Kara

23.3K 1K 550
                                    

Jestem bardzo popularną osobą w szkole. Nie, to nie ma nic wspólnego z pokonaniem trolla. Chodzi o to, że jestem jedyną Ślizgonką, która przyjaźni się z Gryfonami. Faktycznie, to niespotykane zjawisko w Hogwarcie.
Po uratowaniu Hermionie życia zaczęliśmy spędzać z nami coraz więcej czasu. Mi to nie przeszkadzało, ale Ron wyraźnie nie skakał z radości, często sobie dokuczali.
Jednak to, że lubiłam paru Gryfonów, nie oznaczało, że przekreśliłam całe swoje życie towarzyskie we własnym domu. Bardzo polubiłam Dafne, Milicente i Tracey. Pansy nie znosiłam, dokuczałyśmy sobie przy każdej możliwej okazji. A z Draco... eh... to takie skąplikowane. Raz potrafi być naprawdę miły i zachowuje się prawie jak Gryfon, ale kiedy jestem w towarzystwie Rona, Harre'go czy Hermiony, od razu włącza mu się tryb chama i prostaka. Gdyby nie to, może moglibyśmy być przyjaciółmi.
Muszę przyznać, że się myliłam (a to rzadkość), prawie wcale nie przypomina rodziców. Może przy innych zakłada maskę bezdusznego dupka, ale gdy jestem z nim sama, mam wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie innym, lepszym.

W nauce idzie mi całkiem nieźle. Zdecydowanie najlepsza jestem w eliksirach. Nie wiem dlaczego, ale zawsze mnie ciągnęło do tego przedmiotu. Snape jednak całe lekcję mnie ignoruje, pewnie jest wściekły za to, że pomagam Harremu i Ron'owi na zajęciach, jednak nie ośmielił się odebrać mi punktów.
Ale któregoś dnia po prostu przesadziłam...

- Pan Potter oczywiście nie raczy wysłuchać moich instrukcji. Nie powinieneś robić z siebie gwiazdy, zwłaszcza, że nie jest Pan mistrzem w wyważaniu eliksirów - warknął Snape.
Harry faktycznie pomylił przepis, ale nie trzeba było robić z tego takiej afery!
Pansy chichotała pod nosem, posłałam jej pogardliwie spojrzenie, co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło.
- Każdemu mogło się zdarzyć - zauważyłam.
Nie chciałam powiedzieć tego głośno, ale zdałam sobie sprawę, że wyrażenie swojej opinii to jeszcze nie przestępstwo.
Snape uśmiechnął się pod nosem.
- Coś chciałaby pani dodać, panno Watson? - zakpił.
- Nie, dziękuję.
- A więc Gryffindor traci 5 punktów - mówił Snape.
Prychnęłam na głos.
Kilka osób wbiło we mnie zaciekawione spojrzenia. Harry poprosił, żebym dała sobie spokój.
Profesor wyglądał na zirytowanego moją postawą.
- Nie dziwię się, że nie mamy z panem Obrony Przed Czarną Magią - kurde, to był już cios poniżej pasa.
- Szlaban, pani Watson, a teraz może pani się spakować i wyjść z mojej lekcji!
- Z wielką ochotą - mruknęłam.
- Podwójny szlaban!
Wyszłam z lekcji.
Nie powiem, byłam nieco zaskoczona i przerażona swoim zachowaniem. Czyżbym stawała się typową Ślizgonką?!

Nie wiedziałam gdzie się podziać, miałam wielkie szczęście, że za takie odzywki nie trafiłam do dyrektora.

Po zakończeniu lekcji, zostałam przywitania przez Gryfonów jak królowa. Oklaski, gwizdy i inne oznaki podziwu. Ja jednak nie byłam z siebie dumna i jak najszybciej chciałam zapomnieć o dzisiejszej sytuacji, nie było to możliwe, bo już parę godzin później o moim wyskoku wiedziała cała szkoła.

Harry i Ron biegli w moją stronę, nie miałam dzisiaj ochoty z nimi gadać.
- Nie musiałaś tego robić - stwierdził Harry lekko dysząc ze zmęczenia.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - burknęłam.
- No, ale muszę przyznać, że to co powiedziałaś...
- Zamknij się, Ron! - wydarłam się.
Przez chwilę chłopcy stali z otwartymi ustami.
- Sorki - mruknęłam i szybko uciekłam.

Dobiły mnie te kpiące uśmieszki Ślizgonów i ich komentarze:
- Przynajmniej widać, że jest ze Slytherin'u.
Albo:
- Gdyby tylko powiedziała tak do McGonagall...

Po zakończeniu wszystkich zajęć, wróciłam do pracowni profesora Snape'a
- Cholerna sprawa - mówił profesor do woźnego Filch'a pokazując zakrwawioną nogę. - Niby jak miałem upilnować się przed trzema głowami naraz? Watson! - krzyknął zauważając mnie i szybko zakrywając ranę.
Filch pośpiesznie wybiegł z gabinetu.
- Miałam się stawić na moją karę - oznajmiłam, jednak teraz interesowała mnie tylko rozwalona noga Snape'a.
- Tak - mruknął nagle sobie coś przypominając. - Przełożymy to na za 2 tygodnie.
Zamurowało mnie.
- Nie może Pan! Wtedy jest pierwszy mecz quidditcha!
- Nie ty będziesz decydować co mogę, a co nie. Jeśli nie przyjdziesz na czas, obiecuję, że nie obejrzysz żadnego meczu do końca roku.
Oczy mi się zaszkliły, nie z żalu, tylko z wściekłości.
- Tak jest, panie profesorze - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Znalazłam Harre'go, Ron'a i Hermionę w drodze do ich dormitorium. Opowiedziałam im w skrócie o historii z nogą Snape.
- Po co Snape miałby się tam włamywać?! - zdziwił się Ron.
- Harry... - chciałam mu powiedzieć o karze, ale mój smutek był zbyt świeży. Jutro mu powiem...
- Tak? - zapytał.
- Nieważne - mruknęłam i Uśmiechnęłam się sztucznie próbując zamaskować rozpacz, która tliła się w moich oczach.

