Goście

12K 616 143
                                    

Wszystko mnie boli. Głowa od krzyków, oczy od płaczu i serce z zazdrości. Jestem zmęczona ukrywaniem się i graniem drugich skrzypiec. Chciałam być z nim, a nie mieć go po niej.

Umowa trwa od dzisiejszego ranka, a ja już mam ochotę się poddać. Parkinson przegina i namiętnie łamie regulamin, a Draco albo nie chce robić sceny przed ludźmi, którzy mają uwierzyć w ten związek, albo mu się to podoba.
Są w centrum uwagi całej szkoły, zaćmili nawet takie wydarzenie jak turniej trójmagiczny. Pansy błyszczy w świetle reflektorów razem z Draconem, a to ja miałam być na jej miejscu.

Zerwałam się z ostatniej lekcji, żeby uciec od ciekawskich spojrzeń uczniów, ale jak mają się nie patrzeć jeśli chodzę po szkole z podkrążonymi od płaczu oczami.
Łazienka Marty to jedyne miejsce, które daje mi ukojenie, nasze najczęstsze miejsce spotkań z Draconem.
Zaszyłam się w jednej z kabin toaletowych i płakałam. Mam nadzieję, że przez to skasują mi się obrazy ich złączonych dłoni, całusów w policzek i ich szeptów na ucho, gdybym nie znała planu naprawdę bym pomyślała, że się kochają. Jak Draco może kochać mnie jeśli tak dobrze potrafi udawać miłość do innej osoby?
Jaką mam pewność, że to co jest pomiędzy nami to też nie gra?

- A kto to taki smutny? - zapytał mnie piskliwy, szyderczy głos 12-letniej przeźroczystej dziewczynki. - To moja kabina, ale dam ci w niej popłakać.
Nic jej nie odpowiedziałam, schowałam twarz za włosami.
- Perełka Dracusia nie świeci już tak mocno? - zaśmiała się.
Zgrzytałam zębami i zacinęłam pięść, tylko jak do cholery uderzyć ducha?
- Jesteś jego nie pierwszą i nie ostatnią - stwierdziła kąśliwie.
- Robi to dla mnie - powiedziałam łkając, bardziej do siebie niż do niej.
- Yhym, tak ci powiedział? - zapytała dusząc śmiech - A ja sądzę, że świetnie się bawi z Pansy.
Zamachnęłam się, ale moja pięść przeleciała przez jej brzuch, na co ona wybuchła szyderczym śmiechem.
- Jesteś naiwna - podsumowała i zaczęła krzyczeć aż decybele w pokoju osiągnęły stan krytyczny. Przycisnęłam ręce do uszu, żeby je ochronić, ale okna nie miały tyle szczęścia i rozbiły się pod wpływem krzyku. Odruchowo zasłoniłam twarz, ale poczułam jak kilka kawałków szkła rani moją skórę na policzku, ręce i plecy, delikatnie rozvinając mój naskórek.
Marta już nie krzyczała, wpatrywała się we mnie, a ja dalej kurczowo trzymałam się za uszy.

Draco wpadł do łazienki.
- Co tu się... Jess, co ty tu robisz? Nic ci nie jest? Miałaś być za godzinę.

Spojrzałam na pomieszczenie, wszędzie pełno odłamków szkła, a Marta wisiała nad nami zadowolona.
- Nie ruszaj się - podszedł do mnie ostrożnie, chodząc po szkle.
Kucnął przy mnie i zaczął wyciągać odłamki z mojego ciała. Płakałam, ale nie wiem czy dlaczego, po prostu chciałam popłakać.
- Możecie mi powiedzieć co tu się stało?! - ściągnął koszulkę, namoczył ją wodą i przyłożył mi do rany na policzku. Zasyczałam, bo zapiekło. Ale widok jego klatki skutecznie uśmieżył ból.
- Nie płacz już, kochana - poprosił.
Po tej prośbie coraz więcej łez zaczęło spływać po moich policzkach.
Usiadł po turecku i przeniósł mnie na swoje nogi, a ja się wtuliłam w niego i dałam upust emocją. Byłam na niego wściekła, za to jak się angażował w to "chodzenie" z Pansy, a za razem tak bardzo za nim tęskniłam, że za takie chwilę jak ta, pozwoliłabym spotykać się codziennie.
Bezwstydnie dotykałam rzeźbień na jego brzuchu, już wyraźnie było widać kształt 6-paku. Podobało mu się to, jak tak mu się przyglądałam, podziwiałam.
- Pansy nic nie znaczy - powiedział po jakiejś godzinie milczenia, kochałam tą ciszę, a on mi ją przerwał dla jej osoby.
Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć, chciałabym mu bezgranicznie zaufać, ale to nie jest możliwe jeśli nie zaufam też Parkinson, a prędzej pocałuję tego potwora z jeziora na błoniach niż zamienię kilka zdań z Pansy bez kąśliwej uwagi.
- Ciebie kocham, słoneczko - oznajmił.
Poczułam bardzo przyjemne i nienasycone uczucie szczęścia, ale tak cholernie ulotnego, że nie zdążyłam się nim upoić.
- Łamie zasady - stwierdziłam.
- Wiem. Porozmawiam z nią.
- Już wy lepiej nie rozmawiajcie - prychnęłam.
- Kocham jak jesteś zazdrosna - uśmiechnął się.
Walnęłam go pięścią w brzuch, ale bardziej zabolało mnie niż jego. Rozmasował mi knykcie, które zapiekły od niepoprawnego uderzenia.

Slytherin... Donde viven las historias. Descúbrelo ahora