Komnata odnaleziona

12.1K 580 64
                                    

Po takim wstrząsie Ron stał jak sparaliżowany i nie mógł się ruszyć.
Naprawdę żal mi było mojego przyjaciela. Jest tylko jeden plus w byciu jedynaczką - nie muszę się martwić o rodzeństwo, ale to i tak nie wynagradza tej samotności przez większość dzieciństwa.
- Oh, ja poradziłbym sobie z pewnością z tą bestią, szkoda, że nie byłem przy tej biednej dziewczynce - mówił Lockhart.
- Wspaniale, Gilderloy, a więc znajdziesz panienkę Weasley?
Ron tylko jęknął płaczliwie.
- Emm... no więc... tak, tylko... muszę się... przygotować - zapiszczał poczym uciekł.
Musieliśmy poczekać, aż nauczyciele odejdą, bo Ron nadal stał jak spetryfikowany.
- Ron, idziemy do Lokharta. Możemy mu pomóc, dużo wiemy, pewnie przydadzą mu się takie informacje - oznajmił Harry ciągnąc, za ubrania, przyjaciela.
- Lokharta!? On jej nie uratuje - głos miał strasznie piskliwy.
- Ron, o-on jest b-beznadziejnym nauczycielem, ale patrz ile osiągnął - powiedziałam, lecz mój głos drżał, co sprawiło, że go nie przekonałam.
- Idziemy - zdecydował Harry i siłą wyciągnął kolegę na 2 piętro, gdzie mieściło się lokum nauczyciela OPCM.
Bez pukania weszliśmy do pokoju, a Lockhart... pakował się właśnie, nie wiem jak to nam pomoże w pokonaniu bestii.
- Co pan robi?! - zapytałam.
- N-n-nie zrozumiesz tego, tępe dziecię - powiedział.

Nie, no! Jak mnie nazwał?!

- Musi pan uratować moją siostrę - warknął Ron.
- Oh, nie. Nic nie mówili o pokonywaniu potwora, gdy pytali się mnie, czy chcę tu pracować - sprzeciwił się.
- A te wszystkie wielkie rzeczy, które pan zrobił?! - wściekłam się.
- Powiedzmy, że porzyczałem te historie, jestem pewny, że twój mały móżdżek tego nie pojmie.
Wyciągałam już różdżkę, ale Harry mnie powstrzymał.
- Ale napisał pan w książkach... - zaczął pytać Harry, ale ten prostak nawet nie pozwolił mu dokonczyć.
- Nie wszystko co jest napisane w książkach to prawda, chłopcze.

A do nich, to już może się normalnie zwracać?!

- Teraz znacie już moją tajemnicę, więc będę musiał...
Nie dokończył, bo jednym zaklęciem wyrwałam mu różdżkę z ręki.
- Pójdzie pan z nami. Jess, idziemy do łazienki Marty.
- Po co? - zdziwiłam się.
- Riddle powiedział mi w swoim wspomnieniu, że pierwszą ofiarą była dziewczyna w toalecie. Hermiona wpadła na to, że Marta mogła być ofiarą - wytłumaczył mi Gryfon.

Czemu wcześniej nie powiedzieli mi o tak ważnych rzeczach? Co jeszcze zataili?