Z przerażeniem stwierdziłam, że zostało 5 minut do ciszy nocnej. Nie wyrobie się.
Pożegnała się z przyjaciółmi i pobiegłam do lochów.
Pech chciał, żebym natknęła się na prefekta Hufflepuff'u.
- Och, to ta od Snape'a - zaśmiał się Puchon.
- Mam imię - warknęłam.
- Sorki, nie chciałem cię obrazić - zachichotał. - Niestety, muszę podjąć ci 5 punktów.
- Świetnie!
Odeszłam w pośpiechu, chciałam zniknąć temu kretynowi z oczu.
Wpadłam do pokoju wspólnego. Blaise i Draco gadali o czymś zawzięcie, a Parkinson kleiła się do Malfoy'a. A myślałam, że gorszego humoru to ja mieć nie mogę!
Draco wstał z sofy i zagrodził mi drogę, a właśnie miałam iść po schodach do swojego pokoju.
- Czego chcesz - warknęłam.
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
Westchnąłam ciężko.
- Dobra.
Blaise opuścił salon, dosłownie ciągnąc za sobą Pansy.
Usiadliśmy na czarnej sofie.
- Słyszałem jak nagadałaś Snape'owi. To było bezbłędne.
- Naprawdę?! - syknęłam. - Bawi cię to, bo Snape właśnie przeniósł moją karę na dzień meczu quidditcha!
- Przykro mi, naprawdę...
- Co mi po twoim "przykro"? Właśnie straciłam pierwszy i najlepszy mecz!
Cholernie zależało mi akurat na rywalizacji Gryffindor-Slytherin.
Wkurzona wyszłam z salonu, wskoczyłam do łóżka mimo, że i tak nie będę dzisiaj spać.
Miałam całą noc na obrażanie w myślach Snape'a. Nienawidzę go.

Próbowałam się kontrolować na lekcjach eliksirów, ale to było niezłe wyzwanie.

Zdecydowałam się w końcu na poważną rozmowę z Harrym.
Znalazłam go na błoniach.
- Harry! - zawołałam.
- O co chodzi? - spytał.
- Ja... nie będę mogła przyjść na mecz... - wydusiłam.
Chłopak zrobił niedowierzającą minę.
- Mam szlaban u Snape'a - wytłumaczyłam.
- Nie zrobiłby tego, nawet Snape.
Nie mogłam powiedzieć ani słowa więcej, zalałabym się łzami.

W ostatnim tygodniu Harry trenował więcej, niż się uczył. Dlatego ja i Hermiona pomagałyśmy chłopakom w zadaniach domowych. Nie mogliśmy się uczyć w ich ani moim pokoju, więc wymyśliliśmy, że będziemy się spotykać w opuszczonej, damskiej toalecie, gdzie straszyła Jęcząca Marta.
Malfoy'a omijałam szerokim łukiem. Wiedziałam, że jak go spotkam, wyżyje się na nim.

3 dni do meczu quidditcha, chce mi się płakać na myśl o tym jak dobrze będą się bawić... beze mnie.
Snape wymyśli coś strasznego, albo ohydnego, z pewnością coś co zapamiętam na długo.

Leżałam na swoim łóżku, było po lekcjach. Dziewczyny grały w jakąś grę, próbowały mnie namówić chodź na jedną rundę, ale nie miałam ochoty. Poza tym, grała Pansy.

Ich zabawę, a moje użalanie się nad sobą, przerwał Draco, który wpadł do naszego pokoju. Chłopak był w doskonałym nastroju.
Wskoczył na moje łóżko.
Dziewczyny otworzyły szeroko oczy, zresztą ja też.
- Co się stało? - zapytałam niepewnie.
- Dostałem szlaban! - powiedział zachwycony.
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiałam jego entuzjazm.
- Od Snape'a, za trzy dni - wytłumaczył.
Kąciki moich ust mimowolnie się uniosły.
- Żartujesz, prawda? - upewniłam się.
- Nie. Byłaś strasznie smutna, pomyślałem, że ze mną będzie ci raźniej.
Nie wiem jak to się stało, ale chwilę później siedzieliśmy na moim łóżku, przytuleni. Ja go przytuliłam.

*Draco*

Nieźle się starałem, żeby zdobyć ten szlaban. Będzie kosztowało mnie to kłótnią w domu, ale za ten uśmiech na jej twarzy było warto. Nie sądziłem, że mnie przytuli, chyba nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Nie chciałem jej się narzucać, więc kiedy tylko rozluźniła uścisk, puściłem ją.
- Draco, myślałam, że będziemy razem kibicować - syknęła Pansy, w jej oczach widziałem pioruny, były skierowane do Jessici. Mogłem to przemyśleć i zabrać ją w jakieś ustronne miejsce, ale ona najwyraźniej nie przejmować się Parkinson.
- Zmieniłem plany - uśmiechnąłem się do Jess, zarumieniła się.
- Dziękuję - powiedziała nadal lekko zaczerwieniona na twarzy.
- Nie ma za co.

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz