Świat będzie kręcił się bez s...

By zUaAmaterasu

7.7K 834 534

Ty na swoich skrzydłach nigdy nigdzie nie polecisz. Więc nie krępuj się, pełznij. Była ona, arystokratka z wy... More

Przedmowa
1. Karczma "Pod Podskakującym Kogutem"
2. Niebezpieczna wiedza
3. Niezdrowa fascynacja
4. Tamtego dnia
5. Dusza wojowniczki
6. Buntowniczka
7. Marna nagroda pocieszenia
8. Obywatelka niczego
9. Skurwysyństwo w granicach zdrowego rozsądku
10. Misja: poskromienie złośnicy
11. Fragmenty (nie) tej samej układanki
12. Wybryki
13. Zakaz ochraniania Yuny Asahiny
14. Niezrozumiałe bohaterstwo
15. Bełkot szaleńca
16. Oddział do zadań specjalnych
17. Myśliwy i zwierzyna
18. Dług wdzięczności
19. (Bez)warunkowa kapitulacja
20. Cień uśmiechu
21. Kwestia odpowiedzialności
22. Janine i Yuna
23. To samo spojrzenie
24. (Nie)budowanie autorytetu
25. Zakochać się (nie)rozsądnie
26. Problem z dyscypliną
27. Pat
28. Bez przyzwoitości
29. To, co konieczne
30. Wrócić do domu
31. Rażące podobieństwo
32. To, co potrzebne
33. Nieunikniona konfrontacja
34. Bratnia dusza
35. Bez odwrotu
36. Gówniarskie zagrywki
37. Z pozdrowieniami
38. Z czystego pragmatyzmu
39. (1) Doprowadzanie do porządku
40. (2) Wendetta
41. (3) Duchy przeszłości
42. (4) Levi i Yuna
43. (5) Wspólny język
44. (6) (Nie)planowana współpraca
45. (7) Irytująco sentymentalny
46. (8) Dziedzictwo krwi
47. (9) Pierwsza kompania
48. (10) Wyczekany dzień
49. (11) Koniec ery
50. (12) Zniewoleni
51. (13) Pieśniarz przeszłości
52. (14) Śpiąca królewna
53. (15) Porażająca prawda
54. (16.) Zaprzepaszczona szansa
55. (17) Jego ostatnia wola
56. (18) Samolubni tchórze
57. (19) Koronacja
58. (20) Tamto pamiętne miejsce
59. (21) Morze
60. (1) Nie mając wyboru
61. (2) Programowane posłuszeństwo
62. (3) Kosztem sumienia
63. (4) Do gwiazd, które więcej nie rozbłysną
64. (5) Sentymentalni głupcy
65. (6) Perfidny układ
66. (7) Niepożądana niespodzianka
67. (8) Yuriko i Yuna
68. (9) Urodzona do posłuszeństwa
69. (10) Kochając zbyt gorąco
71. (12) Problematyczne wybaczenie
72. (13) Szał wolności
73. (14) Nie do powstrzymania
74. (15) Samospełniająca się przepowiednia
75. (16) Dzień sądu
76. (17) Czuwający nad nimi
77. (18) (Bez)nadziejny cel
78. (19) Pobożne życzenie
Posłowie

70. (11) Niedokończone sprawy

15 1 0
By zUaAmaterasu

Rok 854, Mitras, tymczasowe kwatery korpusu zwiadowczego

Z każdym kolejnym dniem pozorny azyl zamieniał się w dworzec kolejowy, na który oficjele wojska wpadali w zatrważającym tempie, jakoby spieszyli się na pociąg. Początkowo przypominała natrętom, że ktoś bardzo niewyspany próbował pracować w tym cholernym gabinecie, jednak po usłyszeniu uciążliwego pukania po raz setny w ciągu kilku dób, tylko nakazała wejść i spiorunowała generał korpusu zwiadowczego we własnej osobie nienawistnym wzrokiem.

— Och, chyba przyszliśmy nie w porę — zauważyła pół żartem pół serio Hanji Zoe. Zaraz za nią do pomieszczenia wpakowali się Armin Arlet, który wyglądał, jakby za chwilę miał obsikać spodnie, zawsze poważna Mikasa Ackermann, jako jedyna nie manifestująca strachu oraz autentycznie przerażony Jean Kirschtein. Yuna nadal nie potrafiła odpowiedzieć, jakim cudem troje szczyli wspięło się po hierarchii dowodzenia tak wysoko, że okularnica ciągała ich po konsultacjach. Owszem, dziewczynę widziała w akcji, a o zasługach posiadacza mocy kolosalnego tytana naczytała się w raportach od Shinganshiny, jednak powodu obecności trzeciego absolwenta 104. jednostki treningowej nie potrafiła pojąć.

— Nie mam tylu krzeseł — zakomunikowała lodowatym tonem arystokratka, marząc, by najazd zwiadowców wyłącznie jej się przyśnił. Jean zdębiał. Dziwiło go, że ktokolwiek poza kapitanem oddziału do zadań specjalnych nie krył się z niezadowoleniem? Hanji w odpowiedzi machnęła lekceważąco ręką, jakoby chciała w ten sposób rozluźnić napiętą atmosferę.

