na scenę wbiły Fatalne Jędze. Więc plotki okazały się prawdą.
Dopiero wtedy zaczęła się dzika zabawa.
- Można zaprosić do tańca? - zapytał mnie jakiś starszy chłopak, nie miałam pewności z której klasy jest, ani z którego domu, ani nawet nie byłam pewna czy z naszej szkoły, ale chętnie przyjęłam zaproszenie.
Wtedy się okazało, że mały Krukon jest chorobilwie zazdrosny.
- Ona jest zajęta - warknął mocno trzymając mnie za rękę.
- O tak! I bardzo zmęczona - stwierdziłam - mógłbyś pójść po sok? Bardzo proszę...
- Pewnie - zniknął w tłumie, a ja zajęłam się tańcem z brązowookim.

Przetańczyłam z nim z dwie piosenki, dowiedziałam się, że jest z Dumstrangu, chociaż przez pierwsze cztery lata mieszkał tutaj, w Anglii.
Dowiedziałam się dużo o kulturze jego kraju i, że chętnie napił by się czegoś mocniejszego niż mleko z miodem.

Wtedy dostałam kolejną propozycję tańca od bardzo znajomego mi osobnika.
- No jasne, Ron - zaciągnęłam go na parkiet.
Nawet na mnie nie patrzał, ani nie słuchał jak mu opowiadałam o moim partnerze, który zapewne szuka mnie teraz gdzieś w tłumie.
- Ron, no! - krzyknęłam.
Ocknął się w końcu... Tak jakby...
- Myślisz, że ona jest gdzieś tu blisko? - zapytał zdenerwowany, lekko zszokowany.
- Myślę, że twoja partnerka nie narzeka, że nie jesteś przy niej, nawet jestem pewna...
- Co? - zapytał.
- Co? - powtórzyłam zdziwiona.
- Myślisz, że Hermiona z Krumem tu... no wiesz...
- Aaaaa - właśnie zrozumiałam powagę sytuacji... młody Weasley się zakochał w naszej kochanej Granger...
- Myślę, że są teraz razem. I tańczą, bardzo blisko - nakręcałam go i chichotałam, kiedy coraz to bardziej zdenerwowany rozglądał się.
- Poszukam jej - wypalił nagle i zostawił mnie samą pośród tańczących uczniów. Westchnęłam ciężko.
- Można panią poprosić? - zapytał ciemnoskóry chłopak, który najwyraźniej już od dłuższego czasu czekał na okazję, żeby zatańczyć.
- Możemy się najpierw czegoś napić? Bo prędzej zemdleje niż zatańcze chodź jeden kawałek - oznajmiłam.
- To chodź - zaśmiał się Dean.

*Blaise*

- Stary, zrobił byś coś w końcu - warknąłem ostro wkurzony. - Ile możesz tak stać i się na nią gapić.
- Niby co mam lepszego do roboty - syknął Smok, trącając mnie lekko w ramię.
- Jesteś idiotą - stwierdziłem.
- Nie ma to jak wsparcie kumpla! Debil - mruknął pod nosem, widziałem jak cały płonie. Co ta zazdrość robi z przyzwoitym Ślizgonem.
- Po prostu z nią bądź, jak tak ci zależy - poradziłem mu.
Zaśmiał się ironicznie, jeszcze bardziej rozdrażniony niż dotychczas.
Strzelił sobie kieliszek ognistej Whisky, którą przemyciliśmy na tą sztywną imprezę.
- Ona jest pół krwi! Kocha mugoli - cisnął kieliszkiem w ścianę. Na szczęście się nie rozbił, był ze szkła hartowanego, dostał je od ojca na 14-aste urodziny. - Mój tata niszczy takich jak ona. Jest jak Weasley'owie tylko trochę bogatsza.
- Ale ją kochasz - stwierdziłem.
Nic mi na to nie odpowiedział.
- Kochanie! - piszczała nam nad uchem Parkinson, przewróciłem oczami. - Zatańcz ze mną jeszcze raz, proszę...
- Nie mam ochoty - próbował ją spławić.
- Dracuś, no pro...
- Nie, Pansy! Odczep się.
- Co się dzieje, skarbie?
Nie mogłem znieść już jej przesłodzonego głosu:
- Ja się nim zajmę, trochę za dużo wypił.
- No dobrze - odeszła zdołowana.
- Dzięki - burknął Malfoy. - To już piąty chłopak, z którym tańczy - pokazał mi ją, przed nami, tańczącą z jakimś typkiem.
- Uspokój się.
- Nie! Nie tak to miało wyglądać!
- A czego ty oczekiwałeś? - zaśmiałem się oschle. - Że będzie teraz do ciebie wzdychać? Ona taka nie jest, dobrze o tym wiesz.
- Ona mnie kocha - oznajmił Draco, próbując raczej przekonać siebie niż mnie.
- Jak długo jeszcze będzie? - zapytałem.
Umilkł.

Slytherin... Where stories live. Discover now