Świat będzie kręcił się bez s...

By zUaAmaterasu

7.7K 834 534

Ty na swoich skrzydłach nigdy nigdzie nie polecisz. Więc nie krępuj się, pełznij. Była ona, arystokratka z wy... More

Przedmowa
1. Karczma "Pod Podskakującym Kogutem"
2. Niebezpieczna wiedza
3. Niezdrowa fascynacja
4. Tamtego dnia
5. Dusza wojowniczki
6. Buntowniczka
7. Marna nagroda pocieszenia
8. Obywatelka niczego
9. Skurwysyństwo w granicach zdrowego rozsądku
10. Misja: poskromienie złośnicy
11. Fragmenty (nie) tej samej układanki
12. Wybryki
13. Zakaz ochraniania Yuny Asahiny
14. Niezrozumiałe bohaterstwo
15. Bełkot szaleńca
16. Oddział do zadań specjalnych
17. Myśliwy i zwierzyna
18. Dług wdzięczności
19. (Bez)warunkowa kapitulacja
20. Cień uśmiechu
21. Kwestia odpowiedzialności
22. Janine i Yuna
23. To samo spojrzenie
24. (Nie)budowanie autorytetu
25. Zakochać się (nie)rozsądnie
26. Problem z dyscypliną
27. Pat
28. Bez przyzwoitości
29. To, co konieczne
30. Wrócić do domu
31. Rażące podobieństwo
32. To, co potrzebne
33. Nieunikniona konfrontacja
34. Bratnia dusza
35. Bez odwrotu
36. Gówniarskie zagrywki
37. Z pozdrowieniami
38. Z czystego pragmatyzmu
39. (1) Doprowadzanie do porządku
40. (2) Wendetta
41. (3) Duchy przeszłości
42. (4) Levi i Yuna
44. (6) (Nie)planowana współpraca
45. (7) Irytująco sentymentalny
46. (8) Dziedzictwo krwi
47. (9) Pierwsza kompania
48. (10) Wyczekany dzień
49. (11) Koniec ery
50. (12) Zniewoleni
51. (13) Pieśniarz przeszłości
52. (14) Śpiąca królewna
53. (15) Porażająca prawda
54. (16.) Zaprzepaszczona szansa
55. (17) Jego ostatnia wola
56. (18) Samolubni tchórze
57. (19) Koronacja
58. (20) Tamto pamiętne miejsce
59. (21) Morze
60. (1) Nie mając wyboru
61. (2) Programowane posłuszeństwo
62. (3) Kosztem sumienia
63. (4) Do gwiazd, które więcej nie rozbłysną
64. (5) Sentymentalni głupcy
65. (6) Perfidny układ
66. (7) Niepożądana niespodzianka
67. (8) Yuriko i Yuna
68. (9) Urodzona do posłuszeństwa
69. (10) Kochając zbyt gorąco
70. (11) Niedokończone sprawy
71. (12) Problematyczne wybaczenie
72. (13) Szał wolności
73. (14) Nie do powstrzymania
74. (15) Samospełniająca się przepowiednia
75. (16) Dzień sądu
76. (17) Czuwający nad nimi
77. (18) (Bez)nadziejny cel
78. (19) Pobożne życzenie
Posłowie

43. (5) Wspólny język

53 8 2
By zUaAmaterasu

Rok 850, dystrykt Trost

Ostatnie, na co Ian miał ochotę, to sterczeć w ulewie, moknąć i marznąć. Oberwanie chmury nastąpiło nagle, a w takich okolicznościach wolał jednak nie pozostawiać Yuny samej sobie. Tylko dlatego dzielnie znosił niesprzyjające warunki pogodowe i ich konsekwencje — płaszcz z kapturem, który zdążył nasiąknąć kroplami zimnego deszczu, przemoknięte buty i pośrodku tego wariatkę, kuriozalnie patrzącą się w przesłonięte szarymi chmurami niby dymem niebo. Obrazu dopełniało skąpane w krwi jeszcze ciepłe truchło śmiałka, który w swojej opieszałości zdecydował się na rozpaczliwą próbę zamachu na owianego złą sławą Świstaka.

Spodziewali się dwóch rzeczy: zarówno tego, że w pierwszej kompanii znajdowali się na tyle zadufani w sobie żołnierze, by pokusić się o tak brawurowy ruch, jak i tego, że podwładni Satoru Asahiny pojawią się w Troście. Jeżeli nie ze względu na pułkownik, to przez Erena Jaegera. Ani Yuna, ani Ian nie wiedzieli, kto został głównym celem polowania: czy chłopak-tytan, czy eksarystokratka, ale najwidoczniej nie przeszkadzało to ani samej zainteresowanej, ani jej niedoszłemu oprawcy. Ten ostatni, na nieszczęście dla niego, przecenił swoje możliwości.

Nie wiedzieć dlaczego, nie postanowiła znaleźć schronienia. Naturalnie, niejednokrotnie znalazła się w o wiele brudniejszym i cuchnącym otoczeniu niż biedniejsza dzielnica zewnętrznego dystryktu. Tak zamyślona — cokolwiek chodziło jej po głowie — paradoksalnie wydała się McCartneyowi nie tylko niedostępna, ale również dziwnie samotna. Nie rozumiał, skąd to wrażenie i dlaczego go tak uderzyło. Niby towarzyszył Yunie przez ostatnie cztery lata, był świadkiem mniej lub bardziej wysublimowanych zabójstw, aktywnie uczestniczył w tropieniu jej celów i dostarczał zasobów. Mimo to, w tamtym konkretnym momencie dostrzegł, że umyślnie lub nie odsuwała się od otoczenia, izolowała, jakby zemstę uznała za coś na wyłączność. A jako że stała się jej całym światem, to egzystowała w nim sama. Nie zabolało to jednak Iana — akceptował tę pokręconą drogę, chociaż w życiu by jej nie obrał. Poza tym w jego świecie nie było nic ważniejszego od tego, czego chciałaby Jenny, a na pewno nie tego, by zawadzał Asahinie bądź też rezygnował z towarzyszenia jej. Dlatego mókł, mimo że cierpliwość mu się kończyła.

— Tamtego dnia niebo było takie samo.

Początkowo myślał, że się przesłyszał. Szum zagłuszał kobietę, jej niski głos był nienaturalnie cichy — jakby nostalgiczny — ale Papuga wychwycił wypowiedziane słowa. Nie zmieniało to jednak faktu, że kompletnie nie zrozumiał ich sensu. Coraz częściej lekarz przyłapywał się na tym, że nie rozumiał, w jakie rejony wędrowały myśli pułkownik —jakby kiedykolwiek nadążał za pokręconym tokiem myślenia! — a umiejętność przewidywania jej posunięć, o ile kiedykolwiek ją posiadał, dawno odeszła w zapomnienie.

Niezakryte kapturem włosy i przepaska na oko dawno przemokły do suchej nitki. Woda ściekająca z rękawów koszuli miała lekko czerwone zabarwienie, jakby deszcz próbował zmyć z pułkownik ślady dopiero co popełnionej zbrodni. Przyroda zdawała się nie tylko odzwierciedlać podły nastrój Yuny, który dawał się coraz bardziej we znaki, odkąd postawiła stopę w Troście, ale wydawała się jedynym sprzymierzeńcem nienaruszającym jej przestrzeni. Bo widzieć kogokolwiek w pełni u boku Asahiny jako równego partnera, nawet siebie — Ian nie potrafił wyobrazić sobie takiego scenariusza.

— Lało krótko, ale intensywnie. Zdziesiątkowało nas jak popierdolonych i trudno było Erwinowi przedstawiać to później jako sukces wprowadzenia nowej formacji. Wtedy pierwszy raz myślałam, że zarżnę człowieka — zwierzyła się niespodziewanie. Krótki urywany śmiech wyrwał się z jej gardła. Nieznaczny ruch płaszcza wskazywał, że w geście ignorancji wzruszyła ramionami. — Jakby to miało teraz znaczenie, skoro tytani pochodzą od ludzi. Ale wtedy... — zawiesiła na chwilę głos — wtedy to wydawało się czymś.

Coś zaczęło Ianowi świtać — wspomnienie zaaferowanej siostrzenicy z wypiekami na twarzy relacjonującej przebieg jednej z ekspedycji za mury. Historiom tym, opowiadanym w taki sposób, jakby Jenny przywoływała ludowe legendy, a nie będące świadectwem wybijania samobójców odważnych na tyle, by wyruszyć za mur Maria, towarzyszyły dreszcze przechodzące wzdłuż kręgosłupa. July bladła ze strachu, najpewniej nawiedzały ją ostatnie chwile z ojcem kapitan. A Jenny niczym rasowa ekscentryczka zdawała się dobrze bawić. Tylko wtedy, ten jeden raz, kiedy opowiadała o Yunie i Levim, zdawała się wyjątkowo przejęta.

— I jak się czujesz z tym, że już nie jest? — zapytał, korzystając z niebywałej gadatliwości podopiecznej. Yuna milczała dłuższą chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią, chociaż zanim wybrzmiało kilka niepozornych słów, jej pierwszej części zdążył się domyśleć. Druga z kolei wydawała się absolutną aberracją.

— Bez większej różnicy, Ian. Może robiłoby mi to, gdybym nie była przeklętą Asahiną.

Jedno musiał przyznać — miejsce zbrodni, śmierć unosząca się w powietrzu i zapach krwi mieszający się z orzeźwiającym zapachem deszczu do niej pasowały. Urodziła się w tym celu? Gdyby Papuga posiadał nadprzyrodzone umiejętności, może potrafiłby jednoznacznie rozsądzić. Tymczasem pozostawał jednak śmiertelnikiem chodzącym po tej ziemi tak długo, ponieważ posiadał więcej szczęścia niż rozumu. Z drugiej strony, nie ukrywał swojej wdzięczności za taki dar od losu. W przeciwnym razie gryzłby ziemię od pierwszej konfrontacji z Kennym Rozpruwaczem.

Krótkie westchnięcie poprzedziło moment, w którym szatynka obróciła się do niego przodem. Wygląd mokrej kury nijak grał z patetycznym nastrojem. Kilka krótszych kosmyków wywinęło się pod dziwnym kątem, przez co Yuna przypominała raczej roztrzepaną dziewczynkę niż nieobliczalną morderczynię. Ten kontrast rozbawił McCartneya na tyle, że musiał się bardzo postarać, by nie wybuchnąć śmiechem.

— Wracajmy. Obiecałam małej Ackermann sparing.

Miał cichą nadzieję, że nie strzeliło jej do głowy, by trenować z dzieciakiem w ulewie, chociaż po Asahinie mógł spodziewać się absolutnie wszystkiego. Pozostawili więc ciało na łaskę sił natury, wiedząc jednak, że o żandarmie poruszającym się po Troście w cywilnym ubraniu usłyszą w niedalekiej przyszłości.

Resztę drogi spędzili w milczeniu. Ian nie sądził, by wypadało pytać o to, skąd w korpusie zwiadowczym znalazł się kolejny Ackermann. Potem uzmysłowił sobie, że ugryzienie się w język było dobrym posunięciem. Bo, cholera, minęło tyle czasu, a przecież nigdy nie kłopotał się tym, by powiedzieć Yunie, czyja krew płynęła w żyłach Leviego, ba, Kenny zadbał o to, by jego siostrzeniec nie poznał prawdy o własnym pochodzeniu. Na tyle, na ile znał chłopaka — nie, już mężczyznę, poprawił się — nie spodziewał się po nim dociekliwości w tej kwestii. Od dzieciaka brakowało mu przywiązania do przeszłości, a poznawszy go w czterdziestym piątym, jedynie upewnił się w tym przekonaniu. Obyś na starość nie robił się sentymentalny, Levi, przeszło tylko Ianowi przez myśl.

***

Rok 850, koszary wojskowe dystryktu Trost, korpus stacjonarny

Nie skomentował, kiedy woda, którą Yuna posiłkowała się przy goleniu jego twarzy, nieznacznie zabarwiła się na jasnoróżowo. Dopiero gdy kątem oka przyjrzał się pobliźnionym dłoniom kobiety, dostrzegł pod paznokciami resztki zaschniętej krwi. Nie zamierzał dopytywać, co wydarzyło się pod osłoną nocy czy ulewy torpedującej uliczki miasta przez kilka ostatnich dni. Doświadczenie nauczyło Erwina, że zamiast przyciskać pułkownik, lepsze efekty uzyskiwał, gdy pozwolił jej zadecydować o porze zwierzeń. Poza tym zmuszał ją do nich wyłącznie, gdy uznawał wyższość sprawy nad komfortem psychicznym podwładnej. A w tym wypadku nie uważał, by zachodziła taka potrzeba.