W geście kapitulacji Asahina wyciągnęła się na fotelu i zapaliła papierosa. Młodzieńcy zaczęli krztusić się dymem papierosowym. Cóż, nikt nie zobowiązał pułkownik do otwierania okna, dlatego zamieniła gabinet w komorę gazową, zbyt zmęczona papierzyskami i porannym treningiem, by wspaniałomyślnie zapewniać niepożądanym gościom komfort. O braku chęci świadczył chyba fakt, że z popielniczki wysypywały się kiepy, których nie miała siły wyrzucić po dniu ślęczenia nad raportami.

— U-hu. — W tym ostatnim Hanji utkwiła wzrok, po czym zagwizdała. — Chyba faktycznie się nie obijasz. Może powinnam powiedzieć Ianowi, żeby wpadł posprzątać? — zasugerowała z nieukrywaną złośliwością.

— Trzymaj tego szarlatana ode mnie z daleka — zripostowała, mając przed oczami kolejną wizytę, którą postanowił złożyć jej wczoraj, by zapytać, czy na pewno zabieg usunięcia ciąży nie dawał się jej we znaki. Zareagowała dziecinnie, posyłając zwykle puste krzesło w jego stronę. Musiała przyznać, że mebel wyszedł bez szwanku z nieoczekiwanym spotkaniem wpierw z ciałem starszego mężczyzny, a później z podłogą, czego nie można powiedzieć o ofierze okrucieństwa. Widać, że porządna, droga robota.

Generał najwyraźniej rozbawił jej pozbawiony sympatii pomruk, ponieważ roześmiała się bezwstydnie, nie zważając na pogłębiającą się konsternację podwładnych.

— No dobrze, dobrze, wolałabym, żebyś nie sprawdzała na mnie, czy krzesła w centrali potrafią latać — stwierdziła poufale, jednocześnie zawiadamiając pułkownik, że lekarz zdołał o wszystkim donieść.

— Do brzegu, Hanji. Nie mam czasu na pogaduszki — skierowała rozmowę na właściwy tor, doświadczona latami, kiedy to badaczka nakręcona niewinnym stwierdzeniem potrafiła paplać bez opamiętania przez długie godziny. — Czego potrzebujesz? I dlaczego przywlekłaś ze sobą hordę gówniarzy i małą Ackermannównę?

— Ch-chwila...! — próbował protestować Jean, ale Mikasa ostrzegawczo chwyciła za jego ramię. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, niemo ostrzegła go, by nie odzywał się nieproszony. Ze względu na swój podły humor Yuna byłaby w stanie nawet zrobić użytek z okna i spróbować nauczyć dzieciaka latać. Armin zupełnie się nie przejął. Dwoje niebieskich oczu wpatrywało się w arystokratkę z niebezpieczną przenikliwością, jakoby chłonął również te niewinne słowa.

— Ach, głupia sprawa. — Zoe teatralnie odgarnęła grzywkę z czoła, manifestując zakłopotanie. — Tak zastanawiamy się, co takiego siedzi Erenowi w głowie i pomyśleliśmy, że może ty masz jakiś pomysł.

Asahina popatrzyła na przełożoną jak na wariatkę. Po pierwsze, skąd niby miała wiedzieć, skoro ten tytani wyrostek, którego nakazał jej chronić Erwin, pozostawał wybitnie małomówny także podczas potajemnych spotkań na kontynencie? Po drugie, przecież wystarczająco wytłumaczyła się przed wojskowymi, że nic nie wiedziała o planach młodego Jaegera. Po trzecie, nie sądziła, że mogłaby dać komukolwiek najmniejszy pretekst do podejrzewania ją o zdradę stanu. Bo może i widziała się z Erenem kilka razy, ale za cholerę nie wiedziała, co planuje. Nie musiała. Do tego mentor jej nie zobowiązał.

— Czy ja ci wyglądam na wyrocznię? — sarknęła. — Moje wysiłki pozyskania od niego informacji skończyły się na tym, że próbował mnie zaprosić na randkę, jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć. W końcu ostatnio opinia publiczna robi ze mnie potwora nie z tej ziemi. Nie dość, że ojcobójczyni, to jeszcze agentka-dziwka lubująca się w kazirodztwie — podsumowała ostro. Młodsi członkowie korpusu zwiadowczego stanęli jak wryci, na twarz Ackermann pojawił się rumieniec zawstydzenia. Hanji wyglądała, jakby właśnie została sprowadzona na ziemię w swoich odważnych spekulacjach. — Nie mam zielonego pojęcia, co siedzi mu w głowie — potwierdziła o wiele poważniejszym tonem. I nie, nie gustuję w dzieciakach, chciała dodać, by uspokoić widocznie zazdrosną Mikasę, ale w ostatnim momencie ugryzła się w język. — Nie chcę nawet myśleć, co siedzi mu w głowie po rzezi w Liberio.

Nie to żeby należała do empatycznych ludzi chodzących po ziemi, ba!, prawdopodobnie wśród dowództwa mogłaby się pobić o tytuł najbardziej znieczulonych skurwieli, ale nawet z jej perspektywy wymordowanie niewinnych mieszkańców getta było przesadą. Prawda, że Yuna Asahina nie stroniła od przelewu krwi. Prawda, że niejednokrotnie posuwała się do morderstwa, by przeżyć lub osiągnąć zamierzone cele. Jednak zawsze to było działanie celowe, skalkulowane na efekt i nigdy nie zakładało większej liczby ofiar niż to absolutnie konieczne.

Jen by ją za to znienawidziła. Jen przede wszystkim obsesyjnie kochała ludzi. Nie mogła jej rozczarować.

— Nie sądziłam... — zaczęła z wahaniem Hanji po dłuższej chwili milczenia.

