Nokturum

12.9K 630 382
                                    

- Ojciec będzie późno - powiedział Draco, bez pukania wchodząc do mojego pokoju. - Co chcesz robić?
- A co masz mi do zaoferowania - zaśmiałam się.
- Dom tylko dla nas... zawsze możemy...
- Chodźmy na Pokątną - szybko zmieniłam temat zanim zdołał rozwinąć swoją myśl.

Na początku lekko się zirytował, że nawet go do końca nie wysłuchałam, ale zaraz uśmiechnął się mściwie, co mnie zaniepokoiło, ukłonił się nisko i powiedział:
- Wszystko dla mojej księżniczki.
Prychnąłam, ale zarumieniłam się lekko.
- Najpierw obiad? - zapytał.
- Okej.

Zamówiliśmy u Zgredka kotlety z ziemniakami i surówką. Muszę przyznać, że na tak małą istotę gotuje niesamowicie. Nie chciałam mu prawić komplementów, bo czuję się nieswojo gdy płaczę, nawet kiedy te łzy są oznaką szczęścia.

Około 15.00 byłam już gotowa do wyjścia. Ubrałam się w letnie rzeczy. Koszulka i trzy czwarte spodenki. Nałożyłam na rzęsy tusz i zrobiłam sobie warkocza.
Wyglądałam... ok. Szału nie ma.

Wyszłam z pokoju. Draco czekał już na korytarzu, nieco znudzony, oparty o ścianę z założonymi rękami na klatce.
- Jesteś wreszcie.

Kazał mi iść przodem, mogłabym przysiąść, że jego wzrok ląduje... na pewno miał w tym swój cel, który osiągnął.
Poprowadził mnie trochę innymi korytarzami. Nie wiem gdzie zmierzał. Jak na mieszkańca tego budynku, poruszał się bardzo niepewnie. Zatrzymaliśmy się przy mosiężnych, czarnych drzwiach, były antyczne, przerażające i zarazem piękne, tak jak wszystko w tym domu.

To chyba jest tylne wyjście, prowadzi bezpośrednio do lasu. Niepewna, szłam tuż za nim, co parę sekund, obracając się za siebie.
Nie mogłam poskromić wrażenia, że coś patrzy na mnie zza krzaków, jestem na celowniku.
Draco, kiedy zerknął na mnie i zobaczył mieszaninę strachu i ciekawości wymalowaną na mojej twarzy, zaśmiał się.
- Nie musisz się tak bać. Przez najbliższy kilometr nie pojawi się tu żadne zwierzę ani człowiek. Tata rzucił urok na ten las gdy byłem jeszcze mały.
- Nie rozumiem. Po co my tu idziemy? - zapytałam mocno zdezorientowana.
- Chciałaś iść na Pokątną, z buta tam nie pójdziesz. Teleportować też nie potrafisz, więc zostaje świstoklik.

Rodzice kiedyś opowiadali mi o tym sposobie przemieszczania się. Co prawda praktyki jeszcze nie miałam, ale wiem teoretycznie na czym to polega.
- I na Pokątnej jest świstoklik? - dopytywałam się.
- Nie.
- Możesz przestać być taki tajemniczy i wytłumaczysz mi na czym to polega - warknęłam uderzając go lekko w ramię.
- Zobaczysz - zaśmiał się, udając, że rozmasowując sobie obolałe miejsce.

Chłopak zatrzymał się przed drewnianą skrzynką. Nie trudno było mi się domyśleć co ona tu robiła.
Splótł nasze ręce.
- Na trzy. Raz... dwa... trzy...
Dotknęliśmy równocześnie przedmiotu i poczułam, że latam. Później nieprzyjemne uczucie w okolicy pępka i lekkie zawroty głowy, a potem czułam, że tracę wysokość i boleśnie wylądowałam na tyłku. Draco cały czas był na nogach i z rozbawieniem patrzył na moją kwaśną minę. Zaraz przestał się uśmiechać i pomógł mi się podnieść i otrzepać z kurzu.

Z początku nie zwróciłam uwagi na to gdzie się znalazłam, ale kiedy już mieliśmy iść dalej...
- D-draco-o to wcale nie jest Pokątna - zauważyłam.
- Faktycznie. To jest Śmiertelnego Nokturum.
Stanęłam jak wryta. Szybko rozglądnęłam się wokoło, żeby upewnić się, że nie łże.
Miejsce, w którym się znajdowaliśmy to poprostu ciasne przejście między dwoma kamieniczkami. Ale ściany były czarne, oblepione pajęczynami, to typowe dla tej części Londynu.
Tylko raz byłam na Nokturum, z rodzicami. Chcieli mnie zniechęcić do tego miejsca. I wiecie co... udało im się. Nie lubię wspominać tego dnia, bo dalej napawa mnie strachem i obrzydzeniem.
- Zabierz mnie stąd - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie, Jess...
- Natychmiast!
- Dobra, złap mnie za rękę.
Prychnęłam i ruszyłam przed nim nie wykonując jego rozkazu.
Przeszedł mnie dreszcz kiedy doszłam do głównej drogi. Było tam pełno szemranych ludzi z posępnymi lub złośliwymi wyrazami twarzy, rozglądający się za jakąś okazją do zarobienia, nie koniecznie w uczciwy sposób. Upewniłam się, że Draco idzie zaraz za mną i ruszyłam przed siebie. Czułam się jak niewinna czterolatka z dwoma kucykami zagubiona w świecie złoczyńców. Zwracałam uwagę co trzeciej osoby. Uśmiechali się kpiąco, kilku nawet próbowało zagadać, ale zawsze milkli kiedy widzieli Dracona. Nikt nie miał zamiaru podpadać Malfoy'om.
Poczułam uścisk jego ręki na swoim biodrze. Szybko ją strzepnęłam, ale obróciłam się w jego stronę.
- Muszę tu coś załatwić - wskazał sklep Borgina&Burkesa. - Idziesz ze mną?
- Poczekam.
Tu już prawie w ogóle nie było ludzi, a nie mam ochoty zapoznawać się z czarnomagicznymi przedmiotami, chodź muszę przyznać, że od pewnego czasu inaczej patrzę na Czarną Magię, bardziej jak na dar niż przekleństwo. Uczą nas jak się przed nią chronić, ale my powinniśmy ją oswoić. Ile nowych możliwości byśmy zyskali? Ile zdolności odkryli? Prawda jest taka, że każda magia jest niebezpieczna tylko jedna bardziej, a druga mniej. Gdybyśmy nauczyli się nią umiejętnie posługiwać... było by na świecie lepiej. Ktoś powinien zawalczyć o tą lepszą przyszłość. Przyszłość gdzie nie ma wyznaczników granic magii, a dobro i zło zlewają się w jedno tworząc coś pięknego, zarówno złego jak i dobrego, to już zależy od człowieka czy potrafi poradzić sobie z taką odpowiedzialnością. Ale czy moralność przy takiej potędze  faktycznie istnieje?

Slytherin... Where stories live. Discover now