W pociągu

12.3K 696 48
                                    

Dracona spotkałam już na peronie. Wziął ode mnie walizki i weszliśmy do pociągu.
Razem weszliśmy do przedziału, gdzie czekali już nasi znajomi.
Zastanawiłam się gdzie Harry, Ron i Hermiona. Strasznie się za nimi stęskniłam.
- Emm... idę do toalety - powiedziałam.
Blondyn posłał mi wszechwiedzące spojrzenie.
Wiem, że Draco wie gdzie tak naprawdę idę i jestem mu wdzięczna, że nie próbował mnie powstrzymać.
Weszłam do wagonu Gryfonów i od razu w jednym z przedziałów rzuciły mi się w oczy dwie rude czupryny bliźniaków Weasley, przeszłam szybko i znalazłam moje gryfońskie zguby i... jakiegoś faceta.
Przytuliłam przyjaciół. Harry od razu przeszedł do sedna i opowiedział nam o swojej ucieczce z domu, nadmuchaniu ciotki, Błędnym Rycerzu i spotkaniu z Knotem.
- Syriusz Black uciekł z więzienia by dopaść ciebie? - upewniłam się, bo właśnie to wywnioskowałam z całej tej historii.
- Tak - mruknął Harry.
- Ale złapią go, prawda? - zapytała przerażona Hermiona.
- Knot postawił całe Ministerstwo na nogi. Każdy go szuka, ale wiesz... on jest sprytny.
Potem temat zszedł jakoś na Hogsmeade. Harry nie miał pozwolenia, więc nie mógł pójść.
Przyszła pani z wózkiem i zaproponowała nam coś do jedzenia. Kupiłam sobie parę pasztecików dyniowych.

Chyba się nieco za siedziałam, bo na dworze już pociemniało.
Właściwie to już dawno miałam wyjść, ale Harry ciągle przeciągnął nasze rozstanie tłumacząc, że nie widzieliśmy się 2 miesiące i należy nam się trochę czasu.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy - odezwał się Draco, który stanął w drzwiach przedziału.
- Draco, ja już idę - szczerze to nie mam ochoty na kolejne spiny, jednak chłopak nie zwracał na mnie żadnej uwagi.
- Weasley, słyszałem, że twój ojciec przyniósł wreszcie trochę złota. Twoja matka przeżyła taki szok?
- Draco - warknęłam z wyżutem.
Ron zerwał się na równe nogi.
- Wychodzimy, Draco - zdecydowałam próbując wyciągnąć go z przedziału.
- Tylko rozmawiamy...
- Zjeżdżaj - warknęłam.
Zgromiłam go przez chwilę srogim wzrokiem, więc odpuścił.
Razem wyszliśmy z wagonu Gryfonów.
- Nie wierzę, że znowu to zrobiłeś - krzyknęłam i wyciągnęłam go do najbliższego przedziału, żeby nie robić niepotrzebnej sensacji.
- Daj spokój - powiedział, ale nie miał na tyle odwagi, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Jesteś... ughhh... - powiedziała bym mu parę niemiłych słów, ale wagon się zatrząsł, a ja straciłam równowagę i poleciałam na niego, złapał mnie, ale sam stracił równowagę i oboje skończyliśmy na podłodze. Zgasło światło i już nic nie widziałam. Poczułam tylko jak Draco pomaga mi wstać.
- Nic ci nie jest?
- Nie - burknęłam.
Nagle zrobiło się zimno... i smutno. Jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwa.
Na szybach pojawił się szron. Czyjś głośny oddech.
Zobaczyliśmy postać, w kapturze. Otworzyła drzwi do przedziału. Strasznie się bałam. To coś... spojrzało mi w oczy... chyba, bo były pod kapturem.
Zobaczyłam tych ludzi co w lustrze. A potem tylko światłość, którą za chwilę pochłonęła ciemność.

Obudziłam się na kolanach... Dracona. Głaskał mnie delikatnie po głowie. Nie miałam siły ani ochoty, żeby się podnieść, ale Draco sam się zorientował, że odzyskałam przytomność.
- Jess, skarbie...
- Co się stało? - zapytałam.
- Em... zemdlałaś.
- Co to było?
- Dementor... strażnik Azkabanu, szukali Black'a.
- Draco, ja... widziałam kogoś - powiedziałam.
- Kogo? - zapytał pomagając mi się podnieść do pozycji siedzącej.
- Nie wiem kto to był, jacyś ludzie, ale widziałam ich w lustrze Ain Eingarp.
- Niemożliwe - skwitował. - Tam widzi się tylko to co najbardziej pragniemy.
- To dlaczego widziałam tam obce osoby? - zapytałam histerycznie.
- Nie wiem - przyznał.
Przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
Chciałam wstać, ale zakręcio mi się w głowie i oparłam się o Dracona.
- Wszystko ok? - zapytał niepewnie.
- Tak - skłamałam.
Pomógł mi się dostać do naszego przedziału.
- Jak to jest, że zwykle jak wchodzicie do kibla, albo kupić żarcie, wracacie po kilku godzinach cali poobijani? - zapytał nas rozbawiony Blaise.
- Oh, zamknij się - syknął Draco i pomógł mi usiąść.
- I jeszcze nie przynieśli jedzenia - dodała naburmuszona Dafne.

