...

10.4K 580 545
                                    

- Co?! - mój głos rozniósł się po całym pomieszczeniu, a że było cicho jak makiem zasiał, wszyscy patrzyli to na mnie, to na Dracona, albo Harre'go. - To nie możliwe!
Draco też z początku wyglądał na zdziwionego, ale zaraz na jego twarzy zagościł typowy, ślizgoński uśmiech. Szepnął do mnie:
- Może teraz się ze mną umówisz.
I przeszedł pewnym siebie krokiem przez salę, a Harry nadal w osłupieniu, musiał zostać popchniety przez Hermionę.

Kiedy obaj chłopcy zniknęli mi z oczu, poczułam strach. W tych turniejach ginęli ludzie... Draco nie może... Jak stanie mu się krzywda to... Nie wiem co ja zrobię.

Cała sala była pogrążona w tak nieskazitelnej ciszy, że bałam się chodźby poruszyć, ale gdy ludzie zaczęli już szeptać i plotkować ja wstałam i poszłam tam, gdzie mogli iść tylko reprezentanci turnieju.

Nie znałam drogi, ale szłam za głosem Dumbledore'a, który odbijał się echem od pustych ścian:
- Harry, podałeś swoje nazwisko do czary ognia?
- Nie - odpowiedział piskliwym głosem Potter. - A kazałeś zrobić to komuś innemu?
Pokręcił przecząco głową.
- Kłamie! To skandal! - odezwał się wściekły dyrektor Durmstrangu.
Weszłam prawie niezauważona do pokoju.
- Co panna Watson tutaj robi?! - krzyknęła przejęta, mocno wstrząśnięta sytuacją McGonagall. - Proszę natychmiast stąd wyjść!
- Nie, niech zostanie - powiedział łagodnie Albus. - Draco... Czy chciałeś się zgłosić do turnieju... Nie z przyczyn prozaicznych... Tylko głębszych - spojrzał znacząco na mnie.

Spojrzałam Draconowi prosto w oczy, śliczne, szare tęczówki, które tak bardzo kochałam.
- Tak - powiedział głośno połykając ślinę.
- Mam już teorię z jakiej przyczyny trafił tu pan Malfoy - odezwał się dyrektor. - Z dobroci serca czystego.
Harry mimo przerażenia parsknął śmiechem, a ja obrzuciłam go chłodnym spojrzeniem.
- Może pan zdecydować, bierze pan udział w turnieju czy nie? - zapytał Dumbledore.
- Nie - powiedziałam, równocześnie z Draco, który przytaknął pewny siebie.
- Jess, nie będziesz decydowała za mnie - powiedział twardo mój ukochany.
- Będę - warknęłam.
- Lepiej wyjdź.
- Świetnie, wyjdę, ale jeśli się zgodzisz, masz się już do mnie nie odzywać.

*Draco*

Gadanie - pomyślałem, ta tylko odwróciła się na pięcie i z impetem opuściła pokój. Nie ma opcji, żebym zrezygnował. Słyszałem co mówiła o Diggorym czy Krumie, jeśli ona chciała być ze zwycięzcą i to ją uszczęśliwi, to będzie.

Nauczyciele wypytywali się jeszcze o coś Pottera, a ja analizowałem słowa Dumbledore'a. "Z dobroci serca czystego"? Moje serce wcale nie jest dobre. Trochę mnie to zirytowało, sam nie wiem czemu, nie jestem grzecznym chłopcem i na pewno nigdy nim nie będę, faktycznie, tym razem nie zależy mi na sławie ani wygranej, ale żeby mi od razu przypinać etykietkę aniołka o czystym sercu? Mocno wyolbrzymione.

- Idźcie do swoich pokojów, to był ciężki dzień. Potter, ty jeszcze zostań.

Jako pierwszy opuściłem gabinet, szukałem wzrokiem po sali mojej blond zguby.
- Dracuś - usłyszałem za sobą głos dziewczyny, który dosłownie opływał słodyczą.
- Astoria - przewróciłem oczami, lecz nie miałem zamiaru chociażby spojrzeć na dziewczynę.
- Szukasz Pansy? - zapytała, a z jej głosu wyczułem, że zaraz zaleje się łzami.
- Taaa... Właściwie to nie - odpowiedziałem zniecierpliwiony, bo dalej nie mogłem odnaleźć swojego anioła. Pewnie jest w dormitorium.
- Kocham cię - powiedziała.
- No wiem - rzuciłem od niechcenia.
Mogła na mnie przecież tutaj zaczekać, ale pewnie księżniczka focha walnęła.
- Nie mam teraz czasu - mruknęłem i odszedłem bez pożegnania.

Dojście do pokoju wspólnego zajęło mi z 10 minut. Wpadłem do dormitorium dziewczyn jak burza. Parkinson aż poczerwieniała ze szczęścia.
- Watson, kochanie - powiedziałem, gdy beznamiętna mina dziewczyny nie zmieniła się, kiedy wparowałem do pomieszczenia.
Pozostałe dziewczyny patrzały na nas mocno wstrząśnięte, miały nie wiedzieć o układzie, ale nie mogłem się powstrzymać. - Zgodziłeś się? - zapytała, nadal nie zdradzając swoich uczuć.
- No jasne - uśmiechnąłem się bardzo dumny z siebie, a ta tylko cisnęła we mnie poduszką, którą dostałem w twarz.
- Idiota! - krzyknęła.
- O co ci chodzi? - zapytałem zdenerwowany, poprawiając fryzurę.
- Prosiłam cię przecież!
- Trzeba było się nie kleić do tego Puchona - prychnąłem wściekły.

Slytherin... Where stories live. Discover now