Drugie zadanie

10.1K 551 266
                                    

- Wstawaj, Smoczku, czas rozpocząć nowy dzień! - zawył mi do ucha Blaise.
Nie widzę sensu w "rozpoczynaniu nowego dnia" jeśli i tak wiem, że nie będzie lepszy od tych, które już przeżyłem.
Ahhh... Było takie cudowne lato zeszłego roku...
- No wstań, żesz! - walnął mnie poduszką.
Dobrze wiem, że on się nie podda póki nie wykonam jego polecenia.
Więc, najwolniej jak to tylko możliwe, opuściłem moje kochane łóżko.
- Nareszcie! - krzyknął przepełniony pozytywną energią. - Czas do biblioteki!
- Stary, chodzimy tam od dwóch tygodni, daj spokój - mruknąłem.
- Jak wygrasz to przynajmniej ona znowu na ciebie spojrzy - uniósł zachęcająco brew.
Poczułem dziwne kłócie w klatce piersiowej, nie zdążyłem się jeszcze do niego przyzwyczaić, ale za to dowiedziałem się co oznacza. Najpierw myślałem, że to coś poważnego, więc skierowałem się do pani Pomfrey, i to coś znowu zaatakowało - kiedy zobaczyłem blond loki, było bardzo silne i nie chciało mnie opuścić - myślałem, że to moja ulubiona zdrajczyni krwi, ale to była jakaś Puchonka, gdy to odkryłem to nagle mi przeszło. Wiedziałem już o co chodzi, ale chyba wolałem nie wiedzieć, więc szybszym tempem ruszyłem w stronę Skrzydła szpitalnego, lecz ta zgrzybiała Pomfrey tylko potwierdziła moje przypuszczenia: "Na złamane serce nie ma lekarstwa, mój drogi".

- Nie obchodzi mnie ta gra, wolę tu zostać - oznajmiłem.
- Widzisz co ona z tobą zrobiła? W sumie sam to sobie zrobiłeś - prychnął mój najlepszy przyjaciel.
- Daj mi spokój - warknąłem.
- Słyszałem od Dafne, że Watson i Granger umówiły się dzisiaj w bibliotece na naukę - rzucił niby od niechcenia Zabini, kątem oka obserwując moją reakcję.

Nic nie poradzę, że takie informacje działają na mnie bardzo pobudzająco.
Wybrałem najlepsze ciuchy, obmyłem się, wypsikałem.
Mam nadzieję, że mnie nie podpuszcza, bo wyglądam bosko.

W pokoju wspólnym nadknęliśmy się na zmorę wyciągniętą z moich najgorszych koszmarów.
- Dracuś, skarbie! - pisnęła Parkinson.

Ehhh...

- Wybacz, Pansy, porywam dzisiaj twojego lovelasa - zachichotał Blaise.

Przewróciłem oczami.

- Codziennie mi go zabierasz, czy chociaż jeden dzień możemy spędzić razem? - paplała, ale była wyraźnie rozczarowana.

Uważaj, bo z wymiotuje.

- Nie tym razem, za parę dni drugie zadanie, musimy się przygotować - widać było w jej posępnym wyraźnie twarzy, że to kupiła, więc wyniosłem się bez zbędnego przedłużania.

Tym razem bez problemu trafiliśmy do tego ogromnego pomieszczenia pełnego książek. Za pierwszym razem mięliśmy nie mały problem, bo żaden z nas nigdy nie bywał w bibliotece.

Ja uważałem każdą minutę tutaj za straconą, bo nigdy jeszcze nie znaleźliśmy czegoś - żadnego zaklęcia czy eliksiru - który pozwoliłby mi pływać godzinę pod wodą, chodź lepiej wykorzystaną niż podczas leżenia w dormitorium.

Oczywiście żadnej uczącej się blondyny nie było, no ale jak już tyle przeszedłem to tu zostanę i pozwolę Zabini'emu pracować.

Mijały tak godziny, a my nie mięliśmy zupełnie nic. Blaise dostawał świra od tych wszystkich literek i musiał co godzinę zażywać dzienną dawkę flirtu, więc podrywał Krukonki na te samo pytanie: "Wiesz może co pozwoliło by mi pływać godzinę pod wodą?"
Idiota.

- Spadamy stąd - zdenerwowałem się, kiedy mój czarnoskóry przyjaciel przedawkował romantyzm na cały przyszły tydzień. - Napiszę do ojca.

Położyłem się ponownie do wyrka.
Mam jeszcze dużo czasu do drugiego zadania. Coś wymyślę, zdążę.

- Smoczku mój najmilszy! - zaśpiewał Zabini. - Lepiej wstawaj, bo to ważne! - zmieniał tonację z wysokiej na niską.

Slytherin... Where stories live. Discover now