Hogwart - inna strona szkoły cz.2

19.1K 922 201
                                    

Godzina 19.00, nie wiem gdzie zniknęli wszyscy Ślizgoni, ale żadnego (oprócz naszej dziesiątki) nie było, nie uskarżaliśy się. Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu nie mogłam się doczekać ciszy nocnej.
Podzieliliśmy się już w pary:
Ja i Draco, Pansy i Goyle, Tracey i Crabbe, Milicenta i Blaise, Dafne i Nott.
Parą szukającą mieli być Tracey i Crabbe, ja nigdy nie lubiłam szukać.

- Założę się, że pierwszą znajdziemy Pansy - zaśmiała się Tracey. - Jeśli zacznie się drzeć na Goyle'a to odszukanie jej nie będzie stanowiło problemu.
Parkinson prychnęła obrażona.
- Od razu możesz się poddać - dodał Blaise z zadziornym uśmieszkiem.
Pansy odwróciła głowę zarzucają dumnie swoimi włosami.
- Oh, nie obrażaj się - poprosił Draco, ona jak na zawołanie zrobiła do niego maślane oczka.
Zmarszczyłam brwi, czegoś tu chyba nie rozumiem.
Draco złapał Parkinson za rękę i splótł ich palce.
Wszyscy (oprócz Crabbe'a, Nott'a, Goyle'a i Parkinson) spojrzeli na mnie, nawet Draco zerknął.
A ja... coś we mnie pękło, chyba serce. Poczułam się jakby ktoś przypalał mnie od wewnątrz gorącem. Nigdy nie byłam o nikogo aż tak zazdrosna. To naprawdę bolało. Zaraz po złości ogarnął mnie smutek, ba, rozpacz.
Co ja sobie myślałam? Dafne mnie ostrzegła, mówiła, że jest bardzo rozchwytywany przez dziewczyny.
Jednak... Chyba miałam nadzieję, że mu na mnie zależy...
Ale Malfoy przecież nic mi nie obiecywał.

W coraz czarniejszych kolorach widziałam moją jutrzejszą karę u Snape'a.

Jeśli zostanę tu jeszcze przez chwilę to się rozpłaczę. Ściągnęłam wzrok z ich złączonych rąk.
- Ja... hmm... muszę... coś znaleźć...
Prawie wybiegłam z salonu i rzuciłam się na łóżko, a łzy same popłynęły.

*Draco*

Poszło trochę inaczej myślałem. Kiedy wyszła, puściłem Pansy.
Szczerze to miałem nadzieję, że Jess odstawi jakąś scenę zazdrości, w końcu na tym to polegało - chciałem sprawić, żeby była o mnie zazdrosna, udało się, ale nie bardzo tak jak chciałem, nie miała płakać.
- Mówiłem ci, że to nie wyjdzie - burknął Blaise.
Nie zważając na zdziwione spojrzenia naszych znajomych odpowiedziałem:
- Zamknij się.
- Sprawdzę co u niej - mruknęła Milicenta.
Wyszła z salonu, a ja czekałem na jakiekolwiek informację o Jess.
- Kretynka - zawyrokowała Pansy i przesunęła się bliżej mnie.
- Cicho bądź - warknąłem.
Nie tylko Parkinson wyglądała na zdziwioną moim zachowaniem.
Milicenta przyszła z powrotem.
- Jess chce się zamienić. Pyta się czy ona może być z Zabinim, a ja Draconem.
- Porozmawiam z nią - oznajmiłem, ale Milicenta zatrzymała mnie.
- Prosiła, żebyś nie wchodził - wytłumaczyła.
- Ja pójdę - burknął Blaise.
Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.
Widziałem tylko jak wchodzi schodami do dormitorium dziewcząt.

Przyszli dokładnie 20 minut później. Jess miała jeszcze delikatnie podkrążone od płaczu oczy. Z jej twarzy nie mogłem nic wyczytać.
- To idziemy? - zapytała nieśmiało.
Blaise podszedł do Milicenty, więc ja musiałem być z... Jess.
Odetchnąłem z ulgą.
Zebraliśmy się i najciszej jak mogliśmy wyszliśmy z lochów.
Rozdzieliliśmy się i każda para poszła w swoją stronę.
My skierowaliśmy się do biblioteki, o ile to dobra droga.
Z Jess wymieniłem zaledwie kilka zdań. Nie zdołałem jej rozszyfrować, ale mógłbym przyciąć, że parę razy widziałem na jej twarzy uśmiech.

