Bal cz.2

9.4K 517 117
                                    

Uderzyłam z całej siły w umywalkę, zamiast mi ulżyć, poczułam tylko piekący ból w ręce, przez co na nowo zebrała się we mnie wściekłość. Kopnąłam ścianę, poczułam jak pod moim trampkiem pęka kafelka.
Pomogło mi. Troszkę.
- Co robisz, głupia dziewucho! - wydarła się Marta, przyglądając się z dziką furią w martwych oczach, moim poczynanią.
Jest tylko duchem. Nie powstrzyma mnie.
- Odejdź - warknęłam na nią.
- Sama odejdź - odpowiedź godna 2-klasistki... którą w sumie jest.
Prychnęłam. Chcąc zrobić jej na złość, zamachnęłam się, by rozwalić kolejny przedmiot lecz czyjeś ręce oplotły mnie, ograniczając moją koordynację ruchową.
- Ciiii... Nie denerwuj się już - szepnął Draco.
Poczułam jak wszystkie negatywne emocje ze mnie schodzą jak powietrze z balona.
Nie czułam się wcale lepiej.
Przytuliłam go, bardzo mocno, najczulej jak potrafiłam, a jestem bardzo emocjonalną osobą, więc mam dar do okazywania uczuć, tak jak ich krycia.
Nadszedł czas na prawdę. Całą prawdę. Mam nadzieję, że to nie jest nasz ostatni uścisk, bo muszę już się z niego wyswobodzić... chociaż... jeszcze tylko moment.
Napawałam się zapachem jego perfum, kojącym dotykiem dłoni, miękkością włosów, wszystkim co miałam przez ostatnie dwa lata i co mogłam dnia dzisiejszego stracić.
- Draco, muszę ci coś powiedzieć... - zaczęłam, bardzo cicho, z bezgłośną nadzieją, że może jednak niczego nie usłyszy.
- Tak?
- Zakochałam się w tobie... - przyznałam.
- Jess... ja...
- ... ale nie wiesz o mnie wszystkiego - przerwałam mu.
Zebrałam w sobie całą odwagę. Wiem, że to dobra decyzja, powinnam ją podjąć wcześniej. Teraz mi ulży.
- Nie jestem czystej krwi.
Popatrzył na mnie podejrzliwie jakby zaraz oczekiwał, że się zaśmieje i oznajmie, że to żart.
- Dlatego twój tata mnie nienawidzi. Mnie i moich rodziców. Odkrył nasz sekret, nadal potrzebuje dowód, ale niechybnie w końcu je zdobędzie, dlatego chcę, żebyś dowiedział się wszystkiego ode mnie.
Otworzył buzię jakby chciał mi coś powiedzieć, ale ja jeszcze nie skończyłam. On zasługuje na CAŁĄ prawdę.
- Było mało prawdopodobne, że urodzę się czarownicą, prawie nie miałam na to szans. W dodatku rodzice wychowali mnie wśród ludzi. Całe życie otoczona byłam zwykłymi, niemagicznymi istotami i pokochałam ich, a szczególnie taką jedną. Jest moją przyjaciółką, najlepszą - stwierdziłam.
Cały ciężar, który nosiłam odkąd go poznałam, nagle rozpłynął się w powietrzu, a ja doznałam błogiej lekkości, ale nie na długo.
Jego reakcja była całkowicie inna niż mogłam się spodziewać. Po prostu się odwrócił i ruszył przed siebie.
Straszny ból przeszył moje serce. Żal. Złość. Zaskoczenie. Wszystko na raz.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nim.
Zatrzymał się w połowie korytarza.
- Powiedziałam ci, bo miałam już dość kłamania, jak moi rodzice, ale w jednym cię nigdy nie oszukałam. Ja naprawdę cię kocham - byłam tak przestraszona jego zachowaniem, że mogłam zrobić wszystko, byle, żeby nie odszedł. Mówiłam cokolwiek, byle, żeby jeden z moich argumentów przekonał go, że ja to dalej ja - jego kochanie.
Najwyraźniej oczekiwał, że cofnę swoje słowa, ale że tak się nie stało to i on się nie cofnął.

Leżałam na łóżku już drugi dzień opłakując straty jakich doznałam będąc szczerą. Dziewczyny przysiadały się od czasu do czasu, aby poprawić mi nastrój, niestety na nic ich starania,  gdyż mój ból był zbyt świeży - 4 dni to dość mało by przyzwyczaić się do nowej sytuacji życiowej.
Więc spędziłam samotnie te 5 dni, teoretycznie nie zaniedbałam nauki, ponieważ nie opuściłam żadnej lekcji, aczkolwiek byłam na nich tak nieobecna, że równie dobrze mogło by mnie nie być.
Parę razy minęła mi blond czupryna, ale nie dostałam szansy spotkania się z Draconem ani nawet możliwości krótkiej rozmowy. No ale to przecież jasne, czarodzieje mojego pokroju nie są godni aby otrzymać taki przywilej.
Lecz skoro wytrzymałam te 7 dni, wytrzymam i jeszcze trochę, bo on wróci. Zawsze wraca.
Tylko muszę wiedzieć ile dla niego oznacza trochę, bo mija właśnie 8 dzień, a on się niezjawia.
W coraz większą żałobę popadam, im dłużej leżę na tym łóżku, tym gorzej ze mną jest - a 10 dni to nie mało - prawie cały ten czas przepłakam.
Tak strasznie mi go brakuje... Tak bardzo tęsknię, że mogłabym wybaczyć mu bez gadania te stracone 13 dni i pocałować go. Jedyne co chciałam teraz zrobić. To jedyne co mogłoby mnie przywrócić do życia. Bardzo go kocham.