W czwórkę odwiedziliśmy Jęczącą Martę. Ron już się trochę uspokoił i pozwolił się zapewnić, że uratujemy Ginny.
- Hejka, Marta - zaczęłam, mając nadzieję, że duszyca nie wpadnie w szał.
- Oh, Harry - zarumieniła się, nie zwracając na mnie i Rona uwagi.- Jednak wróciłeś.
- Yyy... tak, chcieliśmy się zapytać ciebie... Yyy... jak umarłaś? - nie wiem czy o takie rzeczy można pytać umarłych, miałam nadzieję, że dziewczyna nie wpadnie w szał.
- To się stało tutaj. Dokładnie w tej toalecie - powiedziała nadzwyczaj spokojnie i chętnie. - Płakałam, bo Nathalie powiedziała mi, że mam brzydkie okulary. Wtedy usłyszałam męski głos, który mówił coś w obcym języku. Chciałam wygonić, chłopaka, bo, jakby nie patrzeć, to damska toaleta. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam parę wielkich, brzydkich, żółtych oczu i... umarłam.
- No... a gdzie były te oczy? - zapytał Harry.
- Tam, przy umywalce.
Faktycznie, na kranie wskazanej umywalki był wygrawerowany wąż.
Zielonooki spojrzał na mnie niepewnie, poczym powiedział coś w języku węży, a tam gdzie przed chwilą był kran, pojawił się tunel.
Profesor, mimo oporu, zjechał na dół jako pierwszy, nie miał wyjścia, bo ja, Ron i Harry celowaliśmy w niego różdżkami.
- Jestem z was dumny, dzieciaki, wspaniale sobie poradziliście - mówił z obrzydzeniem i strachem stąpając po ościach ryb, którymi zapewne żywił się owy potwór. - Niestety ja już muszę wracać.
Ron podszedł do niego, nie byłam pewna czy rudy chce walnąć naszego nauczyciela czy tylko nastraszyć, ale z pewnością mu się to nie udało, bo Lokhartowi udało się ukraść jego różdżkę.
- Hah! - krzyknął triumfalnie celując we mnie i Harre'go. - A teraz rzucę na was zaklęcie zapomnienia!
Nie wiem kogo on chciał nastraszyć tą połamaną różdżką, ale na pewno nie mnie.
- Obliviate - powiedział, a zaklęcie odbiło się w jego stronę.
Poleciał kilka metrów do tyłu i odbił się od ściany.
Tulnel zatrząsł się lekko i zaczęło się wszystko rozsypywać, z sufitu spadły głazy oddzielając Harre'go ode mnie, Rona i Lokharta, betonową ścianą.
- Wszystko ok? - zapytałam.
- Tak - potwierdził Harry, mimo, że nie dostrzegłam go za stertą gruzu, co mnie zaniepokoiło.
Ron jęknął tylko i mruknął, że uderzył się w głowę.
- Idę po Ginny - zdecydował Gryfon.
Chciało mi się płakać. Bałam się zostawić Harre'go samego, kiedy w pobliżu był bazyliszek, ale wiem, że nie możemy zostawić siostry Rona samej.
- Uważaj! - krzyknęłam za nim, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu.
Potem słyszałam tylko echo jego głośnych kroków.
Podeszłam do Rona, który miał lekkie rozcięcie na głowie. Nie chciałam testować na nim żadnych zaklęć, bo w uleczaniu nie byłam za dobra, więc tylko przyłożyłam mu do rany kawałek materiału (tak robią mugole).
Słabo mi na widok krwi, więc kiedy mogłam, odwracałam wzrok i starałam się stłumić mroczki przed oczami. Zachwiałam się niebezpiecznie.
- Przepraszam Ron, nie dam rady - stwierdziłam odwracając wzrok od rozcięcia na jego głowie - musisz mocno to przyciskać - dodałam podając mu szmatkę.

Podeszłam bliżej profesora, który właśnie odzyskiwał przytomność.
- Kim jesteś? - zapytał lekko zdenerwowany.
- Jessica Watson.
Wyglądał jakby przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał, poczym ponownie zadał pytanie:
- A ja?
Popatrzyłam na niego rozbawiona, wiem, że to nie miejsce i czas...
- Gilderloy Lokhart. Nauczyciel OPCM w Hogwarcie.
Teraz to on się zaśmiał.
- Musiałem być beznadziejnym nauczycielem - zachichotał.
Powstrzymała się od komentarza i spojrzałam znacząco na Rona.
Chciałam coś powiedzieć, ale profesor przerwał mi:
- Mieszkasz tu?
- Nie - odpowiedziałam.
- A on? - wskazał na Rona.
- Nie - powtórzyłam się.
Lokhart lekko się przestraszył i zapytał niepewnie:
- Ja?
- Też nie.
Opatrzyłam lekkie zadrapania profesora i dalej w ciszy czekaliśmy na Harre'go.

Kiedy Ron odpoczął zaczął odsuwać kamienie, żeby wytorować drogę, a ja szukać jakiegoś wyjścia, bo tunelem, którym weszliśmy, nie dało się wrócić.

Nie znalazłam niczego, a kiedy Weasley zrobił przejście dla Harre'go, przez chwilę pomyślałam, żeby pójść tam i pomóc Gryfonowi, ale nie starczyło mi odwagi. Bałam się. Jestem tchórzem. Właśnie dlatego nie trafiłam do Gryffindor'u.

Usłyszałam dziwny głos... gdzieś z góry, z łazienki. Był bardzo piękny, melodyjny i zdecydowanie nie ludzki. Z tunelu wyleciał Feniks, uczyliśmy się o nich niedawno na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami.
Śmignął mi przed oczami i poleciał wzdłuż korytarza, w stronę Harre'go. Poczułam ulgę.

--------------------------
Bardzo przepraszam:

RiddikulusHP,

_Potterowa_143_,

potterhead27307,

ale nie wyrobie się z żadnymi nominacjami 😞

Slytherin... Where stories live. Discover now