Po 10 minutach zrozumieliśmy, że nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy.
- Biblioteka jest w tą stronę - stwierdziła Jess.
- Nie, tam jest sowiarnia - sprzeciwiłem się.
Popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Sowiarnia jest na górze.
- Nie, na górze jest kuchnia - stwierdziłem.
- Kuchnia jest właśnie na dole - zaśmiała się, zauważyłem, że ma urocze dołeczki.
Rozmowę przerwało nam ciche miałknięcie. Kotka woźnego!
Wszedłem do najbliższej klasy ciągnąc za sobą Jessice.
Sala była bardzo brudna i stara, chyba nieużywana od dawna. Weszliśmy głębiej, naszą uwagę przykuło lustro.
Na ramię widniał runiczny napis, nie mogłem go rozszyfrować.
Spojrzałem lustro, nie było tam mojego odbicia, to znaczy niezupełnie. Byłem tam ja, ale też Potter, stał w cieniu mojej... chwały? Ojciec, był dumny... ze mnie? Jednak najbardziej zainteresował mnie widok Jess - trzymałem ją za rękę, nie rozumiem, nie czułem jej ręki. Odwróciłem się szybko, nie było tam ani Potter'a ani taty, stała tylko Jessica wpatrzona w lustro. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zerknąć jeszcze raz. Co do cholery się dzieje?

*Jessica*

Widziałam w lustrze obcych ludzi. Kto to był? Chyba ich sobie przypominam. Ta kobieta... trzymała za rękę jakiegoś mężczyznę, a obok trójka dzieci.
Chyba wiem co to za lustro, tata opowiadał, że pokazuje nam to czego naprawdę pragniemy. Mój daleki kuzyn oszalał patrząc się w nie. Przecież to niemożliwe... nie mogę pragnąć kogoś, kogo nie znam.
Nie wiem jak długo tu staliśmy, ale czas najwyższy, żeby stąd odejść... na zawsze.
- Draco - powiedziałam cicho jego imię nadal zastanawiając się kim są ludzie, którzy patrzą na mnie smutno przez lustro. - Musimy stąd iść.
Złapałam go za rękę, żeby odciągnąć nas od zgubnego widoku. On spojrzał na nasze splecione dłonie, znowu na lustro i ponownie na nas.
- Draco, proszę, chodźmy - prosiłam.
Przez chwilę widziałam niepewność na jego twarzy, widać było, że nie chce odejść.
- Proszę - powtórzyłam coraz bardziej zaniepokojona.
Ostatni raz rzucił tęskne spojrzenie na lustro i dał mi się pociągnąć do wyjścia.
Nie słyszałam już tego głupiego, rudego kocura, więc wyszliśmy z klasy.
- Co to było? - zapytał, otrząsając się z szoku.
- To lustro pokazuje to czego najbardziej pragniemy - wytłumaczyłam.
Jeśli tak, to czemu widziałam tam obce mi osoby?
- Mój kuzyn oszalał patrząc w takie lustro - dostałam.
Po moich ostatnich słowach, chyba nawet nie pomyślał o powrocie, i dobrze.
- Która godzina?
Spojrzałam dyskretnie na telefon, tak żeby Draco nie zobaczył sprzętu stworzonego przez mugoli.
- 23.30 - mruknęłam niedowierzając.
- Niemożliwe.
- To przez to lustro... ono właśnie tak działa - oznajmiłam.
- Lepiej już chodźmy.

W salonie nikogo nie było, pewnie jeszcze nie skończyli zabawy.

- Jess - mruknął Draco. - Chciałem ci wytłumaczyć tą sytuację z Pansy...
- Blaise wszystko mi opowiedział.
To było naprawdę głupie z twojej strony - burknęłam.
- Wiem, ja już nigdy nic takiego nie zrobię - przysięgał.
- Lepiej się ucz, bo ja nie znoszę jak ktoś śpi na historii magii - uśmiechnęłam się.
- Z takim towarzystwem, w życiu nie zasnę - rozweselił się.
Przytuliłam go, żeby rozładować atmosferę, był nieco zaskoczony, ale też mnie uścisnął. Miło było być tak blisko niego.

10 minut później do salonu wpadli pozostali, byli zbulwersowani naszą ucieczką. Tracey pozwoliła sobie na parę nieprzyjemnych słów.

Mimo późnej pory zadzwoniłam do Alice. Opowiedziałam jej całą historię z Draconem, omijając te wszystkie magiczne szczegóły.

Nie spałam dzisiejszej nocy, chyba bałam się spotkać we snach tych ludzi z lustra. Poza tym moją głowę zaprzątał pewien szarooki Ślizgon...

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz