Amorki

9.9K 558 361
                                    

Godzina 16.03 - czas wolny dla uczniów, większość pewnie odrabia prace domowe lub inne pożyteczne dla społeczeństwa rzeczy, ja za to ukrywam się między regałami książek w bibliotece. Nie, nie uczę się. Obserwuje.
Cel numer 1 - ładniutka panienka, zbyt pewna swojej urody i wdzięku, która umówiła się tu za 10 minut z moim chłopakiem - zasiadł przy jednej z ławek. Brak pergaminu i kartek - oznacza brak nauki. Sporządziła niesłychanie idealne ciasteczka z kawałkami czekolady, czyli przekupstwo i manipulacja.

Podsumowując: jest manipulantką i w dodatku przekupuje! Mogłam się tego domyśleć!

Jej ładniutką buźkę okalał zbyt pewny siebie uśmiech. Założyła nogę na nogę, odpięła guziczek w koszuli, rozluźniła krawat i czekała.
Była bardzo niecierpliwa: co chwila sprawdzała zegarek, poprawiała talerz z ciasteczkami, gładziła włosy lub spudniczkę. Czas mijał, a nikt się nie zjawiał, byłam cholernie utysfakcjonowana. Miałam ochotę już się ujawnić i uciąć z nią niezbyt miłą pogawędkę, ale nie chcę mówić "hop" póki nie skoczę.
Za każdym razem gdy słyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, serce mi przestawało na chwilę bić, ale gdy zrozumiałam, że to tylko zakopany po uszy w zadaniach domowych uczeń, głośno wypuszczałam powietrze z ulgi.
Nogi powoli zaczęły mi drętwieć od tego stania, Penelopa też wyglądała jakby już miała się poddać, więc uznałam, że to dobra pora.
Skierowałam się w jej stronę ze zwycięskim uśmiechem na twarzy, kiedy mnie zauważyła mina jej zrzedła, ale tylko na chwilę po czym jej twarz ponownie zrobiła się beznamiętna.
- Ładnie to tak podglądać? - odezwała się jako pierwsza.
- Przechodziłam - gładko skłamałam. - Często tak siedzisz sama? Chyba nie zdrowo jeść tyle słodyczy.
- Sprawdź czy nie ma cię za drzwiami - przewróciła oczami.
- Mam dla ciebie dobrą radę: zabieraj swój wielki tyłek, bo on i tak nie przyjdzie i nie startuj do chłopaków, którzy są poza twoją ligą, dziewczynko - warknęłam po cichu.
Parę Krukonek zaczęło nam się podejrzliwie przyglądać, szeptały sobie coś na ucho.
- Proszę, mała, weź sobie ciasteczko i stąd zmykaj, ja mam referat do napisania - mówiąc to wstała i kręcąc swoim olbrzymim dupskiem zniknęła wśród regałów

Bum! I kto jest najlepszy?

Byłam z siebie bardzo dumna, stroszyłam się jak paw. Spoglądałam na bibliotekarke - Irme Pince, która zerkała ze złością na ciasteczka, chyba już miała mi coś o nich powiedzieć, więc postanowiłam skosztować jednego, gdyż kusiły mnie odkąd tylko je zobaczyłam.
Ugryzłam mały kawałek patrząc prosto w oczy kobiecie odpowiedzialnej za porządek w tym miejscu.

W jednej chwili przeniosłam się tysiąc metrów nad ziemię. Było mi wręcz niebiańsko, te uczucie w brzuchu - tak mi było tylko w towarzystwie Dracona - chciałam skakać z euforii, ale nie z widoku Ślizgona tylko Pince!
Tak ślicznie wyglądała w tym kańciastym kapeluszu, z tym garbatym nosem i twarzą jak wygłodniały sęp! Najpiękniejsza istota na ziemi, zakochałam się w niej! Nie liczył się nikt inny - nikt nie miał takich zmarszczek jak ona! Te ciasno upięte włosy i długa suknia aż do ziemi, zakrywająca to ponętne ciało.
Szła do mnie, ze srogą miną, rozeźlonymi oczami wpatrzonymi w moje, one były kasztanowe.

- Panno Watson! Proszę natychmiast opuścić biblioteke! Nie wolno jeść...

Klęknęłam na ziemi i złapałam ją za pomarszczoną, aczkolwiek słodką rączkę - zupełnie jak rodzynka!

- Co... co pani... panno Watson! - zarumieniła się kobieta.
Pocałowałam moją wychudzoną rodzyneczkę.
- Pani Irmo! Proszę mnie nie wyrzucać, pani jest całym moim sercem! Całym światem! - wykrzyczałam klęcząc, nadal trzymając jej dłoń.
Wszyscy obecni ryknęli śmiechem, ale ja nie zwracałam uwagi na tych zazdrośników.
- Proszę się nie wygłupiać! - zarumieniła się ze wstydu moja miłość, tak uroczo wyglądała w czerwieni na twarzy.
- Jest pani aniołem zesłanym na ziemię! - kontynuowałam. - Kocham panią! Jest pani jak... jak... - szukałam dobrego porównania, ale nic nie było tak dobre jak moja kruszynka - najstarsza książka na świecie! - wypaliłam w końcu. - Tajemnicza i fascynująca!

Coraz więcej ludzi się schodziło, chyba Penelopa ich sprowadzała. Muszę jej później podziękować, bo przecież nie było by to tak romantyczne wyznanie gdyby nie otaczało nas tyle ludzi, robili nam zdjęcia. Moja kruszynka coraz bardziej się denerwowała ich obecnością, więc musiałam ją zająć sobą!
- Proszę się rozejść! - wrzeszczała. - Natychmiast!
- Kochana! Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - próbowała się wyszrpać z mojego uścisku, a to malutka spryciula, droczy się ze mną. - Czy jest na sali ktoś kto udzieli nam ślubu?! - wrzasnęłam w tłum, który był już tak liczny, że pewnie nie jedna osoba miała kompetencję do zawierania małżeństwa, a nasze będzie wyjątkowe!
- Ja! - powiedziała zginając się i płacząc ze śmiechu Penelopa, nazwałam ją pieszczotliwie Pen, oby moja rodzyneczka nie była zazdrosna.
- Dość! Proszę przestać! - szarpała się moja przyszła żona. - Niech ktoś idzie do dyrektora! - prawie prosiła.
Na szczęście tłum był zbyt rozbawiony jej droczeniem się ze mną, żeby wziąć na poważnie jej słowa.
- Jess? - usłyszałam na sali głos mojego byłego chłopaka.
- Oh, Draco! - złapałam z nim kontakt wzrokowy i wyciągnęłam go w sam środek ceremonii ślubnej. - Proszę cię, bądź moim świadkiem! Żenię się z panią Prince! - pisnęłam ze szczęścia.
- Rozejdzie się, idioci - warczał Blaise w środku tłumu. Niszczył mój wielki dzień!
- Kochanie, spójrz na mnie - poprosił Draco, co całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi.
- Nie mów tak do mnie, tak może mówić tylko moja... - nie dokończyłam, bo zauważyłam, że moja rodzyneczka właśnie uciekła z przed ołtarza!
Łzy stanęły mi w oczach, przeczesałam wzrokiem teren by ją odnaleźć.
Jednak Malfoy nakierował moją twarz na swoją.

Bezczelny typ!

- To eliksir miłości - zmarszczył brwi blondas, powiedział to cicho, ale wystarczająco, żebym usłyszała.
Zaczęłam płakać, gdyż Irmy nie było w zasięgu mojego wzroku i bardzo za nią tęskniłam.
- Coś od kogoś zjadłaś? - zapytał trochę przestraszony chłopak.
Nie chciałam mu odpowiadać, szlochałam po mojej nieszczęśliwej miłości. Nie widziałam jej nigdzie! Co z naszym ślubem!?
Draco przewiesił mnie przez ramię, a ja nie miałam siły z nim walczyć.
- Irmaaaaa! - krzyczałam przez łzy, gdy Malfoy przepychał się ze mną przez tłum - Irmaaaaa!
Darłam się tak bardzo, że przekrzyczałam śmiechy uczniów, nie wiem czemu bawi ich moje nieszczęście. Straciłam moją miłość, moją rodzyneczkę!

Wszyscy jak jeden mąż ruszyli za nami. Ryczałam niemiłosiernie, a wszystkie te uszczypliwie wzmianki i docinki, które padały z ust uczniów, na temat mojej kochanej sprawiały mi jeszcze większy ból. Nie wiem jak teraz się pozbieram, moje serce rozleciało się na kawałki. Ta jedna, zimna jak lód kobieta, sprawiły, że te pięć minut w bibliotece to najlepszy czas w moim życiu! Wszystko zniknęło! Ona, tańcząca wśród książek, krzycząca na niewinne dzieci podjadające po kontach!
To wszystko przez nich! Sprawili, że moje kochanie zamknęło się w sobie! Onieśmielili ją i to dlatego uciekła. Weźmiemy ślub w tajemnicy, bez zbędnych świadków.
Trochę się uspokoiłam gdy obmyśliłam nowy plan na nasze małżeństwo.
Ale zaraz wpadłam na nowo w histerię:
- Oh, Jess, wiesz, że pani Pince ma romans z woźnym? - oznajmiła Pen.

Już po paru minutach cała koszulka Dracona była w moich łzach. Szlochałam tak bardzo, że nie zdążyłam nabierać powietrza, czułam się jakby sopel lodu wbił się moje martwe serduszko. Kobiety to pazerne bestię żerujące nad uczuciami niedoświadczonych osobników!
Byłam na nią wściekła, że nie przekazała mi prosto w oczy tak ważnej informacji, ale zaraz jej przebaczyłam. W końcu to moja miłość jest.
Muszę przyznać, że Penelopa to bardzo dobra dziewczyna, zauważyłam to odkąd tak się stara, żeby mój związek z rodzynką wypalił, chce, żebyśmy były ze sobą szczere. Będę musiała ją przeprosić za to jak ją dzisiaj potraktowałam.

Weszliśmy przez takie mosiężne drzwi, niestety reszta musiała zostać za nimi. Tak pani Pomfrey kazała. Jej ręce tak bardzo przypomniały dłonie mojej ukochanej, chodź ta starsza pani nie była tak urodziwa jak moja wybranka serca. Przysięgam, że już nie miałam czym płakać. Wtuliłam się w Dracona i powiedziałam mu w koszulkę, gdzie ukryłam moją twarz:
- Ona mnie nie kocha! Ja całe swoje serce jej oddałam, porzuciła mnie. To tak bardzo boli - załkałam.
Chłopak przytulił mnie bardzo mocno.
Spojrzał mi w oczy i przez chwilę wydawało mi się, że on wie jak to boli.
- Ja cię kocham - powiedział cicho i pocałował mnie.
Nie miałam siły, żeby go odepchnąć.
Byłam wykończona.
- No już, panie Malfoy - uśmiechnęła się do niego krzepiąco pielęgniarka. - Przygotuje eliksir i zaraz znowu będzie sobą.
- Dowiem się kto ci to dał - ponownie złączył nasze usta i wyszedł z pomieszczenia.

Slytherin... Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora