Kolejne ofiary

12.5K 637 179
                                    

Chyba wszyscy rozumowali tak jak ja. Nikt nie zbliżał się do Harre'go, nikt też nie chciał być "wrogiem dziedzica". Nikt co prawda go otwarcie tak nie nazwał, ale wszyscy szeptali.

- Jess, proszę cię - zaśmiał się Draco. - To zbieg okoliczności. ON NIE JEST DZIEDZICEM, do cholery.
- Nie wierzę, Draco.
- On jest twoim przyjacielem - te słowa wymówił z wyraźną odrazą - powinnaś znać go najlepiej.
- No to może go nie znam - wykłócaliśmy się tak od dłuższego czasu. - Poza tym oni podejrzewają ciebie - burknęłam.
Ale Draco wyglądał na zadowolonego i dumnego.
- Co jest z tobą nie tak?! - zapytałam go.
- Ja nadal nie wierzę, że ten kretyn nasłałby na kogoś potwora - oznajmił chłopak.

Jednak to co stało się kolejnego dnia, tylko przekonało mnie co do moich podejrzeń. Prawie Bezgłowy Nick i ten chłopak od węża, stali się kolejnymi ofiarami, oczywiście Harry był w centrum zainteresowania, to on został przyłapany przez Filch'a. Ten duch i Puchon zostali spetryfikowani. Zaczęłam się naprawdę bać. Draco jednak stanął przy swoim i uważał, że Harry nie ma z tym nic wspólnego, że jest za słaby i niegodny.

Wszyscy ludzie wokół mnie szeptali, że Harry to czarnoksiężnik, że ma tyle mocy, że może zabić nas wszystkich, że potwór jest na jego usługach i już nikt nie może czuć się bezpieczny. Większość z tych podejrzeń nie uwierzyłam, bo są absurdalne, ale nie mogłam powstrzymać tego strachu.

Zbliżały się ferie, właściwie został do nich tylko jeden dzień. Większość uczniów z ulgą przyjęła fakt, że opuszczą szkołę, ja jednak nie wracałam do domu, Draco, Crabbe, Goyle i Tracey też nie, Harry, Ron i Hermiona także zostali.
Siedziałam w Wielkiej Sali, jadłam właśnie obiad, większość uczniów w tym czasie się pakowała. Przyleciała sowa, jedna jedyna. Do mnie.
To od rodziców, powiedzieli, że mam się pakować i wracam do domu. Odpisałam jednym zdaniem: "Nie ma mowy". Wkurzą się.
- Co jest, Jess, co masz taką minę - uśmiechnął się Draco.
- Nic - mruknęłam.
Nie ciągnął dalej.
Pożegnałam się z Milicentą i Dafne, które wróciły do domu pociągiem.

Było koło 17.00, więc wróciłam do lochów. Nikogo nie było, dopóki wrócił Draco z Crabbe'm i Goyle'm.
- Hej, Jess - przywitał się i pocałował mnie w policzek. Goyle zacisnął pięści. O co mu chodzi, przecież nie raz widział, jak Draco to robi, mimo, że nadal jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Co dzisiaj taka smutna jesteś? - zapytał.
- To co zwykle, no i rodzice chcą mnie zabrać do domu - oznajmiłam.
- Chyba nie myślisz dalej, że on...
- Draco, nie dzisiaj, nie mam głowy i humoru, żeby teraz o tym gadać - burknęłam i poszłam do pokoju dziewcząt.

*Draco*

- Co jest Jessice? - zapytał mnie Goyle.
- Nadal myśli, że Potter jest dziedzicem Slytherina. Tyle razy jej mówiłem, że ten frajer nie jest godny...
- Naprawdę tak myśli? - upewnił się Goyle, a w jego głosie słyszałem... smutek? Serio?
- No, tak. Nie wierzę, że ludzie JEGO podejrzewają. Szczerze to myślałem, że to mnie oskarżą - burknąłem, bardziej do siebie niż do nich.
W oczach Crabbe'a dostrzegłem błysk, a Goyle nadal był przygnębiony.
- Bo jesteś dziedzicem, prawda? - zapytał mnie Crabbe.

Ich debilizm mnie dobija.

- Boże, Crabbe, nie przetworzyłeś jeszcze informacji z wczoraj? Wolniej to już można tylko się cofać - stwierdziłem. - Pytałeś już o to samo. Powtórzę ostatni raz: NIE JESTEM DZIEDZICEM i NIE WIEM KTO NIM JEST, ALE TO Z PEWNOŚCIĄ NIE JEST POTTER - powiedziałem bardzo powoli. - Ojciec mi opowiadał, że 50 lat temu ktoś otworzył Komnatę i wtedy szlama zginęła. Teraz też zginie, obstawiam, że to będzie Granger.
Crabbe wstał, ale Goyle go powstrzymał.
- Co z wami, chłopaki? - nie powiem, byłem zdziwiony ich zachowaniem. Chwilę później uciekli z pokoju. Nawet nie próbowałem ich gonić, kretyni.

*Harry*

- A jednak Malfoy nie jest dziedzicem - mruknął niezadowolony Ron.
- Jessica naprawdę mnie podejrzewa? - nadal niedowierzałem.

No dobra, mamy lekki kryzys w naszej przyjaźni, ale zaraz, żeby mnie oskarżać o... takie coś. Nie wiem czy mam płakać czy... nie, właściwie to mogę tylko płakać.

- Harry, nie martw się. Udowodnimy jej i wszystkim innym, że się mylili - pocieszał mnie Ron.

Ja jednak nie mogłem uwierzyć, że ona bardziej ufa tej gnidzie, Malfoy'owi, niż mnie. To boli.

- Porozmawiam z nią, jutro - postanowiłem.
- No nie wiem, Harry - wyraził swoje nieprzekonanie Ron.
- Pokaże jej, że się nie zmieniłem- oznajmiłem.
- A jeśli się ciebie... no wiesz... przestraszy?
- Jestem tym samym Harrym, na pewno zrozumie.

Opowiedzieliśmy wszystko Hermionie, która nie mogła z nami iść, bo na szacie Trecey były kocie kłaki, przez co nasza przyjaciółka stała się pół-kotem.

Nie mogłem zasnąć, już parę godzin po północy. Nie mogę uwierzyć, że Jessica naprawdę we mnie zwątpiła. Może Malfoy kłamał, bo nie chciał powiedzieć Crabbe'owi i Goyle'owi prawdziwych kłopotów Jessici. To chore do czego musiało dojść, żebym musiał dowiedzieć się w taki sposób, co o mnie myśli jedna z najważniejszych dla mnie osób, ale nie zrezygnuje z niej, dalej jest moją przyjaciółką. Na dobre i na złe.

Slytherin... Where stories live. Discover now