Wróżbiarstwo

11.7K 672 113
                                    

Chyba każdy mówi o zasłabnięciu Harre'go, a w szczególności Draco, nie robi tego przy mnie, żeby mnie nie denerwować, ale widziałam kilka razy jak udaje, że mdleje, akurat kiedy Harry przechodził. Czułam się jak ostatnia idiotka, w końcu równie dobrze mogliby się ze mnie śmiać, ale Malfoy nikomu nie powiedział o moim... 'wypadku'.

Draco po raz kolejny wygłupiał się z kolegami i udawał dementora, nieświadomy, że bacznie go obserwuję. Oczywiście, jak zwykle rozbawił swoją publiczność, a kiedy jego wzrok skrzyżował się z moim i zobaczył mój pełny politowania wyraz twarzy, od razu umilkł i zaczerwienił.
Zostawił swoich fanów i podszedł do mnie.
- Dobrze się bawisz? - zapytałam.
- Tak, odkąd przyszłaś, tak - powiedział.
- Ja idę na lekcje, idziesz ze mną czy dalej będziesz robawiał publikę? - zakpiłam.
- Jasne, że idę.

Teraz mamy pierwszą lekcję wróżbiarstwa nie wiem do czego potrzebny mi jest ten przedmiot, ale zainteresował mnie.

Do sali wróżbiarstwa trzeba było wejść przez drabinę. W środku było pełno stolików z pufami zamiast krzeseł, a w regałach serwisy do herbaty. Przy stole nauczyciela siedziała kobieta z okularami, które powiększały jej oczy, ubrana była w szale i stare ubrania, a na szyji miała pełno wisiorków i amuletów.

Wybraliśmy sobie miejsce w najdalszym koncie sali. Mamy lekcje z Krukonami, a oni zajęli pierwsze dwa rzędy.

Rozległ się dzwonek, a do klasy przyszli pozostali uczniowie.
- Drogie dzieci - po klasie rozległ się tajemniczy głos Sybilli Trelawney. - Jestem tu po to by pokazać wam piękną sztukę wróżenia. Otworzę wasze wewnętrzne oko na cuda tego świata i pomogę wam odkryć... - przerwała kiedy usłyszała mój chichot, którego nie mogłam powstrzymać, Draco patrzył na mnie rozbawiony.
- Coś nie tak? - zapytała urażona profesorka.
- Nie, nic, tylko... nie wiedziałam, że mam trzecie oko i to jakieś wewnętrzne.
Trelawney przymrużyła oczy ze złości i powiedziała:
- Ty z pewnością go nie masz.
Nie wiem czemu, ale to jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
Pierwsze 5 minut, a ja już wyprowadziłam z równowagi nauczycielkę wróżbiarstwa.
Kiedy umilkłam kontynuowała:
- Oczywiście nie każdy z was posiada ten... jakże niezwykły dar... - stwierdziła patrząc na mnie.
Posłałam jej jeden z moich najwredniejszych uśmieszków.

Na naszych stołach pojawiły się filiżanki z herbatą.
- Wypijcie ją - poleciła nam.
Napój był ohydny. Połowę wylałam do wazonu, biedny kwiatek. Zostały tylko fusy, wymieniliśmy się filiżankami i zaczęliśmy szukać kształtów.
- Nic do cholery nie widzę - zaklęłam. - Moje wewnętrzne oko szfankuje. A ty coś masz?
- Tak... widzę serce... czyli miłość... nie chcę nic sugerować, ale... - poruszył brwiami.
Zasłoniłam się włosami, żeby ukryć rumieńce. Udawałam, że zagłębiłam się w lekturze.
- Pokażcie - z nikąd pojawiła się profesor Trelawney i zarządała od Dracona mojej filiżanki.
- Bardzo mi przykro - powiedziała przyglądając się fusom.
- Nie rozumiem - zmarszczyłam brwi.
- Kwiat, czyli żałoba - wytłumaczyła.
To już mnie wyprowadziło z równowagi. Może mnie obrażać i mówić co chce o moim wewnętrznym oku, ale moje sprawy prywatne to nie jej interes.
Popatrzyła mi w oczy.
- Choroba? Nie. Śmierć... - chwilę się zastanawiała. - Dziadkowie? Nie, ktoś bliższy...
- Nie prawda! - wściekłam się.
- Jess, spokojnie.
- Nie, Draco!
- Wybacz mi, kochana, ale to wyczytałam w twojej aurze - powiedziała niewinnie, ale wiedziałam, że się na mnie mści za to, że podważałam jej zdolności.
- A wie pani co ja wyczytałam w pani aurze? Że jest pani oszustką, że nie ma pani pojęcia o wróżeniu! - pewnie powiedziała bym jeszcze parę brzydkich słów, ale Draco wyprowadził mnie z klasy.
Kiedy upewniłam się, że na pewno jesteśmy sami zaczęłam mu płakać w szatę.

Moim najsłabszym punktem jest rodzina. Wiem, że często się kłócę z rodzicami i może właśnie tego się w życiu boję - że rozstaniemy się skłóceni, a ja przecież kocham ich najbardziej na świecie i życie bym za nich oddała.

- Czemu ona tak powiedziała? - szlochałam. - Naprawdę coś się im stanie?
Draco tulił mnie i głaskał po włosach.
- Nie, Jess. Ona chciała cię tylko nastraszyć - przekonywał mnie blondyn. - Słyszałem, że Potter'owi wywróżyła śmierć. Nie martw się.
Pocałował mnie w czoło.
- Nie chcę tam wracać - burknęłam.
- Nie musisz, pójdę po nasze rzeczy.
Wszedł do klasy i wrócił po chwili z naszymi torbami.
- To gdzie idziemy? - zapytał.
- Na błonie?
- Dobrze.

Wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się w stronę drzewa przy jeziorze.
Usiedliśmy na trawie i niepewnie położyłam głowę na jego ramieniu, ale to mu nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Głaskał mnie po głowie, a ja, zahipnotyzowana jego ruchami i czułością, usnęłam.

Miałam piękny sen, że Trelawney zostaje wyrzucona ze szkoły. Niestety nie każde marzenia się spełniają.
Wróciłam do szarej rzeczywistości z Sybilią nadal uczącą w Hogwarcie. Smuteczek.

- Jess, kochanie, wstawaj - szeptał mi Draco do ucha.
Leżałam na jego nogach, musiałam się zsunąć.
Cmoknął mnie w policzek, przeciągnęłam się mając nadzieję na jeszcze chwilę drzemki, a właściwie to miałam nadzieję, że nadal będzie mnie budził.
- A co teraz mamy? - zapytałam.
- Transmutacje - oznajmił. - McGonagall zrobi wszystko, żeby odjąć Slytherin'owi punkty.
- Już wstaje.
Przeciągnęłam się.
- Jak się spało? - zapytał.
- Nie wygodnie - stwierdziłam rozmasowując sobie kark.
Zaśmiał się i weszliśmy do zamku w momencie gdy zaczynała się kolejna lekcja.

Slytherin... Where stories live. Discover now