To już nie mój dom

9.1K 539 143
                                    

Moi rodzice stali się pracocholikami. Teraz najważniejsze było dla nich ci ludzie powiedzą, kiedyś ja byłam w ich centrum zainteresowania, ale najwyraźniej im starsza tym mniej kochana jestem.
Nawet w domowym zaciszu, wśród ludzi, którzy przez całe życie obdarzali mnie bezgraniczną miłością, czułam się nieswojo. Patrzyli na mnie z góry.
- Możesz mi wyjaśnić - zaczął ojciec zlodowaciałym tonem - skąd Lucjusz Malfoy wie, że jesteśmy pół-krwi?
Zapadła cisza. To nie była spokojna, relaksująca cisza, to była zapowiedź, czegoś bardzo nieprzyjemnego.
- Nie wiem - skłamałam.
- Wiesz jak teraz wyglądamy w oczach ministerstwa?! On wszystkim rozgłosił! - wściekła się mama. - Jutro ukaże się artykuł o nas w "Proroku Codziennym": "Szanowani lekarze kłamcami, komu zaufać?"!
- Mogliśmy nie kłamać - burknąłam cicho, spuszczając głowę.
Moja rodzicielka zaśmiała się histerycznie.
- Chyba sobie żartujesz! - krzyknęła.
Podskoczyłam niewysoko, przestraszyłam się słysząc jakim tonem do mnie mówi.
- Powiedziałaś Draconowi? - zapytał ostro tata.
Nie miałam pojęcia czy kłamać czy się przyznać. Dokąd ich zaprowadziło łganie?
- Tak, powiedziałam.
- Co zrobiłaś?! - wykrzyczeli jednocześnie.
- Przepraszam! Musiałam komuś powiedzieć! - tłumaczyłam się.
- Akurat jemu?!
- Tak, bo ja go kocham! To mój chłopak - przyznałam.
- Kto?!
Ta rozmowa będzie jeszcze cięższa niż mi się zdawało. Jeśli to w ogóle da się nazwać "rozmową".
- Bardzo go kocham! - naumyślnie ich nakręcałam. - On mnie też!
- To, że ci tak mówi to nie znaczy, że to prawda!
- On nie jest jak jego ojciec, a jego matka jest wspaniała - stwierdziłam.
- Nie znasz ich! - złościli się coraz bardziej.
- Wy znacie ich od strony politycznej, a ja wbiłam się w tą rodzinę od środka, znam ich podłoże uczuciowe, wystarczy, że zaczniecie z nimi gadać o czymś innym niż finanse - zaproponowałam.
- My nie będziemy z nimi gadać - żachnęła się mama.
- No to świetnie, to się obraźcie.
- Nie wracasz do Hogwartu, młoda damo. Przeniesiemy cię do innej szkoły - zdecydował tata.
- Nie ma mowy!

Nie miałam zamiaru dłużej się z nimi spierać, wiedziałam, że to nie ma sensu. Na odchodne rzuciłam im jeszcze tylko coś co męczyło mnie odkąd poznałam sekret naszej rodziny:
- Może wy lubicie życie w kłamstwie, ja nie!
Głośno tupiąc nogami pomaszerowałam do swojego pokoju trzaskając drzwiami.

Calutką noc słyszałam przyciszoną kłótnie rodziców, która nie pozwalała mi zasnąć. Usłyszałam wyraźnie parę słów, ale nie potrafiłam z nich poskładać sensownego zdania, a byłam zbyt zmęczona, żeby jeszcze podsłuchiwać.
Bardzo chciałam żeby dom stał się ponownie moją opoką. Miejsce, w którym czuje się cudownie wolna. Najwyraźniej już tak nie będzie, a czas mojego dzieciństwa przeminął, nadszedł moment kłamstw i tajemnic.

Ranek nie był zbyt przyjemny, pulsowała mi głowa, nie czułam się za dobrze. Postanowiłam nie wstawać z łóżka by nie natknąć się na rodziców, którzy zapewne obudzili się z nową energią do kłótni.
Z pod pościeli wyciągnął mnie jednak bardzo znajomy, chodź jednocześnie prawie zapomniany zapach domowego śniadanka - jajecznicy i tostów.
Zrobiło mi się bardzo przykro na wspomnienie dawnych beztroskich lat gdzie tematem naszych jedynych sporów był stłuczony stuletni wazon lub inny zabytek.

Jeśli potrafię mówić jak dorosły i używać dorosłych argumentów to muszę się też zachowywać jak dojrzały osobnik, a nie kryć głowy w piachu.

Schodziłam niepewnie po schodach z bojowym nastawieniem, lecz po drodze natknęłam się na potulną jak baranek mamusie:
- Jess, słonko, chodź do kuchni, wszystko już jest gotowe.
Byłam szczerze zdziwiona tym porannym objawieniem, chodź wciąż podejrzliwie na nią spoglądałam, ucieszyłam się z takiego obrotu sprawy.
- Witaj, kochanie - przywitał się tatuś-łagodny-baranek.
- Hej.
Usiadłam przy naszym trzyosobowym stoliku, szybko dołączyli do mnie rodzice stawiając na blacie te wszystkie pyszności.
- Chcielibyśmy cię bardzo przeprosić - zaczęła mama nakładając sobie pomidory. - Źle się stało, że tak na ciebie nakrzyczeliśmy. Co się stało to się nie odstanie. Damy radę, poradzimy sobie z prasą.
- Tak, nie chcieliśmy cię obarczać takim ciężarem jak kłamstwo - dodał tata. - Oczywiście wrócisz do Hogwartu...
Spojrzeli na siebie.
- I możesz spotykać się z Draconem - dokończyła rodzicielka.

Powinnam się cieszyć, ale zaczęłam się niepokoić. Coś jest nie tak.

- Bardzo cię kochamy, pamiętaj o tym.

Najwyraźniej moi rodzice mają na sumieniu dużo więcej niż jedno kłamstwo.

- Ja was też - przełknęłam gorycz niepewności i dobrałam się do kanapek by nie zauważyli mojego wahania.

Od razu po śniadaniu poszłam do mojej ulubionej sąsiadki - Alice.
Chociaż nogi mnie świeżbiły, nie wbiłam bez zapowiedzi do domu przyjaciółki. Zadzwoniłam i grzecznie czekałam aż ktoś mi otworzy.
Doczekałam się w końcu dzwięku klami i charakterystycznego skrzypienia. W progu stała wyżej wymieniona dziewczyna, lecz gdyby nie fakt, że się nie przeprowadzała - jak poinformowali mnie rodzice - nie poznała bym jej.

Bardzo się zmieniła. Zcięła włosy na krótko, miała warstwy makijażu na twarzy, soczewki kontaktowe koloru jaskrawozielonego, bardzo drażniące.
Urosła i to znacznie, bo sięgałam jej zaledwie do biustu, który też skonkretniał. W dodatku wcale się nie cieszyła jak mnie zobaczyła.
- Wejdź - rzuciła tylko, ale z takim chłodem, że płakać mi się zachciało.
- Hej - powiedziałam wręcz płaczliwie.
- No siema - mruknęła prowadząc mnie przez korytarz.
- Papierosa? - zapytała wyciągając z płaszcza mamy pudełko.
- Nie, dzięki - odmówiłam, nie tylko dlatego, że nie palę, ale z samego względu na fakt, że nie potrafię tego robić.
- Too po co chciałaś się spotkać? - rzuciła wręcz od niechcenia.
- Żeby zapytać co u ciebie - byłam strasznie onieśmiela, nie poznawałam tej dziewczyny na przeciwko mnie.
- Całkiem spoko.
- Aaa ten chłopak? Zack? - próbowałam utrzymać rozmowę, ale najwyraźniej ona nie bardzo miała na to ochotę.
- Laska, miałam już z dziesięciu chłopaków - zaśmiała się.
Obserwowałam z zaciekawieniem jej dorysowane brwi i nazbyt pomarańczową twarz, w dodatku te bordowe usta...
- No a twój Malfoy?
- Tak, jesteśmy razem, chyba - przyznałam.
- A ten cały internat? Fajny jakiś?
- To mój drugi dom - odparłam szczerze.
- Na długo wróciłaś?
- Nie, tylko na chwilę. Alison, czy ty... jesteś szczęśliwa?
- Pewnie! Jest cudownie! Powinnaś poznać Juliet i Anne, świetnie laski, serio - uśmiechnęła się, ale za dobrze ją znam, wiem, że to nie było szczere.
- Chyba muszę się już zbierać - zdecydowałam.
- Ach, no oki, sama znajdziesz drzwi? Muszę do toalety. To buziaczki, do następnego - przesłała mi dmuchanego w powietrzu całusa i zostawiła mnie.
Szybko wybiegłam z domu i schowałam się przy oknie, który miał widok na jej łazienkę.
Patrzyłam jak moja zaryczana przyjaciółka z wściekłością zmywa tapetę i chowa kosmetyki do torebki mamy. Jeszcze chwilę obserwowałam ze zbolałym sercem jak płacze i wyciągnęłam wnioski.
Alison udawała tą scenkę, bo tak bardzo mnie nienawidzi.
Nic mnie już nie trzyma przy moim dawnym domu.

Slytherin... Where stories live. Discover now