— Że mam jeszcze jakiekolwiek odruchy ludzkie? — parsknęła. — Jak widzisz, mam. Ale gdybym była na waszym miejscu, dokładnie prześledziłabym ostatnie ruchy Erena na kontynencie. I przyjrzała się Flochowi Forsterowi.

— Flochowi? — zdziwił się Armin.

Z tego, co się dowiedziała, podczas jej nieobecności dawny uczeń wyrósł na prawdziwego lidera wśród młodszych stażem rekrutów, którzy dołączali do struktur po pięćdziesiąt drugim. Dowód otrzymała jeszcze przed podsłuchaniem kilku żołnierzy, niby przypadkiem, kiedy to poruszała się między częścią biurową a sypialnianą.

— Przylazł tutaj i zdarzyło mu się zadać dziwne pytanie albo dwa. Może to tylko moja nadgorliwość, ale przyjrzałabym się dzieciakowi. Ma pogłos wśród ludzi, a w gorącym okresie ostatnie, czego byśmy potrzebowali, to bunt na pokładzie — zasugerowała. — A młody Jaeger... cóż, na waszym miejscu po prostu bym to zostawiła.

— Mamy zrezygnować z Erena? — zapytała Mikasa z nieukrywanym wyrzutem. Na krótką chwilę spojrzenia dziedziczki krwi Ackermannów i Asahinów się skrzyżowały. Dla postronnego obserwatora musiało wyglądać to jak próba sił pierwotnych, dziwnych do wytłumaczenia mocy.

— Tak właśnie powiedziałam — podkreśliła.

— Chwila, ale — do dyskusji włączył się Armin. Yuna w duchu pogratulowała mu odwagi — jeżeli może zdołalibyśmy z nim porozmawiać i przekonać, że nie jesteśmy wrogami...

— Podziwiam wasze idealistyczne i pacyfistyczne podejście, Arlert, ale dla mnie sprawa jest jasna. Młody Jaeger nie chce z nikim rozmawiać — ucięła. — Rozumiesz, co przez to mówię, Hanji? — zwróciła się ponownie do generał. Okularnica skinęła głową, chociaż na jej twarzy pojawił się smutek podszyty rozczarowaniem, że nie otrzymała od bardziej doświadczonej w polityce koleżanki optymalnego rozwiązania.

— Dzięki za opinię, Yuna. Wezmę ją pod uwagę — oświadczyła, po czym zwróciła się do pozostałych protegowanych: — Wycieczka, idziemy. Lepiej nie wkurzać dłużej pułkownik Asahiny, bo naprawdę będzie próbowała nauczyć was latać.

— Ale... — próbował jeszcze protestować Armin.

— Pułkownik naprawdę nie lubi niezobowiązujących pogaduszek — przypomniała. — No już! — Zaczęła ich bez skrępowania wyganiać z gabinetu, po czym, kiedy znaleźli się wszyscy na korytarzu, zatrzasnęła im przed nosami drzwi. Odwróciła się w stronę arystokratki i westchnęła ciężko. — Może właśnie to potrzebowali usłyszeć. Jeszcze raz dzięki — powiedziała ciszej tak, żeby odgłosy przechodzące przez drzwi stały się niezrozumiałe. — Słuchaj, co do Zeke'a i Leviego...

— To dla mnie skończony temat — stwierdziła. — Jeżeli to wszystko, to dobrze wiesz, gdzie są drzwi — zaznaczyła wyraźnie swoją niechęć do drążenia tematu.

Starszemu Jaegerowi nie poświęcała zbyt wiele myśli w znacząco uszczuplonym czasie wolnym, jednak świadomość, że przebywał pod całodobową kuratelą starszego brata, wywoływała trudny do wytłumaczenia niepokój. Sen spędzały jej z powiek koszmary, czy to z Jen w roli głównej, czy z Levim. Wciąż nie potrafiła się zdecydować, czy w ogóle powinna podejmować z nim próby dialogu, zbyt zmęczona ciężarem tajemnicy dźwiganym na barkach przez ostatnie cztery lata. Pokrewieństwo nie bolało tak bardzo jak zdrada, jednak sama myśl o tym, że płynęła w nich ta sama krew, była kompletnie obca, nieoswojona, chociaż miała tak dużo czasu. Nic dziwnego, skoro zamiast podjąć próbę akceptacji rzeczywistości, wypierała fakty, karząc się w efektowny sposób wywołującym ambiwalentne uczucia romansem. Bo musiała przyznać, że Zeke Jaeger w jakiś niewytłumaczalny sposób podniecał ją, gdy odarło się go z łatek nadanych z powodu urodzenia czy statusu. Ale z drugiej strony, sypianie z mordercą jej mentora, uwłaczało godności i nasilało kiełkujące niegdyś obrzydzenie samą sobą.

— Chcę tylko, żebyś pamiętała, że Levi wciąż czeka, żeby z tobą porozmawiać jak człowiek. Bez tego całego krzyku i teatralnych przedstawień, które tak uwielbiasz urządzać — wytknęła jej, jednak bez złośliwości. — I wiesz... może to głupie i naiwne z mojej strony, ale uważam, że tak będzie dla was obojga lepiej. Nie mówię tego jako generał, żebyśmy mieli jasność! Chociaż miło by było, gdyby dwóch moich najsilniejszych żołnierzy nie próbowało się zabijać przy każdej możliwej okazji — zakończyła ze smutnym uśmiechem. Yuna wprawdzie nie wiedziała, ile i czy cokolwiek przyrodni brat mówił przełożonej o własnych uczuciach, w końcu nie należał do najwylewniejszych jednostek, ale sądziła, że za tymi słowami kryła się szczerość.

— Może kiedyś — mruknęła zachowawczo. — A teraz, jeśli pozwolisz...

— Pewnie! — zreflektowała się. — Jak coś, jestem, Yuna. Może, wiesz, nie byłyśmy wcześniej blisko, ale stara gwardia musi się trzymać razem, nie?

Po raz pierwszy od dawna nie wiedziała, co odpowiedzieć dowódczyni.

***

Podniesiony alarm o ucieczce Erena Jaegera zastał ją podczas wieczornego treningu. Znajdowała się na drodze do Mitras po długim, wyczerpującym biegu od strażników krzątających się przy bramie i komunikujących się za pośrednictwem mało zrozumiałych krzyków. W zamieszaniu bez problemu przemknęła się pomiędzy budynkami, niezatrzymana przez nikogo. W cywilnym ubraniu mogła z łatwością zostać pomylona z biedniejszą mieszczanką. Pokręciła głową z niedowierzaniem dla braku ostrożności zdezorientowanych żołnierzy. Uciekający dezerter wymknąłby się bez największego problemu.

Yuna wiedziała, że powinna wrócić do kwater dowództwa i pomóc generał zapanować nad bałaganem, jednak działania dzieciaka rozbudziły w niej niepokój. Potem przypomniała sobie o obietnicy wymuszonej przez mentora na tym przeklętym kawałku papieru. Krew w jej żyłach zawrzała, gdy uświadomiła sobie, że powinna znajdować się w innym miejscu. Musiała dowiedzieć się, co planował posiadacz mocy tytana atakującego. I obuchowego. I pierwotnego. Nie miało najmniejszego znaczenia, że pełniła funkcję pułkownika korpusu zwiadowczego. Nie mogła walczyć z zakodowanym w genach posłuszeństwie. Zaklęła, w myślach przepraszając Hanji Zoe za to, że ostatecznie okazała się rozczarowaniem, po czym objęła drogę powrotną na tereny poza murami stolicy.

Kolejne długie godziny spędziła na przeczesywaniu lasów. Nie sądziła, że dzieciak bez wsparcia i przemiany w tytana mógłby zajść daleko, dlatego sprawdzała najbardziej oddalone od traktu chaszcze. Dawno by się poddała — w końcu szukała igły w stogu siana, gówniarz mógłby znajdować się wszędzie — aż dostrzegła smugę dymu pomiędzy drzewami. Przeklęła siarczyście nieostrożność; opuściła miasto kompletnie nieuzbrojona, a mogła wcale nie natknąć się na uciekiniera, tylko wyjętych spod prawa recydywistów. Instynkt podpowiadał, że powinna jednak sprawdzić trop. Najwyżej po raz kolejny musiałaby zdać się na siłę mięśni i wieloletnie szlifowanie umiejętności wojowniczki z rodu Asahinów.

Przemknęła się pomiędzy drzewami niezauważona, aż dostrzegła niemałą grupę uzbrojonych. Strzelby porzucone przy ledwo tlącym się ognisku wskazywały, że całkiem konkretnie.

— Wyjdź. — Usłyszała głęboki, pełen powagi głos wysokiego chłopaka siedzącego przy płomieniach, ubranego w proste spodnie i bluzę z kapturem. Pozostali zerwali się do broni, jakby obudzeni na alarm. Wśród zgromadzonych dostrzegła znajomą brązową czuprynę. — Nie — zaprotestował najwyraźniej dowództwa. — Pułkowniku.

Yunie Asahinie nie pozostało nic więcej niż wyjście z ukrycia. Chwilę później stała przed Erenem Jaegerem całym i zdrowym. Wśród wojskowych dezerterów, jak się okazało, znajdował się również Floch Forster mierzący ją ni to zdumionym, ni to agresywnym spojrzeniem. Nie to jednak liczyło się dla doświadczonej dowódczyni i polityczki. Szacunek i brak wahania, z jakim pozostali wykonali rozkaz tytaniego zbiega, wskazywał, że nawet jeżeli któremukolwiek nie leżałaby obecność siejącej postrach wojowniczki, nie tknęliby jej palcem bez wyraźnego rozkazu szatyna.

— Jak zwykle w odpowiednim czasie, na odpowiednim miejscu — zauważył ze znudzeniem. Gniew dawnego podopiecznego arystokratki zastąpił szok.

— Więc wykonałeś kolejny ruch, Eren — stwierdziła. Ostentacyjnym prychnięciem skwitowała zmieszanie lidera opinii najmłodszych stażem zwiadowców. — I co dalej? — Całą uwagę ponownie zwróciła na Jaegera. — Wymordujesz elitę? Uwolnisz przyrodniego brata? Doprowadzisz do zagłady świata? — pytała bez najmniejszego cienia ironii.

— Nie ma zamiaru mnie pani przekonywać do zmiany zdania — bardziej skwitował niż zapytał. Domyśliła się, by przekonać zwolenników, że pojawienie się Asahiny nie miało nic wspólnego z przewidywanym pościgiem wojskowym. — Nie pani.

— Nie. Wiesz, że nie miałoby to sensu. — W przeteatralizowanym geście rozłożyła ręce. Czuła się nieswojo, nie posiadając żadnej broni; jedynym atutem pozostawała umiejętność dobierania słów oraz pewne porozumienie, jakie nawiązała z posiadaczem mocy tytana. — W końcu muszę za tobą podążać, czy mi się to podoba, czy nie.

Dłuższą chwilę szatyn mierzył ją uważnym spojrzeniem turkusowych oczu, jakoby próbował na wskroś przejrzeć duszę dziedziczki przeklętej krwi. Wreszcie, kilka nieznośnych oddechów później, pokręcił ze zrezygnowaniem głową.

— Żałuję, pułkowniku, ale w tym momencie powinna pani być w innym miejscu — oznajmił.

— Powinnam... co? — Zmarszczyła pytająco brwi, zupełnie zbita z tropu. Przecież cholerne przekleństwo nakazywało jej asystować dzieciakowi, w którym nadzieję na ocalenie ludzkości widział Erwin Smith. Krew ciągnęła do krwi. Niespłacony dług do możliwości pozbycia się ciężaru. Pewnie dlatego odnalazła recydywistów w niemożliwych do realizacji warunkach. Dlatego Eren zawsze potrafił dotrzeć do niej podczas pobytu na kontynencie. Nie rozumiała gwałtownej zmiany frontu, chociaż jej pan i władca nigdy nie wymusił ani przysięgi posłuszeństwa, ani konkretnych działań. Po raz pierwszy zwrócił się do niej takim tonem.

Głosem, który wstrząsnął nią do głębi. Nie potrafiła wytłumaczyć reakcji własnego organizmu: palącej potrzeby ewakuowania się z tego miejsca, ponieważ otrzymała taki rozkaz.

— Musi się pani znaleźć gdzieś indziej — powtórzył z o wiele większym zdecydowaniem, ale pewnego rodzaju żalem. — Dziękuję, pułkownik Asahino, za wszystko. Zrobiła pani już wszystko, co mogła.

— O czym ty pieprzysz? — warknęła, tracąc pozostałości rezonu. Oboje wiedzieli, do czego zobowiązała ją ostatnia wola poprzedniego generała. Patrzyła na niego z coraz większym niedowierzaniem. Uciekł z więzienia, musiała pojawić się w tym podłym miejscu, by wreszcie usłyszeć, że nie jest mu więcej do niczego potrzebna?

— Niech pani uważa na słowa! — ośmielił się wtrącić Floch, stając pomiędzy nią a dowódcą. Eren nie drgnął nawet o milimetr, ba!, wyłącznie ostentacyjnie odwrócił od niej wzrok, wbijając go w dogasające płomienie. Jeszcze tego brakowało, żeby musiała użerać się z tym zadufanym gówniarzem, który najwyraźniej zaczął mieć o sobie zbyt wysokie mniemanie. — To wybawiciel Erdii! Powinna pani odnosić się do niego z większym szacunkiem.

Ledwo powstrzymywała się przed zbiciem dzieciaka na kwaśne jabłko i miała w najmniejszym poważaniu strzelby znajdujące się na wyciągnięcie ręki pozostałych buntowników. Nie tak go wychowała. Przez dwa lata wpajała Forsterowi posłuszeństwo silniejszym; nie mogła znieść faktu, że uczeń traktował kobietę, jakby stała się go niegodna.

— Nie wtrącaj się — wysyczała przez ze złości zaciśnięte zęby. Paznokcie wbijały się w skórę, odkąd zwinęła dłonie w pięści. — To rozmowa dorosłych.

Na gest Flocha poczuła lufę broni przyciśniętą do pleców. Eren podniósł wzrok.

— Przestań — rozkazał, po czym spojrzał na arystokratkę. — Pułkowniku, musi pani odnaleźć kogoś, dla kogo wskoczyłaby pani w ogień bez względu na to, czy popełniła zbrodnie, czy nie. Doskonale wie pani, o kim mówię. I trzymać się jej do samego końca.

Zamilkła zaczarowana. Spośród żyjących była tylko jedna taka osoba, której w dodatku nie chciała widzieć. Słowa młodego Jaegera wywołały u niej niewytłumaczalną potrzebę porzucenia wieloletnich zaszłości i niewysłowionego bólu ogarniającego kobietę na sam dźwięk imienia Leviego Ackermanna. Zadrżała. Złowróżbny wzrok posiadacza mocy tytana wskazywał na to, że nie miała wiele czasu. Że nadchodziła gwałtowna burza, która miała ich oboje doszczętnie zrujnować.

— Niech pani idzie, zanim będzie za późno. Pułkownik ma niedokończone sprawy.

***

Pędź. Pędź. Pędź!

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów słała modlitwy do zapomnianych pradawnych bogów, gorąco pragnąc wyłącznie jednego: nie przybyć za późno. Koń tracił siły, nieuchronnie spowalniając galop, a Yunę Asahinę zaczynała stopniowo ogarniać panika. Z Erenem miała skomplikowaną relację, jednak jeżeli naciskał, że absolutnie nie mogła się udawać z jego zwolennikami na spotkanie z Zekiem, oznaczało to, że naprawdę powinna wtedy znaleźć się w innym miejscu. Pułkownik ma niedokończone sprawy, rzucił władczo rekrutom na czele z Flochem Forsterem, a żaden z dzieciaków nie śmiał podważyć decyzji lidera.

Błagam, motała się sama ze sobą, gdy wiatr rozgonił deszczowe chmury, a bezbrzeżne pola zieleni rozjaśniło wyglądające nieśmiało słońce. Ubranie lepiło się do ciała arystokratki, jednak ani myślała zatrzymywać się, by chociaż poprawić pozycję w prowizorycznym siodle. Trop urwał się w miejscu wybuchu w okolicach lasu gigantycznych drzew, gdzie zastała pozostałości po dopiero co odbytej walce. Ani śladu Ackermanna czy starszego Jaegera, za to krople padające z nieba nie zdążyły zmyć krwi wsiąkającej w ziemię. Jedyną nadzieją pozostawała rzeka, bo nie znalazła śladów wskazujących na ucieczkę. Jej uwagę przykuło z kolei coś innego: mnóstwo nieregularnych śladów końskich kopyt i ludzkich stóp, jakby w rzeczy samej ścigano zbiega.

Zeke'a albo Leviego. W duchu modliła się, żeby nie Leviego. Sama myśl o tym, że mogłaby stracić tego mężczyznę, czy byłby jej podwładnym, przyrodnim bratem, czy kochankiem, pozostawała poza granicami jej pojmowania. A strużka pozostawionej niedbale krwi do brzegu rwącej rzeki nie zwiastowała niczego dobrego.

Zamarła, kiedy zobaczyła ślady rozcieńczonej posoki ciągnące się na ziemi w stronę wzgórz. Znajdowali się niebezpiecznie daleko od punktu startowego. Myśl, że ktoś mógłby przeżyć z obrażeniami wędrówkę z prądem tak szybkim i wartkim... Nie. Nawet człowiek z krwią Ackermannów i Asahinów płynącą w żyłach, najsilniejszy człowiek ludzkości nie zdołałby wymknąć się objęciom śmierci.

W oddali słyszała kolejne huki wybuchów, ale nie potrafiła zmusić ciała do ruchu. Ostatni raz... tak, wyrzucała mu tę pieprzoną śmierć Erwina, wyrzygała się na niego, ile wlazło, nie zwracając uwagi na liczną widownię. Więcej razu się nie spotkali. W tamtym momencie żołądek znacząco jej podszedł do gardła. Tak miałoby się to po prostu skończyć? Sadystyczno-samobójczy legendarny duet korpusu zwiadowczego przestałby istnieć, ponieważ...? Właściwie z jakiego powodu? Cholera, gdyby nie to wszystko, co zrobiła w Liberio, to ona mogła pilnować starszego Jaegera! Cholera, mogła go przed tym uchronić! Cholera, cholera, cholera!

Pchana jedynie desperacją, zeskoczyła z konia, który natychmiast rzucił się do wodopoju, po czym zaczęła desperacko szukać wzrokiem jakiegokolwiek oznak życia. Niefortunnie znajdowali się na terenie albo ewakuowanym, albo jeszcze nie zamieszkałym po odbiciu Shinganshiny. Rusz się, rozkazała sobie. Rusz się, głupi tchórzu!

Bo w rzeczy samej była tchórzem uwiązanym do przeszłości. Trzymała się jej kurczowo jak jedynego ratunku, jakby przyszłości nie mogła kreślić własną ręką. Eren dużo mówił o wolności, o poczuciu uwięzienia w złotej klatce, z której raz wypuszczali go Levi, raz Erwin, od czterech lat również Hanji czy pozostała część wojska. Za wszelką cenę starał się też uszczęśliwić przyjaciół — widziała to w nim, gdy sprzeciwiał się przedstawionemu po raz pierwszy planowi nosiciela tytana zwierzęcego. Ale tak naprawdę nigdy nie pomyślał o sobie. Z kolei Yunę Asahinę strach zmusił do posłuszeństwa; nauka wyniesiona z rodzinnego domu.

Robiąc to, co chciał, jej również dał wybór. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów trzęsła się jak osika, jak nieopierzony rekrut, ale musiała to zrobić.

Szczerze nie wierzyła własnym oczom, gdy zobaczyła jedną znajomą postać nachylającą się nad drugą, nieprzytomną. Popędziła, ile sił w nogach, a kiedy generał korpusu zwiadowczego Hanji Zoe obróciła się ku nowo przybyłej, na jej twarzy wymalowała się mieszanka emocji: szok, niedowierzanie, współczucie. To, co leżało przy niej, żaden realistycznie myślący nie nazwałby człowiekiem. Z trudem rozpoznała niewysoką sylwetkę umięśnionego mężczyzny owiniętą w bandaże, pozszywaną wprawną ręką okularnicy. Z osobliwego pakunku wystawały na głowie tylko czarne włosy. Połowę twarzy miał przesłoniętą, a kilka palców dominującej ręki...

To była jej wina.

— Le... vi? — wydukała zszokowana. Nogi się pod nią ugięły, a jej bezwładne ciało osunęło się na ziemię. Przez krótki moment widziała tylko młodszego brata. O obecności Hanji przypomniała sobie chwilę później: — Czy on...?

— Żyje, ale... widzisz sama — odpowiedziała smutno przełożona. Asahina szukała potwierdzenia jej słów. Dopiero kiedy zauważyła, jak nieznacznie klatka piersiowa mężczyzny nieznacznie unosi się i opada w miarowym tempie. Chwyciła mocno własne włosy z zamiarem ich wyrwania, po czym skulona w rozpaczy wypaliła:

— Gdybym to ja była na twoim miejscu, nigdy...! A po Liberio dowództwo...!

Jeszcze by pomyśleli, że starszy Jaeger podejmował próbę usidłania pilnującej go pułkownik.

— Yuna...? — zdziwiła się wybuchem zwykle aroganckiej, butnej i pewnej siebie oficer. Nie licząc feralnej utraty panowania na wieść o śmierci mentora, nigdy nie widziała jej w stanie absolutnego rozchwiania emocjonalnego. Arystokratka dopuszczała tylko Jen, a Erwin z Levim w mniejszym lub większym stopniu wtrącali się nieproszeni. — He...j? — wydukała niepewnie. Asahina zorientowała się, że to dlatego że po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Krople ściekały na bandaże uciskające rany, na fragment świeżo zaszytej rany przechodzącej przez jedno oko.

— Przecież wiem, że mnie słyszysz, ty uparty... skretyniały... bezmyślny...!

W tym momencie świat na moment się zatrzymał. Yuna Asahina nie wiedziała, czy znajdowała się w głębi lasu, w którym cudem odnalazła ledwo żywego przybranego brata i cudem ocalałą generał. Nawet nie zauważyła, kiedy instynktownie podążyła ścieżką trupów muszącą niegdyś stanowić część pościgu. Ale kiedy zorientowała się, że przeniosła się na dziwną pustynię, nad którą górował promieniejący rozgałęziony kształt promieniujący życiem, a później usłyszała głos Erena obwieszczającego zniszczenie świata poza wyspą... zrozumiała, że podążając bezrefleksyjnie ostatnią wolą Erwina, możliwe, że popełniła błąd.

A później znalazła się ponownie przy Hanji i Levim. Spojrzenie lewego oka krytycznie patrzyło na jej zapłakaną twarz, ale westchnął tylko i z chłodnym opanowaniem powiedział:

— Przestań się mazać, Yuna. — Podniósł się do siadu, a kiedy w chwili refleksji chciała się odsunąć, ten nieoczekiwanie okazał sprzeciw. Zamknął ją w uścisku ramion, a zdrową rękę położył w uspokajającym geście na jej poszarpanych wiatrem włosach. Rozryczała się jak małe dziecko, gdy pierwszy raz pozwoliła mu otwarcie na jakiekolwiek braterskie zachowanie. — Zwierzęcy, ta chodząca kupa gówna... — zwrócił się do generał. — Gdzie on jest?

— Nie wstawaj. — Trzeźwy rozkaz ocucił pułkownik. Mimo że najchętniej samolubnie pozwoliłaby mu się trzymać w objęciach, wyplątała się z nich, a następnie pomogła przełożonej ułożyć rannego na prowizorycznym posłaniu. Pospiesznie starła łzy z policzków i zebrała się w sobie. To nie jest czas, żeby wychodziła z ciebie rozemocjonowana sentymentalistka, skarciła się w myślach. — Zeke poszedł z Jaegerystami do Shinganshiny. Będzie jakieś pół dnia temu — tłumaczyła powoli, a zabójczo niebezpieczne rodzeństwo gremialnie rejestrowało fakty. No tak, popędziła tutaj bezmyślnie, zostawiając ten cały rozpierdol na głowie dzieciaka, zwiadowców, żandarmerii, zdezerterowała tylko po to... musiała się odsunąć. Po raz pierwszy w swojej długiej wojskowej karierze odniosła wrażenie, że zawaliła na całej linii, nie licząc debiutu za murami. Zacisnęła dłonie w pięści. — Co ci się przydarzyło?

— Dałem ciała — wyjaśnił, patrząc wyłącznie na Zoe. — Nie przewidziałem, że jest naprawdę gotowy umrzeć. — Podniósł prawą rękę, w której brakowało dwóch palców: środkowego i wskazującego, po czym z rozżaleniem stwierdził: — Znowu mi się wymknął.

Wściekłość ogarnęła Yunę, kiedy przypomniała sobie, że miała o wiele więcej sposobności, by wykończyć starszego Jaegera na przestrzeni ostatnich dwóch lat, by pomścić śmierć wszystkich rekrutów, których Zeke z zimną krwią zamordował w Shinganshinie. Dawno mogła oczyścić sumienie Leviego, ale postanowiła tańczyć dokładnie tak, jak Eren jej zagrał. Pozwoliła się wodzić za nos? Ale z drugiej strony, gdy nie przekazał jej zawoalowanego ostrzeżenia, w tym momencie... właściwie gdzie by była? Pozwoliła sobie uwolnić to całe obrzydzenie do samej siebie, które dotychczas tłumiła w odmętach sumienia — dobrowolnie grzała łóżko mężczyźnie, który... Kim właściwie stał się dla niej Zeke Jaeger?

Przy tobie nie muszę udawać, powiedział jej kiedyś, podczas gdy ona odgrywała przed nim perfekcyjnie przygotowany teatrzyk. Posłuszna rozkazom, Erenowi siedziała cicho i zdobywała informacje, które w dalszej perspektywie okazały się kompletnie nieprzydatne.

— To wszystko to moja wina — wyrzuciła cicho, na jednym krótkim wydechu.

— Powiedziałem ci, żebyś przestała się mazać — skarcił ją bez większego namysłu. Nawet nie wiedziała, w którym momencie obróciła się tyłem do obojga rozmówców i podciągnęła nogi pod brodę. Zachowywała się zupełnie jak dziecko, które nabroiło. Jak wtedy gdy dopuściła do wymordowania swojego pierwszego oddziału. Gdy stanęła przed Levim po dezercji i pierwszy raz szczerze z nim porozmawiała. Gdy przyznawała się do uczuć wobec Janine.

— Ej. — Hanji przypomniała im o swojej obecności. — Wiem, że jesteś rozgoryczony, Levi...

— Możemy ukrywać się i uciekać, ale co nam wtedy pozostanie? — zapytał słusznie, najwyraźniej skutecznie doprowadzając je obie do pionu. Wszyscy troje byli wojownikami, nawet jeżeli stracili nadzieję, zwątpili we własne umiejętności lub ponownie ponieśli porażką; pieprzoną elitą korpusu zwiadowczego, zatem całej cholernej Erdii, do której ocalenia prawo rościł sobie Eren. — Co tam majstrujesz? — zapytał generał, wskazując na coś, co zaczynało przypominać wóz. — Chcesz mnie na tym ciągnąć za koniem? Za dobrze cię znam, żeby wierzyć, żebyś usiedziała bezczynnie na tyłku.

— Pełna zgoda. Umarłabym z ciekawości — potwierdziła nostalgicznym tonem.

— A ty, Yuna — zdecydowanie powinien odpocząć, bo mówienie najwyraźniej go męczyło. Asahina wolała nie zastanawiać się nad tym, jakie obrażenia wewnętrzne odniósł po starciu ze zwierzęcym tytanem. W duchu modliła się, żeby Ian McCartney, gdziekolwiek się w tamtym momencie podziewał, wyskoczył zza drzewa i swoim głupkowatym optymizmem próbował zarazić tę zgromadzoną przy ognisku kupę nędzy i rozpaczy — Hanji, możesz...?

— Pewnie. — Nie zdążyła zaprotestować, a już usłyszała kroki oddalającej się generał. Szczerze powiedziawszy, pułkownik wolałaby, by okularnica odgrywała rolę bezpiecznego buforu pomiędzy ich obojgiem, żeby przypadkiem nie doszło do niczego niestosownego. Zapadła pomiędzy nimi niekomfortowa cisza przerywana tylko ich oddechami, skrzeniem drewien w ogniu i cykaniem świerszczy.

— Yuna — ponownie zwrócił się do niej po imieniu.

— Przepraszam, Levi — wydusiła. Nie miała odwagi odwrócić się, spojrzeć na niego, nic. Buzujące wewnątrz emocje kompletnie odebrały możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu. Paznokcie wbijała we wnętrze dłoni tak mocno, że spomiędzy palców zaczęła ściekać krew. W głowa kołatała się tylko jedna myśl: mogłaś temu zapobiec, mogłaś zrobić cokolwiek, by do tego nie doszło, ale zamiast tego...

— Yuna — powtórzył. — Nigdy nie chciałem, żebyś cierpiała w samotności.

Pokręciła głową. Nie zasługiwała na przeprosiny nawet w tak prymitywnej Ackermannowej formie. To ona powinna paść przed nim na kolana, podziękować, że przeżył i błagać o wybaczenie za to, że przez ostatnie cztery lata traktowała go jak powietrze, nawet jeżeli zrobił wszystko, by uratować jej życie. Domyślała się, że maczał palce w zrobieniu z niej tajnej agentki na kontynencie, byleby tylko nie musiała przez jakiś czas go oglądać. Kapitan Levi Ackermann dbający o swoich podwładnych i współpracowników właśnie to by zrobił — poświęcił się, chociaż sam dźwigał ciężar odpowiedzialności.

— Jestem sama sobie winna — skontrowała z żałosnym śmiechem.

— Nie odtrącaj mnie więcej — ni to poprosił, ni zażądał. Na materiale przepoconej koszuli poczuła dotyk jego dłoni. Plecy paliły ogniem, gdy przypomniała sobie, co niegdyś znaczył. To twój przyrodni brat, skarciła się natychmiast. Płuca nieoczekiwanie ją zapiekły, gdy nienazwana choroba ponownie dała o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Nie miała czasu na szukanie chusteczki, dlatego odkaszlnęła krwią w pospiesznie przyciągnięte do twarzy pięści. — Yuna?

Nieporadnie otarła wierzchem dłoni usta i odwróciła się przez ramię tylko po to, by chwycić jego — szczęśliwie! — ranną dłoń owiniętą przeciekającym na czerwono bandażem, schować pod koc i okryć go dokładniej.

— Ty... — Rozszerzył szaro-niebieskie oko, jakby nie do końca do niego docierało, czego właśnie został świadkiem. Przyłożyła palec do ust i powiedziała konspiracyjnym tonem:

— Csi. Prawdopodobnie gorączkujesz. Powinieneś odpoczywać.

________________________________________

Powoli zbliżamy się do końca. I to takiego końca-końca, ponieważ w pliku mam napisane dwa rozdziały do przodu, a trzeci się pisze. Pewnie skończymy zaraz po premierze ostatniego filmu. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną do końca

Continue Reading

You'll Also Like

43.3K 2.5K 119
🌙 sae-byeok (067) 🌙 🐻 Ali (199)🐻 🚬 Sang-woo (218)🚬 🧚‍♀️Jiyeong (240) 🧚‍♀️ ♟Gi-hun (456) ♟ 🔫 Joon-ho🔫
1.1K 78 29
1 cz.: In the light of the shadow || George Weasley 2 cz.: Price of Victory || George Weasley Mikaela Dumbledore - 13-stolatka, półkrew, nieznana cór...
2.8K 138 21
W dniu szesnastych urodzin Olivii przyjeżdża Sherlock który musi ją zabrać z powrotem do Londynu, nastolatce grozi dalej niebezpieczeństwo ze strony...
107K 8.2K 52
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...