Było coś kojącego w tej Yunie, którą widział przed sobą — w jej metodycznych zgrabnych ruchach, w dziwnym wyważeniu, które jednak nie świadczyło o psychicznej równowadze. Na myśl przychodziła Erwinowi cisza przed burzą — kataklizm uderzał nie wiadomo skąd i nie potrafił w żaden sposób oszacować strat. Wiedział jedynie, że najprawdopodobniej nie padłby jego ofiarą. Jak nigdy wcześniej doceniał Asahinową lojalność, która powstrzymywała eksarystokratkę przed wbiciem mu noża w plecy. Może i niebezpieczna, może i nieprzewidywalna, ale stojąca po jego stronie — i to wystarczało, by czuł spokój. Podobne uczucia ogarniały go, gdy uzmysławiał sobie, że wiara w decyzje generała łączyła ją i Leviego.

Chociaż relacje tych dwojga dalekie były od ideału. Na to z kolei nie mógł sobie pozwolić, bo ostatnie, czego potrzebował, to najsilniejszych żołnierzy korpusu zwiadowczego żrących się pod jego nosem. Tylko dlatego naciskał, by wreszcie doszli do porozumienia. Dla dobra sprawy, naturalnie.

Delikatnie otarła jego twarz ręcznikiem, który niedbale rzuciła na skraj szpitalnego łóżka. Umięśnione ciało chwilę później podzieliło los skrawka szorstkiego materiału.

— Pierwsza kompania będzie tutaj w ciągu kilku dni. — Niski głos przeciął ciszę. Smitha nie wzruszyła ta wiadomość, dokładnie tego się spodziewali. Asahina również nie wyglądała na ani trochę zdenerwowaną, jakby zdążyła się pogodzić z konfrontacją.

— Cel? — rzucił krótko, by pokierować rozmowę na właściwe tory.

— Pytasz o zagrywki polityczne czy osobiste porachunki? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. W duchu pogratulował kobiecie trzeźwości myślenia; nie spodziewał się po niej niczego innego, szczególnie że nie wyczuł woni alkoholu, gdy usuwała z jego twarzy dwudniowy zarost. Z dużym prawdopodobieństwem potrafił wydedukować, kiedy pozwoliła sobie poużywać wysokoprocentowych trunków i chociaż niejednokrotnie odwiedziła go skacowana, to jednak nie był ten dzień.

— O oba.

— Trudno powiedzieć. Może miałam do czynienia z odosobnionym przypadkiem. W centrali najpewniej zyskałby szybki awans, gdyby przyniósł moją głowę. — Krótki urywany śmiech pełen politowania przerwał jej wypowiedź. — Ale Asahinowie nie zadowalają się połowicznym zwycięstwem, więc przygotowałabym się na najgorszy scenariusz.

— Musisz porozmawiać z Levim.

Wyprostowała się jak struna. Przez chwilę w jej brązowym oku odmalowało się niedowierzanie. Dolna warga kobiety zadrżała. Później osobiste odczucia zastąpiło wyrachowanie podszyte zmęczeniem — no tak, nie oszczędzał resztki jej rozniesionej w pył śmiercią Janine psychiki.

— Potrzebujesz go tak samo jak korpus zwiadowczy potrzebuje w tym momencie ciebie — zaatakował konkretnym zdroworozsądkowym argumentem.

— Nie chcę być wobec niego perfidna. — Sentymenty ciągle cię trzymają, wywnioskował, sądząc po jej reakcji, poprawnie. Ale nie możesz pozwolić, by ta duma zaprowadziła cię do grobu, dodał w myślach. — Z drugiej strony, tak, wiem, nie może tak być. Nawet nie wiesz, jakie to jest kurewsko trudne po tym wszystkim z nim porozmawiać.

Pewnie zdawała sobie sprawę, że jedną wypowiedzią całkowicie odsłoniła swoje największe lęki. Możliwe, że przestała dbać o zachowanie pozorów, kiedy znajdowała się z generałem twarzą w twarz. Właściwie widział ją w o wiele gorszym stanie, więc nie zdziwiłby się, gdyby doszła do wniosku, że zużywała energię na niepotrzebne gry, skoro dawno przestałby być skuteczne.

— Pamiętaj, że ostatnie, co Levi by zrobił, to zostawienie cię na pastwę losu. Nadal jesteś dla niego ważna — podsumował. Nie spodziewał się jednak tego, co Yuna mimochodem rzuciła w odpowiedzi:

— Nie wiem, czy to przypadkiem nie przeraża mnie najbardziej.

***

Rok 850, kryjówka oddziału do zadań specjalnych na przedmieściach dystryktu Trost

Wspomnienia treningów z partnerem pozostawały mgliste, ale ciało zdawało się pamiętać je aż za dobrze. Niczym taniec, którego lekcje dobrze urodzone dziewczynki pobierały w wieku, kiedy Yuna żyła w przekonaniu, że o wiele atrakcyjniejszym sposobem na podnoszenie swojej wartości była nauka sztuk walki. Niezliczone godziny poświęcone treningom, rodzaje broni, które przewinęły się przez coraz to bardziej zahartowane dłonie, duma z postępów okupionych zmęczeniem — to, chociaż w pamięci pozostawało mglistymi obrazami, wprawiało w ruch mięśnie w pożądany sposób.

Mikasa Ackermann rozumiała ten osobliwy rodzaj niewerbalnego języka. Odpowiadała zgodnie z oczekiwaniami sparingowej partnerki, utrzymując najwyższy poziom skupienia. Czas przestawał mieć znaczenie, chociaż trafniej byłoby stwierdzić, że wyznaczały go przyspieszone oddechy i serie wymienianych ciosów, po których następowała strategiczna chwila przerwy. Dla Yuny jednak ten trening odkrywał na powrót tę dziecięcą radość z posiadania obok wyrafinowanego wojownika, który zdołał dotrzymywać jej kroku.

Naturalnie, w zasięgu ręki miała jeszcze Leviego. Dotychczas to z nim najlepiej się bawiła, ale musiała wyjaśnić sprawę sprzed lat, by w ogóle myśleć o wysuwaniu takiej propozycji. Partnerów sparingowych zawsze łączył pewien rodzaj intymności — z szeregową świadomość burzliwej historii między ich rodzinami — a to, co zostało pomiędzy nią a kapitanem, najcelniej można określić jako serię niefortunnych nieporozumień. Nie komunikowali się tymi samymi sposobami, nie docierali do siebie. Już nie. Wprawdzie wysiłki Erwina dążące do przekonania podwładnej do zmiany zdania przynosiły powolne zmiany w myśleniu, ale do tego, by czuła się gotowa... cóż, brakowało decydującego bodźca. Zadowalała się więc nastolatką, którą konsekwentnie zaczęła nazywać małą Ackermann.

Dotychczas jedyną osobą spełniającą jej wymagania był Levi, ale jego walka o przetrwania doświadczała od małego. W pełni zrozumiała, co przeżył dawny podkomendny, dopiero wtedy gdy sytuacja zmusiła ją do poznania realiów podziemnego miasta na własnej skórze. Wegetuj albo walczy i żyj, nie stawiano marginesu społecznego przed innym wyborem. Nie istniała środkowa droga. Yunie pozostało jedynie wyobrażać sobie, jak funkcjonowało dziecko wrzucone w tak brutalny świat. Nie chodziło o to, by porównywać dzieciństwo jej i kapitana, ale by zrozumieć, dlaczego fenomen Leviego powstał. W końcu opowieści, nieważne jak barwne i szczegółowe, nijak miały się z osobistym doświadczeniem.

Poznając Mikasę, zrozumiała jeszcze jedną rzecz: dlaczego w czterdziestym pierwszym Erwin uznał ją za opłacalną inwestycję. Było w małej Ackermann coś, co przypominało Yunę młodszą siebie — tę przenikliwość, niebezpieczny błysk w oku, pewność własnych umiejętności i potrzebę ochrony czegoś, co na pierwszy rzut oka trudno jednoznacznie określić. W przypadku Asahiny chodziło o czysty konformizm: własne serce egzystujące w strachu przed konsekwencjami płynącymi z otworzenia się na innych. Absolutnie to nie była kwestia zranienia przez innych, a czyhającego niebezpieczeństwa w postaci mściwego kapitana żandarmerii. Z kolei Mikasa, jeżeli wierzyć temu, co pułkownik zdążyła usłyszeć, zrobiłaby wszystko, by ochronić Erena Jaegera.

Współczuła dziewczynie. Z autopsji za dobrze znała ten rodzaj obsesyjnej miłości skłaniającej do poświęcenia wszystkiego, by zapewnić bezpieczeństwo wybrankowi serca. Możliwe, że poza ponadprzeciętnymi umiejętnościami również ta cecha łączyła je obie.

Zablokowała przedramieniem potężny prawy sierpowy wyprowadzony przez pułkownik. Obie oddychały ciężko, ubrania lepiły się do spoconych ciał, a promienie ostrego słońca przysłaniały widok. Kontratak Mikasy został przerwany w połowie precyzyjnym kopniakiem, który wyprowadził dziewczynę z równowagi. Natychmiast jednak ją odzyskała, nie pozwoliła sobie na upadek, mając świadomość, że oznaczałby on przegraną. Nienaganny czas reakcji sprawił, że kącik ust Yuny lekko uniósł się ku górze.

— Jesteś dobra — skomplementowała przeciwniczkę mimowolnie. Ich ręce ponownie spotkały się w połowie drogi między ciałami, gdy Ackermann złapała oddech na tyle, by odpowiedzieć:

— Pani również.

Odskoczyły od siebie. Wymiana ciosów trwała dłuższą chwilę, przerwana jednak nie potrzebą złapania oddechu, a wołaniem zaskoczonego młodego chłopaka. Dopiero wtedy Yuna przypomniała sobie, że na miejsce pojedynku wybrały okolice kryjówki oddziału do zadań specjalnych, a pozostali żołnierze, których Levi zwerbował na trening trójwymiarowego manewru, musieli kiedyś wrócić.

— Mikasa?!

Nie zauważyła kapitana pośród zwiadowców. Uniosła podejrzliwie brew, przygotowując się do strategicznej ucieczki. Pamięć boleśnie podsunęła jej obietnicę, którą złożyła Erwinowi — i już miała ochotę napluć sobie w brodę za tchórzostwo, kiedy wymówka przybyła jej z wybawieniem. Czas spędzony w towarzystwie małej Ackermann sprawił, że na chwilę zapomniała o pierwszej kompanii. Musiała koniecznie złapać Iana, by dowiedzieć się, czy ten kretyn zutylizowany kilka dni wcześniej był odosobnionym przypadkiem. Papuga obiecał jej zdobyć potrzebne informacje.

— Idźcie — rozkazała Mikasie, brodą wskazując na zgromadzonych przed budynkiem zwiadowców. — Mam coś do załatwienia w mieście. — Szeregowa nie przymierzała się do tego, by zadawać dodatkowe pytania. Skinęła tylko głową na znak, że przyjęła komunikat do wiadomości, po czym sprężystym krokiem ruszyła w stronę kolegów z oddziału. Ci natychmiast otoczyli ją korowodem, by wypytać o szczegóły indywidualnego treningu. Obserwując ten spektakl, pułkownik prychnęła z wyższością. Może i Mikasa Ackermann wpisywała się w wizję jednostki specjalnej, którą niegdyś urzeczywistniała Asahina, ale reszta zachowywała się gorzej niż bydło wypuszczone z obory na pastwisko. Nie rozumiała, jakim cudem Levi znalazł z nimi wspólny język i, o grozo, jak ona miałaby to zrobić, by spełnić oczekiwania Erwina.

***

Z początku nie wierzył własnym oczom. Dyskretne szczypanie się po rękach wielokrotnie przechodziło mu przez myśl, ale jemu, trzydziestoletniemu mężczyźnie, absolutnie to nie przystawało. Prędzej tym bachorom, którymi Erwin uzupełnił braki w oddziale do zadań specjalnych. Ale jak logicznie wyjaśnić wparowanie pułkownik Yuny Asahiny, ponoć zamordowanej przed trzema laty, z tą jej sztuczną miejscami pewnością siebie i niebezpiecznym błyskiem w oku? Nawet trzymał zakrwawioną papierośnicę, którą Smith przywiózł po wizycie w Zickeberg jako jedyny dowód na to, że miały tam miejsce tragiczne wydarzenia!

Szok szybko zastąpiło jednak rozczarowanie. Nie tyle, kim się stała — bo nie można uznać, że przestępcza działalność wliczała się do chlubnych czynów — ale tym, że go okłamała. Że złamała daną obietnicę, że pod jej komendą nie będzie więcej świadkiem śmierci własnego dowódcy. Że mógł na niej polegać. Cokolwiek robiła Yuna, miała swoje powody — a przynajmniej starał się w to wierzyć, by ponownie w ciągu kilku miesięcy nie runął jego światopogląd.

Szybko zauważył, że w byłej przełożonej coś się zmieniło, chociaż w koszarach wojskowych dystryktu Trost urządziła godne pogratulowania przedstawienie. Yuna Asahina, którą znał, traktowała obowiązki śmiertelnie poważnie. Yuna Asahina, którą znał, nigdy nie zaglądała do kieliszka. Yuna Asahina, Świstak, recydywistka, łowczyni głów pierwszej kompanii żandarmerii, absolutnie nie spełniała tychże kryteriów. Wprost mówiąc, była pierdolonym wrakiem.

Ale Levi nie miał zamiaru poruszać tego wątku ani przy dzieciakach ze 104. korpusu treningowego, ani przy Hanji, która udawała, że nie dostrzegała zmian w młodszej koleżance. Również rozmowa z Erwinem nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a kapitana nie przekonała bajeczka o byciu odpowiedzialną i dorosłą kobietą. Nie, kiedy miał przed oczami zupełne przeciwieństwo definicji.

Tylko dlatego zdecydował się na tak drastyczny krok jak próba osobistego wyciągnięcia informacji z dawnego dowódcy oddziału do zadań specjalnych. Wymagało to wprawdzie całego zaplecza logistycznego — dobrej wymówki, by nie być świadkiem eksperymentów z utwardzaniem w wykonaniu Erena, pewności, że Yuna zawlecze ten swój eksarystokratyczny tyłek do kryjówki i zostanie tam dłużej, niż na kilka minut. Po którejś próbie wreszcie osiągnął zamierzony cel; znalazł ją, wyraźnie po nieprzespanej nocy, pijącą dopiero co niedawno zaparzoną herbatę w obszernej piwnicy, służącej zwiadowcom za wspólną jadalnię.

W pierwszej chwili nie zauważyła go, jak gdyby nigdy nic wchodzącego do pomieszczenia. Siedziała przygarbiona, z czołem, ciężko wspartym ręka. Siateczka blizn na dłoni była ledwo dostrzegalna w słabym świetle lampy. Cienie, które światło rzucało na twarz, dodawały pułkownik co najmniej dziesięciu lat.

Usiadł bez słowa. Zaśmiała się cicho, po czym lekko zachrypniętym głosem, unosząc metalowy kubek do ust, zauważyła:

— Co, przyszedłeś posiedzieć ze swoją byłą przełożoną? — rzuciła pół żartem pół serio. Nie to jednak przykuło uwagę mężczyzny, a melancholijny ton, którym wypowiedziała te słowa. Spodziewał się raczej złośliwości, jak na pułkownik Asahinę przystało, a ona po prostu wyglądała na... potwornie zmęczoną. Jakby ostatnie trzy lata nieobecności okazały się większym wyzwaniem niż sześć lat pod kuratelą Erwina.

— Co się tam odpierdoliło? — zapytał wprost, zajmując miejsce naprzeciwko niej.

Tam? — powtórzyła. Uniosła podejrzliwie brwi, jakby doszukiwała się podstępu. — Tam to bardzo obszerna kategoria, więc przydałoby, żebyś się zdecydował.

— W Zickeberg. Jak zniknęłaś z Janine. Co się wtedy stało? — uściślił nie bez irytacji. Oczywiście, miał tę świadomość, że Yuna praktykowała polityczne intrygi i słowne gierki pod czujnym okiem aktualnego generała korpusu zwiadowczego, ale nie spodziewał się takiego traktowania. Nie ukrywał złości. Zacisnął gniewnie szczęki.

Jego uważny wzrok na powrót przyciągnęły lekko drżące dłonie zaciśnięte na kubku z herbatą. Pomyśleć, że ta nigdy nie wahająca się maszyna do zabijania, której nie drgnęła powieka, gdy przyszło do wykonywania rozkazów, miała wyrzuty sumienia. Bo jak inaczej określić to, że kobieta odwróciła wzrok, wzmocniła uścisk — gdyby naczynia nie wykonano z innego materiału, najprawdopodobniej poparzyłaby palce napojem — i sugestywnie się zamyśliła.

— Zamordowali ją — odpowiedziała z nienaturalnym spokojem. — W życiu byśmy nie spierdoliły ze zwiadowców, jeżeli o to ci chodzi — dodała, otwarcie agresywna, nie doczekawszy się reakcji. Dopiero potem powtórzyła niczym mantrę, w dodatku nie podnosząc wzroku: — Jest martwa, Levi. Jest martwa — zdawało mu się, że zachrypnięty głos się załamał.

Cisza wznosiła pomiędzy nimi mur, a nawet Levi, wcześniej przekonany o tym, że dla Yuny był kimś w rodzaju bratniej duszy, zrozumiał, że wydarzenia z Zickeberg i trzy lata rozłąki poróżniły ich za bardzo. Nie wiedział już, co powinien zrobić, bo pomimo utraty bliskich, nie porzucił raz wybranej ścieżki. A pułkownik, wcześniej obstająca za tym, że najlepiej bez wahania podążać za Erwinem, porzuciła tę drogę, skupiając się na... właściwie na czym? Na zemście? Na chronieniu tyłka przed pierwszą kompanią? Ściganiu jej członków? Podczas konfrontacji pomiędzy Asahiną a Smithem tych dwoje zdawało się mówić szyfrem, którego zawiłości nie zostały przeznaczone dla uszu Leviego.

Wróciłam spłacić swój dług.

Wiedziałem, że mnie nie rozczarujesz.

Od pogrążenia się w rozpaczy po śmierci Isabel i Farlana uratowały kapitana dwie rzeczy: powód do życia dany przez Erwina oraz zapewnienia Yuny. Kto by nie uwierzył im dwojgu: wybitnemu strategowi, który nawet członków własnego stronnictwa potrafił wystrychnąć na dudka, oraz jego pupilce, definitywnie jednemu z najsilniejszych żołnierzy w szeregach korpusu zwiadowczego. Widząc ją taką — przybitą i osamotnioną — zrozumiał, że nie znalazła się osoba, która obdarowała tym samym jego niegdysiejszą przełożoną. To wszystko sprawiało, że nie miał pojęcia, jak odnaleźć z nią na powrót wspólny język. Jak ją zrozumieć.

Pasywno-agresywna postawa krzyczała jedno głośne: to moja wina, ale Levi nie przyjmował tego do wiadomości. Można mówić wiele o Janine McCartney (a on jako weteran w oddziale pod komendą jej partnerki mógłby wyprodukować dużo treści w tym temacie), ale na pewno nie to, że nie wiedziała, w co się pakowała, gdy zdecydowała się na związek z Yuną. Trudno podejrzewać kapitan o jakikolwiek rozsądek, w końcu chodziło o tę łowczynię ekscentrycznych charakterów, ale na pewno była świadoma dołączonego do pakietu ryzyka.

Wyrwała go z zamyślenia histerycznym, opętańczym śmiechem. Dopiero kiedy wstała, straciła równowagę, zorientował się, że stanowczo znajdowała się pod wpływem alkoholu. Odkrycie to jednocześnie go rozsierdziło i wywołało niewytłumaczalną falę współczucia.

— Świat staje się czarno-biały. Chyba zaczynam trzeźwieć — rzuciła, stawiając opróżniony jednym haustem kubek na drewnianym blacie. Gdyby nie cywilne ubranie, świadczące, że eksarystokratka nie miała nic wspólnego z byciem na służbie, pewnie odezwałaby się w nim potrzeba ostrego przypomnienia, że powinna traktować obowiązki poważnie. Że skoro już zdecydowała się przerwać szaleńczą pogoń za rewanżem, mogła przynajmniej udawać przykładnego pułkownika. Ale z drugiej strony kim właściwie był dla Yuny Asahiny, żeby ją pouczać? — Facet, który zabił Jen, nazywa się Kenny Ackermann — zaczęła niespodziewanie, odwrócona do niego plecami. Lepiej, że nie widziała w tamtym miny kapitana oddziału do zadań specjalnych, bo natychmiast, nawet wstawiona, zwęszyłaby podstęp.

Kenny. Kenny Rozpruwacz. Recydywista, pijaczyna i cholernie niebezpieczny typ. Skóra ścierpła mu na plecach na myśl, że Janine miała walczyć o życie z mężczyzną, który przed kilkoma dekadami wyciął w pień niemałą liczbę członków żandarmerii. I który nauczył Leviego wszystkiego, co uczyniło z niego silnego wojownika. Tę myśl zwiadowca starał się jednak wyprzeć z głowy.

— Przyjdzie po mnie — stwierdziła z charakterystyczną pewnością siebie.

— Pierdolisz — skontrował ostro. Nie tyle, żeby wybić Yunie ten pomysł z głowy, ale żeby uspokoić samego siebie. Nieoczywisty wydawał się wynik potencjalnego starcia pomiędzy pułkownik a kapitanem, a Levi nie miał pewności, czy wyszedłby cało ze starcia z byłym mentorem.

— Co ty w ogóle możesz wiedzieć?! — odwarknęła, rozeźlona możliwe, że lekceważącym podejściem. Tego rodzaju wybuchu agresji nie spodziewał się po Asahinie, bo właściwie nie powiedział niczego, co uderzyłoby w jej eksarystokratyczne ego, ba, naprędce rzucone przekleństwo miało raczej wydźwięk pochlebstwa.

Zerknęła na niego przez ramię. Umięśniona sylwetka emanowała wręcz nienawiścią, a groźnego wyglądu dodawała czarna przepaska na prawym i zmarszczone brwi. Levi znał to spojrzenie aż za dobrze, a jego wspomnienie, ciągle żywe, mimo pięciu lat, odkąd pułkownik uraczyła nim młodszego stopniem, wydawało się wybitnie barwne. Poczuł się, jakby ponownie był tym samym recydywistą wywleczonym przez zwiadowców z podziemnego miasta, aroganckim szczeniakiem, myślącym tylko o zapewnieniu wolności sobie oraz najbliższym przyjaciołom. Yuna również wydawała się obca; jakby ta cała wiedza, którą zdobył podczas służby u boku kobiety, nie dawała więcej najmniejszej przewagi.

— Bez sensu — prychnęła ze zrezygnowaniem. — Przecież i tak nie zrozumiesz.

Mogłaby nie zachowywać się jak rozpuszczona gówniara. Doprowadzała tym kapitana do szewskiej pasji, a kiedy tak bez słowa ruszyła w stronę wyjścia, nawet nie myślał, czy powinien jej nie zatrzymywać. Wstał, doskoczył do szatynki w dwóch susach i chwycił za nadgarstek, obracając ją ku sobie. Zaskoczył ją — to pewne — bo nie podjęła żadnej walki. Szybko odnotował na liście kolejną z rzeczy zupełnie nieprzystających do pułkownik Asahiny. Yuna zamrugała zaskoczona, gdy jej plecy gwałtownie zderzyły się z kamienną ścianą, a Levi bez większego zastanowienia odciął kobiecie możliwe drogi ucieczki.

— Masz rację. Nic nie rozumiem — przyznał z niechęcią. — Ale jakbyś w tym swoim popierdolonym arystokratycznym łbie ułożyła sobie, że samej ci wcale nie będzie lepiej i pozwoliła się zrozumieć... to wtedy może nie byłoby ci tak kurewsko źle — wyrzucił na jednym wydechu. — A Kenny...? Kogokolwiek nie ściągniesz za sobą do Trostu po tym twoim pokazowym przedstawieniu w stacjonarce, jakiegoś typa z pierwszej kompanii, jakiegoś Kenny'ego czy twojego jebniętego starego... raz, że będziesz miała czas się przygotować, kretynko — wytknął jej z premedytacją. — A dwa, jeszcze będzie musiał przejść po mnie. Nie sprzedajemy tanio skóry. Nie jesteśmy z tych.

Aż dziwne, że nie przerwała mu tyrady. Nie należała do osób wysłuchujących bez większego powodu kazań przywołujących do porządku. W dodatku stała bezradnie, jak słup soli, przyciśnięta do ściany i nie przypominała ani tej dziewczyny, którą rozbudzała obecność Janine, ani kapitan, której plecy wielokrotnie było dane mu oglądać. Nie wiedział, jak zdefiniować Yunę: recydywistkę, dezerterkę, niby zagubioną, niby zdeterminowaną kobietę. Uśmiechnęła się pod nosem, niespodziewanie schyliła się, by ciężko wesprzeć czoło o bark mężczyzny. Tym razem to on zastygł w bezruchu, zbity z tropu nietypowym zachowaniem szatynki. Jego kark owiał ciepły oddech Asahiny, uniemożliwiający najmniejszy ruch.

— Jestem zmęczona. Tym zabijaniem, tym ściganiem tych popierdoleńców z pierwszej kompanii i torturowaniem, czekaniem, aż Ackermann i mój popierdolony stary wylezą z nory i pozwolą na siebie zapolować... bo wiesz, to śmieszne, Levi, ale tu nie chodziło o Jen. To nie był przypadek. To był prezent z pozdrowieniami od kapitana Asahiny. Dlatego wiem, że po mnie przyjdzie — zakończyła z ciężkim westchnieniem.

Nie wiedział, jak zareagować. Przed pięcioma laty znalazł się może i w patowej sytuacji, ale na pewno nie przypłacił swoich wyborów tak wielkim poświęceniem. Domyślał się, że Yunie wcale nie pomagała samotność, nawet jeżeli zdecydowanie stroniła od ludzi, uważano ją za jedną z tych dziwaczek, obracających się w stałym gronie i stałą w relacjach. Ale to jeszcze w tamtym momencie jako kapitan wyciągnęła w jego stronę rękę, kiedy świat mu się zawalił, to ona wytknęła Erwinowi, że mógł się obejść bez tak drastycznych metod, a byłych przestępców spacyfikować bardziej pokojowo. Że w ostatecznym rozrachunku nie musiało ich tylu umrzeć.

Krótkie do ramion brązowe włosy łaskotały jego obojczyki. Dostrzegł jedną z wielu blizn szpecących ciało eksarystokratki, kończącą się ponad kołnierzem zapinanej na guziki koszuli z szerokimi rękawami. Yuna pachniała papierosami i pozostałościami mocnych trunków. Gdyby miał do czynienia z przypadkową kobietą, najpewniej by ją odepchnął i kazał doprowadzić się do porządku. Ale ten uparciuch nie chciałby rozmawiać na trzeźwo.

Niespiesznie odgarnął zabłąkane kosmyki z bladego karku. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego to zrobił i dlaczego szatynka zadrżała pod jego dotykiem. Jak mógł się domyśleć, skórę miała szorstką pod opuszkami palców, przeoraną latami intensywnych treningów i usianą siateczką niewidocznych na pierwszy rzut oka blizn. Zadowolony pomruk wydostał się z gardła Asahiny.

Nie znalazł odpowiednich słów pocieszenia, bo tego, że ich szukał, był więcej niż pewny. Wszystkie brzmiały banalnie, a Yuna nie należała do osób lubiących się w błahostkach. Dotychczas tylko Janine McCartney posiadała tę legendarną umiejętność postawienia eksarystokratki do pionu. Ale Jen odeszła z tego świata, pozostawiając za sobą zdewastowaną i zagubioną Yunę, kobietę, dziwnie drogą dla Leviego. Możliwe, że dlatego nie pozostawał obojętny na ten syf, przez który przechodziła tylko częściowo na jego oczach.

Kiedy się wyprostowała, oczekiwał raczej wypowiedzianego bezemocjonalnie żądania nieograniczania jej ruchów. W zamian za to Yuna, niewiele myśląc najwyraźniej, chwyciła materiał szarej koszulki i bez ostrzeżenia wpiła się w jego usta własnymi. Leviemu wydawało się, że ktoś przywalił mu obuchem. Dłuższą chwilę stał jak kołek, zbyt zaskoczony, by wykonać najmniejszy ruch. Bliskość kobiecego ciała rozpalała zmysły, chociaż związana była ze znienawidzonymi przez kapitana używkami. Z drugiej strony, nie mógł odepchnąć Asahiny. Tak po prostu.

Warknął, gdy przygryzła jego dolną wargę, by zmusić go do rozchylenia ust. Celowo wsunęła kolano pomiędzy nogi kapitana i irytująco stymulowała jego krocze. Rozjuszony, szarpnął brązowe włosy kobiety i zmusił, by się od niego oderwała.

— Popieprzyło cię do reszty? — wyrzucił z siebie, z trudem łapiąc oddech. Yuna wydawała się jednak niewzruszona, oblizała ponętnie zaczerwienione wargi. Z niebezpiecznym błyskiem w pozostałym jej brązowym oku nachyliła się nad jego uchem — o ironio, że też los obdarował ją wyższym wzrostem! — i zniżyła głos:

— Akurat my dwoje jesteśmy pojebani do granic możliwości — zauważyła. Niski, pożądliwy wręcz ton sprawił, że przeszły go dreszcze. Eksarystokratka wykorzystała zdobytą przewagę, by tym razem przygwoździć mężczyznę do ściany, skutecznie uniemożliwiając wykrztuszenie jakichkolwiek słów protestu. Jęknął, gdy dłoń szatynki odnalazła jego krocze i z zadziwiającą delikatnością pogładziła penisa przez materiał spodni.

W tamtym momencie był absolutnie pewny trzech rzeczy. Nie potrafił stanowczo odmówić Yunie Asahinie, cokolwiek by od niego chciała. Drugie: uderzyła w jeden z najczulszych punktów, który działał na Leviego jak magnes. Wreszcie ostatnie: nie miał najmniejszego zamiaru zostać zdominowanym przez tę wariatkę.

Chwycił szczupłe nadgarstki i sprowadził ją do wyjściowej pozycji. Sprawnie przyszpilił dłonie na głową szatynki. Nie to, żeby miała obiekcje — uśmiechnęła się prowokacyjnie kącikiem ust, jakby dotychczas cierpliwie czekała na przejaw stanowczości. Zachęcony, zaczął składać rozgorączkowane pocałunki na intencjonalnie wyeksponowanej szyi. Na oślep starał się poradzić z licznymi guzikami koszuli. Zaklął siarczyście po którejś nieudanej próbie, przyssał się do naznaczonej czerwonymi śladami skóry i zdecydowanym ruchem rozdarł poły ubrania. Guziki rozsypały się na podłodze, kiedy oczom rozochoconego mężczyzny ukazał się dekolt, niewielkie piersi okryte ściśle przylegającym topem, unoszące się w przyspieszonym tempie, wyrzeźbione mięśnie brzucha.

Perfidnie wykorzystała fakt, że ten manewr przypłacił utratą kontroli. Odnalazła brzeg koszulki bruneta i postanowiła jej pozbawić kochanka w mniej brutalny sposób. Levi podniósł ręce, by ułatwić Yunie zadanie, a przy okazji mieć możliwość wyjścia z pomieszczenia kompletnie ubranym. Przynajmniej on jeden. Kobieta znów umiejętnie zrobiła użytek z nadarzającej się okazji, plecy bruneta zderzyły się ze ścianą. Poczuł zwinne usta Asahiny na szyi, zęby przygryzające lekko płatek ucha, dłońmi błądziła po jego torsie.

Przyjemne ciepło rozlewało się po ciele. Podniecenie wzrastało, skutecznie przyćmiewało zdrowy rozsądek. Miejsce w spodniach sukcesywnie się kurczyło. Levi klął siarczyście w myślach, bo przez usta nie wydostawało się nic poza jękami. Zaborczo objął ramieniem biodra Yuny i bez zabaw w subtelności wsunął drugą rękę w spodnie. Nim odnalazł łechtaczkę i zaczął ją intensywnie pocierać, zadowolony, wyczuł pod palcami mokrą bieliznę.

Krótki krzyk wyrwał się z gardła zaskoczonej eksarystokratki. Boleśnie rozorała mu paznokciami skórę na barkach. Syknął, ponownie przejmując dominację. Po wzroku kochanki zauważył, że od intensywnych pieszczot mimowolnie miękły jej nogi. Wyjął dłoń z jej majtek tylko po to, by wsunąć obie ręce pod pośladki kobiety i podnieść tę chodzącą górę mięśni. Jeszcze wyższa Yuna byłaby powodem rozdrażnienia, gdyby nie znajdowała się pod ścianą — dosłownie i w przenośni — zdana na łaskę i niełaskę Leviego. Instynktownie objęła nogami biodra mężczyzny, palcami ciągnęła za równo przycięte cążkami czarne włosy.

Przygryzał piersi przez materiał, gorączkowo znaczył pocałunkami dekolt, jakby chociaż na tę krótką chwilę rozumiał, czym pułkownik Asahina się stała — jakby redefiniował ją jako swoją kochankę. Gdyby nie miał zajętych dłoni, top podzieliłby los koszuli, ale musiał poradzić sobie bez użycia rąk. Zębami próbował zsunąć ubranie na talię. Yuna, odczytawszy bezbłędnie intencje, wyręczyła go drżącymi z podniecenia palcami. Ssąc i przygryzając niewielkie piersi, pokonywał odległość pomiędzy ścianą a najbliższą ławą.

Bez ostrzeżenia rzucił zaabsorbowaną jęczeniem i wzdychaniem kobietę na drewniany blat. Zamrugała, rozkojarzona, ale kiedy sięgnął do paska spodni, zrozumiała, co zamierzał zrobić. Nerwowymi ruchami pozbyła się pospiesznie butów i dolnych części garderoby, posłała je bez skrupułów na tyle daleko na ile pozwalały niewyostrzone zmysły. Levi rozpiął rozporek i wyciągnął twardego członka; zdziwił się, że praktycznie samo sprawianie przyjemności tej kobiecie, zdołało go podniecić. Nie myślał nad tym długo — Yuna skutecznie skupiła jego uwagę na czymś innym, ponownie przyciągając go do namiętnego pocałunku.

Pogładził nagie uda szatynki; zamruczała z zadowoleniem. Oderwała się od jego ust, by posłać znaczące spojrzenie. No i co się obijasz, odkodował oczywistą wiadomość. Popierdolona baba, skwitował w myślach. Stanowczym ruchem przyciągnął biodra kochanki do własnych i zdecydowanie w nią wszedł.

Yunie zaparło dech w piersiach. Objęła ramionami szyję kochanka. Levi podtrzymywał ją w siadzie, by przypadkiem nie osunęła się bezwładnie na blat i nie zrobiła krzywdy. Przezornie pogładził ją po kręgosłupie, ale najwyraźniej nie potrzebowała tego rodzaju uspokajania, bo sugestywnie poruszyła biodrami. Podążył za wskazówkami Asahiny i zaczął się poruszać. W odpowiedzi na kolejne pchnięcia otrzymywał pełne rozkoszy jęki, co go tylko bardziej nakręcało. Przyspieszał tempo, doprowadzając się do rychłego szczytowania.

Nie patrzyła na niego. Nie pozwoliła się odsunąć, gdy czuł, że znajdował się blisko wytrysku. Obficie zalał spermą wnętrze lekko drżącej w jego ramionach kobiety. Dopiero wtedy rozluźniła uścisk, wyszedł, a Yuna, chociaż najchętniej by ją pocałował, wymknęła się Leviemu. Lekko niepewnym krokiem, z nasieniem spływającym pomiędzy udami, przeszła paręnaście kroków w kierunku, gdzie wylądowały jej ubrania. Nachyliła się, wypinając tyłek w jego kierunku. Chwilę przyglądał się, zahipnotyzowany widokami, ale czar prysł, kiedy szatynka się wyprostowała i odwróciła w jego kierunku. Między nabrzmiałymi od pieszczot wargami znajdował się zapalony papieros.

Skrzywił się.

— No co? — Przewróciła teatralnie okiem. — Fajka po seksie musi być.

Początkowo miał ochotę zadać dużo pytań — o przeprowadzone w ciągu ostatnich trzech lat śledztwo, o przyczynę niecodziennego zachowania, o to, co planowała (albo planowali) zrobić — wątpliwości narastały, ale w tamtym momencie potrafił jedynie poddać się bezgranicznej wściekłości.

— Wypieprzaj smrodzić na zewnątrz — polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie ruszyło to jednak stojącej niemalże nago pułkownik. Prychnęła, ostentacyjnie zaciągnęła się papierosem i powoli wypuściła dym z ust.

— A kto ci kazał rozwalić mi guziki w koszuli, co? — zauważyła.

Kurwa, podsumował trafnie w myślach. Tym razem nie miał kontrargumentu, a nie ryzykowałby, że ktoś zobaczyłby tę wariatkę w jego ubraniach.

Continue Reading

You'll Also Like

22.7K 1.8K 24
PIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII Ostatnio w życiu Nory nic nie idzie po jej myśli. Dziewczyna znowu traci pracę, która jest jej jedynym źródłem utrzymania. Mł...
7.2K 442 27
Felix, Net, Nika i Laura ponownie zostaną wciągnięci w z pozoru niesamowicie trudną zagadkę. Czy ktoś ponownie spróbuje ukraść Antas? Jak zareaguję I...
52.4K 2K 18
☂︎ W The Umbrella Academy codziennie trwały, treningi oraz trudne dla rodzeństwa misje. Dwójka znienawidzonych nastolatków, codziennie sobie dogryzal...
79.9K 7.3K 37
"Serio, chcesz się spotykać z barmanem? - zakpił. - A co w tym złego? - zagotowałam się ze wściekłości. Ważniak się znalazł! - Stać cię na kogoś, pr...