2 godziny później pociąg się zatrzymał, tym razem to już Hogwart.
Poszliśmy do dyliżansów, które już na nas czekały. Były to czteroosobowe pojazdy. Weszliśmy tam: ja, Milicenta, Blaise i Draco. Chciałyśmy pojechać z Dafne i Tracey, ale Nott zapewnił, że się nimi zaopiekuje. Na przeszkodzie stały jeszcze Alastoria i Pansy, ale Draco załatwił sprawę.
- Słyszeliście, podobno Potter zemdlał na widok dementora - zachichotał Zabini.
Draco tylko rzucił mi troskliwe spojrzenie.
- Nevill powiedział, przez przypadek, oczywiście - dodał rozbawiony Blaise. - Leżał jak długi.
- Zamknij się, Blaise - uciszył go Draco.
- Co ci? - zapytał lekko zirytowany Zabini.
- Nic - burknął i posłał przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie.
Chłopak chyba zrozumiał, bo nie odezwał się do końca podróży.

*Draco*

Debil. Dobrze wiem, że chętnie poobrażałbym sobie Potter'ka, ale nie kiedy Jessica także zemdlała. Poza tym w ogóle ograniczam rozmowy o bliznowaty, kiedy ona jest blisko. Tylko kiedy już z nim rozmawiam... nie mogę się już powstrzymać. To już taki wewnętrzny instynkt obrażania go.
Uciszyłem Blaise'a i dałem mu do zrozumienia, że pogadamy później.

Powóz się zatrzymał i weszliśmy na dziedziniec główny szkoły. Potter był niedaleko, a mój (wcześniej wymieniony) instynkt zaczął wariować.
- Ej, Potter! - będę żałował, ale nie mogę się powstrzymać. - Podobno zemdlałeś? Nevill nie kłamał?
- Draco - usłyszałem za sobą oburzony głos Jessici.
Poczułem jej delikatny uścisk na ręku, a moja złość znacznie osłabła.
- Odwal się, Malfoy - syknął Weasley.
Miałem coś powiedzieć, ale Jess pociągnęła mnie lekko do tyłu.
- Dobra, Weasley.
Odwróciłem się w stronę Jess i złapałem ją za rękę, tak, żeby mogli to zobaczyć.
- Draco... - westchnęła ciężko Jessica.
- No co?! Przecież odpuściłem.
Blaise tylko zachichotał pod nosem.

Nie słuchałem co stary Dumbledore ma do powiedzenia. Niby padło kilka słów o dementorach i Black'u, ale go nie słuchałem. Wpatrywałem się w Jess. Ona z kolei bardzo się przejęła i słuchała dyrektora. Kilka razy, czując na sobie mój wzrok, odwracała się w moją stronę i rumieniła cały czas.

- Nowym profesorem OPCM zostaje Remus Lupin.
Prychnąłem pod nosem. Gość wygląda jak siedem nieszczęść. Taki frajer ma nas uczyć? Żałosne.
Powiedziałbym coś, ale dostrzegłem jak Jess entuzjastycznie klaszcze, jako jedyna przy stole Ślizgonów, znowu wróciłem do jej osoby.

- A nowym nauczycielem ONMS zostaje... Rubeus Hagrid.
Nie powstrzymałem histerycznego jęku, zresztą, nie ja jeden. Jednak Jess... dalej klaskała.
Wszyscy... tylko nie ten stary kretyn. Głupi fanatyk dzikich stworzeń, pozabija nas na tych swoich lekcjach.
- Teraz już rozumiem o co chodziło z książkami - prychnąłem.
Jessica posłała mi pełne politowania spojrzenie, przez co już do końca uczty nie oderwałem od niej wzroku.

Prefekt Slytherin'u zaprowadził nas do lochów. Trzymałem Jess za rękę, lubiłem to robić i wiem, że ona też. Chciałem jeszcze pogadać, ale dziewczyna padała ze zmęczenia, więc tylko pocałowałem ją w policzek... bardzo się hamowałem, żeby skończyć tylko na policzku, a ona poszła do swojego dormitorium.
Rozłożyłem się na sofie, a Blaise na drugiej. Kątem oka dostrzegłem dziewczyny, które robią do mnie maślane oczy. Żadna z tych idiotek mnie nie interesuje. Kocham tylko tą jedną.
Zabini widząc moją obojętność do Ślizgonek zapytał:
- Nadal szalejesz za, Watson?
Moje usta wykrzywiły się w lekki uśmiech i odgryzłem się:
- A ty długo będziesz się bawił tą, Bulstrode?
- Może... - zaśmiał się.

Slytherin... Where stories live. Discover now