- Watson! - krzyknęła Parkinson. - Ktoś do ciebie, czekają na korytarzu.
Niechętnie zwlekałam się z przytulnego łóżka i zerknęłam do lustra by ocenić swój stan - zakwalifikowałam go do przedziału: tragiczny.
Kiedy rozczesywałam włosy powolnymi lecz dokładnymi ruchami przeszło mi przez myśl, że może to Draco.
Włączyłam więc tempo geparda, ogarnęłam się, przeszłam jak burza przez pokój wspólny i otworzyłam drzwi, w których stał... Cały zastęp Gryfonów. Uśmiechnęłam się by ukryć fale rozczarowania.
- Hej - mruknęłam i spuściłam wzrok.
- Cześć... - odezwała się niepewnie Hermiona. - Przejdziesz się z nami?
- Jutro są święta... A za trzy dni bal... - przypomniał mi George.
- Wiem - burknęłam.

Tak naprawdę nie wiedziałam, z głowy mi zupełnie wyleciało, zachowałam chociaż pozory.

- Chodź z nami na błonia, pada śnieg i...
- Nie, dzięki - nie pozwoliłam Harry'emu dokończyć swojej myśli.

Oczami wyobraźni widziałam siebie już za kilka minut, użalającą się nad sobą, samotną i zapłakaną w pokoju...

- Albo jednak pójdę - odezwałam się niepewnie.

Ziemię okryła już porządna warstwa białego puchu. Nieprzemyślałam mojego wyjścia i ubrana byłam bardzo zwiewnie, lecz poczułam się lepiej kiedy owiał mnie chłód. Bardzo przyjemne uczucie powolnego zamarzania, brzmi nieco sadystycznie, ale właśnie teraz czułam jak moje pęknięte serce zamarza, a wyżłobione w nim pęknięcia wypełnia lód.
Wiedziałam, że to krótkotrwałe uczucie, ale postanowiłam się nim cieszyć.

Wycelował w Rona i... Śnieżna kulka trafiła mu idealnie w kark, rozkruszając się i wpadając mu drobnymi kawałkami pod sweter. Przyglądałam mu się, jak dziko plonsa i zaśmiałam się pierwszy raz od dwóch tygodni.
Oczy moich przyjaciół skupiły się na mnie, jakby stało się wlasnie coś niezwykłego.
Kolejna kulka poleciała w stronę Harrego, następna utknęła we włosach Hermiony, trzecią dostał Fred, a czwartą ja.
Spojrzałam z dziką wrogością w oczach na George'a.
Uśmiany od ucha do ucha patrzył na mnie dorzucając w ręku śnieżkę.
Nie spuszczając go z oka ulepiłam kuleczkę.
Kiedy była już duża i gotowa, udałam że się zamachnęłam, a rudzielec w impulsie rzucił swoją amunicją, którą bez problemu ominęłam.
Rzuciłam śnieżką, nie zauważyłam jednak, że ma dodatkową - awaryjną -  kulkę i za nim zrozumiałam co tu się wyrabia, dostałam w brzuch. Dostałam ataku śmiechu i przyznałam, że to było dobre.
W tym samym momencie dostrzegłam w grubym, ciepłym płaszczu moje blond kochanie... i to by był koniec moich śmiechów na dzisiaj.
Kawałki lodu w moim sercu się roztopiły... rozgrzał je smok... i znów było w kawałkach.

Święta spędziłam nie zawesoło, w gronie najbliższych przyjaciół. Teraz, kiedy nie mam przy sobie księcia Slytherin'u czuje się w gronie Ślizgonów wyobcowana, za to coraz lepiej mi się żyje wśród Gryfonów. Poznałam bliżej Semusa Finnegana, Lee Jordan'a czy Dean'a Thomasa, których do tej pory mijałam obojętnie na korytarzu.
- Co tam, Śliska? - drażnił się Dean.
Walnęłam go lekko w bok, nie przeszkadzało mi to jak mnie nazywał, nawet byłam trochę dumna.
- Chyba okej - byłam trochę onieśmiela, jeszcze nieco niepewnie czułam się w towarzystwie tego o głowę wyższego czarnoskórego Gryfona.
- Z kim idziesz na bal? - zapytał też trochę zdenerwowany co odkryłam po tym jak nerwowo miętoli kawałek koszulki i przeskakuje z nogi na nogę - no chyba, że ma zespół niespokojnych nóg, nie wykluczone.
- Wcale nie chcę tam iść - odparłam szczerze - ale umówiłam się z takim Krukonem z 3 klasy - odkryłam to całkiem niedawno i czułam się niezwykle wykorzystana.
Popatrzył na mnie nieco zdziwiony.
- No tak, mogę zarezerwować sobie jeden taniec?
Zarumieniłam się lekko.
- Możesz nawet dwa - zaśmiałam się trochę nieco nerwowo.
- Ja też chcę, dwa! - wtrącił się Ron, który od początku przysłuchiwał się naszej rozmowie.

Nim się obejrzałam było po. Święta, święta i po.
Wielkimi krokami zbliżał się bal, tak wyczekiwany przez wszystkich i tak znienawidzony przeze mnie.
Lekcje odwołano, więc dziewczyny już z samego rana przebierały w ciuchach by zrobić jak najlepsze wrażenie.
Pansy wybrała srebrną, ciaśniutką sukienkę, w której wyglądała tak obrzydliwie, że prawie się cieszyłam, że idzie z Draconem. Prawie.

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz