Powrót Dracona

11.7K 701 101
                                    

Draco przyszedł na początku lekcji eliksirów. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zrobił tego w wielkim stylu.
Wszedł do pomieszczenia z ręką w terblaku. Lekko się zataczając i jęcząc cicho.
Wcisnął się z kociołkiem pomiędzy mnie i Harre'go. Byłam gotowa zmienić miejsce, ale zachowywał się jakby w ogóle nie zauważył Gryfona.
- Witaj, śliczna - przywitał się.
- Dzień dobry, mój książę. Bardzo cię boli? - drażniłam się z nim. - Dasz radę, będziesz dzielny? - zachichotałam.
Draco uśmiechnął się krzywo.
- Postaram się.

- Dzisiaj na lekcji będziemy sporządzać eliksir zmniejszający i zwiększający zwierzęta - oznajmił Snape lodowatym głosem. - Proszę otworzyć podręcznik na stronie 298.
Większość klasy zaczęła cicho czytać wskazany tekst.
- Draco - szepnęłam. - Zrobiłeś to specjalnie? - zapytałam. - Dałeś się zaatakować Hardodziobowi?
Chłopak westchnął ciężko i powiedział:
- Tak, Jess, ale nie po to, żeby wyrzucić Hagrida ze szkoły, nawet namówiłem ojca, żeby tego nie robił - dodał, ale nie pozwolił mi się nacieszyć radosną nowiną, bo zaraz kontynuował. - Zrobiłem to z innych przyczyn. Są inne zalety kontuzji. Patrz. Panie profesorze- zgłosił się blondyn. - Nie dam rady pokroić korzonek.
- Weasley, pokroj panu Malfoy'owi korzonki - rozkazał Snape z mściwym uśmiechem na twarzy.
- Ale...
- Bez dyskusji - urwał nauczyciel.
Ron, cały czerwony na twarzy wykonał polecenie. Byle jak pokroił roślinę.
- Panie profesorze, Weasley kaleczy moje korzonki - poskarżył się Draco.
- Weasley, zamień się korzonkami z Malfoyem - oznajmił Snape.
Żal mi było Rona, ale nie mogłam przestać chichotać na widok jego zbulwersowanej miny.
- Nie dam rady obrać figi - stwierdził z udawanym smutkiem Draco.
- Potter, zajmij się tym.
Harry wziął owoc i zaczął go obierać.
- Wiem, że nic ci nie jest, Malfoy - warknął Harry.
- Nie wiem o czym mówisz, Potter. Jestem ciężko ranny.
- Przez ciebie Hagrid ma kłopoty- syknął Ron.
- Wasz przyjaciel dopiero miałby kłopoty, gdyby nie Jess - oznajmił Draco, a ja poczerwieniałam. - A teraz potnij mi dżdżownice, Weasley.

Kolejna lekcja to OPCM. Z tego co słyszałam od Gryfonów, którzy mieli już pierwsze zajęcia, nowy nauczyciel zna się na swoim fachu.
Zamiast do klasy, zaprowadził nas do pomieszczenia, którego nikt nie używał, stała tam tylko szafa.
- Dzień dobry, nazywam się profesor Lupin. Będę uczył was Obrony Przed Czarną Magią.

Szafa zatrzęsła się niebezpiecznie.
- W środku jest bogin - wytłumaczył. - Ktoś może wie co to jest?
Przeczytałam kiedyś tą nazwę, zainteresowała mnie, nawet zapamiętałam formułkę.
- Upiór. Zamienia się w to, co osoba w danej chwili się boi - wyrecytowałam.
- Dokładnie. Nigdy nie wiadomo w co się przemieni. Dlatego jest taki przerażający. Bogina można pokonać tylko w jeden sposób. Śmiechem.
- Tak. Chyba już cała szkoła słyszała już o profesorze Snapie w stroju babci Nevill'a - zaśmiał się Draco, a wszyscy zawtórowali mu tym samym.
Lupin uśmiechnął się lekko i kontynuował:
- Wystarczy wyobrazić swój strach w coś zabawnego i powiedzieć: ridiculus. To kto pierwszy? Może panna Parkinson?
Pansy wyszła na przeciwko szafy. Usłyszeliśmy charakterystyczne pstryknięcie i drzwi otworzyły się.
Z szafy wyszedł... hipogryf.
Spojrzałam rozbawiona na Dracona. On zachichotał, chodź lekko się zmieszał.
- Ridiculus - powiedziała, a stworzenie zamieniło się w kucyka.
- Brawo - pochwalił ją profesor. - Ravenwood, twoja kolej.

Bogin przybierał różne postacie. Większości się nie bałam. Zastanawiłam się co by było moim boginem. Nie mam pojęcia czego tak naprawdę się boję.
- Nie wychylaj się, Jess - poradził mi Draco.
- Ty nie chcesz? - zapytałam lekko zbita z tropu.
- Za knut rozumu - pokręcił głową, ale uśmiechnął się pod nosem. - Nigdy nie pokazuj swoich słabości, Jess.

Cwaniaczek.

- Pewnie boisz się, że znowu pojawi się hipogryf - mruknęłam, ale mnie usłyszał i zaśmiał się cicho.
- Vincent Crabbe - wyczytał profesor.
- Może być ciekawie - skwitował Draco.
Crabbe przeszedł przez tłum i drżącymi rękoma wycelował w bogina, który zamienił się w... dziewczynkę?
Cała klasa ryczała że śmiechu, ja też.
- Czemu boi się dzieci? - zapytałam ociekając łzy rozbawienia.
- To jego siostra - oznajmił Draco, który leżał na ziemi i wił się ze śmiechu, razem z Blaise'm.
Sześciolatka spojrzała groźnie na brata. Pokazała małe pazurki i zacisnęła ząbki, jakby się szykowała do ataku.
Vincent zapomniał języka w gębie i nie potrafił słowa powiedzieć. Rozbawiony nauczyciel stanął pomiędzy nim, a dziewczynką i bogin zamienił się w srebrną kulę.
- Blaise Zabini, teraz ty - zdecydował nauczyciel.
Blaise przestał się śmiać.
- Twoja kolej - powtórzył Lupin.
Chłopak głośno przełknął ślinę i niepewnie przeszedł przez tłum.

Wampir. Tego właśnie bał się Blaise.
- Ridiculus - powiedział chłopak bezbarwnym tonem, w chodź jego oczach widziałam strach.
Myślałam, że zaklęcie nie podziałało, albo Blaise nie ma wyobraźni.
Ale kiedy chłopak stał spokojnie, kiedy wampir chciał go ugryść, zauważyłam, że zamiast zębów ma żelki.
- Brawo.
Zadowolony z siebie chłopak przeszedł przez całą klasę, poczym stanął przed Milicentą, złapał ją w pasie i pocałował namiętnie.
Poczułam ukłucie w sercu. Gdyby nie mój upór to mogłam być ja... i Draco.

Większość uczniów była zadowolona z nowego nauczyciela. Tylko Draco szydził z jego ubioru, a Crabbe nadal był zażenowany swoim boginem.

Zaczyna się sezon quidditcha. Ćwiczymy kilka godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Flint ostro się za nas wziął. Strasznie chciał zdobyć w tym roku puchar, zresztą nie tylko on. Jestem pewna, że gdyby nie zbieg przykrych wypadków z zeszłego roku, już wtedy byśmy go mięli.
- Rusz się, Watson! Podaj piłkę! - krzyczał kapitan drużyny.
Czy on umie motywować tylko krzykiem? Nie, że zrobiłam się jakaś delikatna, ale miło by było usłyszeć parę ciepłych słów z jego ust, ale dobrze wiem, że to nie leży w naturze Ślizgonów.

Leżałam na sofie w pokoju wspólnym. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Za dużo treningów.
- Co tam, Watson, straciło się kondycję przez wakacje? - zakpiłam Draco.
- Jak się nie zamkniesz to ty zaraz coś stracisz - pogroziłam mu.
Zagwizdał.
- Nagadałaś mi - przyznał z sarkazmem.
Podszedł do tablicy ogłoszeń.
- Wyjście to Hogsmeade. Pod koniec października - przeczytał.
Nawet nie ruszyłam się z miejsca, dalej leżałam na kanapie, czekałam na rozwój akcji.
Nawet nie zauważyłam kiedy klęknął przy mnie.
- Pójdziesz ze mną? - zapytał głaszcząc mnie po głowie.
Serce mi bił jak szalone.
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Jasne - kiwnęłam głową, a głos drżał mi z przejęcia.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Kierował się do swojego dormitorium, ale zatrzymał się przy schodach.
- Świetnie dzisiaj grałaś - pochwalił mnie.

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz