II Rozdział 19 - Chłód powiek cz. 2

267 42 86
                                    

Adrien

Gdy wzeszło słońce, ziewnąłem znacząco i rześko rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ciemno, cicho... nadal jest noc? Po raz kolejny wyostrzyłem wzrok, a obok siebie ujrzałem Diane (bardziej jej zaspane zwłoki, które próbują wstać). Odskoczyłem od niej jak poparzony i trzymając się za koszulkę, poskarżyłem o palpitację serca.

- K-kobieto! - wrzasnąłem. - Mam zejść na zawał, czy co?!

- Nie krzycz... - mruknęła, przecierając oczy. - To ty mnie tu zatrzymałeś.

- Jak to...?

- Nie pamiętasz?

- Oh - burknąłem po krótkim zastanowieniu. - Jak bardzo popadłem w rozpacz, będąc równie żałosnym, jak kaczka, próbująca zjeść banana (tak o się wzięło dop. aut.)?

- W skali od zera do stu? - spytała. - Sto, ale było to całkiem urocze - zachichotała, a ja spaliłem buraka.

Po krótkiej rozmowie, starając się nie zwrócić zbędnej uwagi pozostałych mieszkańców, zeszliśmy po schodach. Na szczęście nikt nas nie zauważył, więc nie będziemy musieli tłumaczyć się z niepotrzebnych podejrzeń.

Jakiś czas później z ,,łoża" wyrwała się staruszka, krzycząc dookoła coś o jakimś tofu... nie, to nie było tofu. Jakieś ,,tou", czy coś. Postradała zmysły, czy co (oby nie)? Kiedy spytaliśmy co się stało, zbyła nas, że śnił jej się koszmar i za nic nie pamięta powyższego wyrazu. Trochę dziwne, ale tak to już na babcię Smith przystało.

Po tym, jak podziękowaliśmy rodzinie Dupain-Cheng za darmowy nocleg (i potok łez), opuściliśmy pełną zapachów piekarnię i zaczęliśmy szukać jakiegoś hotelu, który pomieści wszystkie graty Diane. Zakwaterowaliśmy się w hotelu... o matko, nawet nie umiem wypowiedzieć tego w myślach! Bourgeois. Może i brzmi całkiem dobrze, ale na sam dźwięk tego nazwiska - mam ciarki na plecach. Oczywiście nie obyło się bez dociekliwych komentarzy Chloe - a gdzie? a jak? a po co? a na długo? Szczerze powiedziawszy miałem chęć złapania za jedną z tych wielkich, potężnych waliz Diane i przyfasolenia jej w twarz (blondynce). Na szczęście dziewczyny, babcia Smith powstrzymała mnie i razem - w nerwach - wyszliśmy poza teren budynku, w poszukiwaniu naszej zguby.


Léon

Usiadłem na ławce, mieszczącej się w parku. Całkiem ładny, nie powiem. Pogoda dzisiaj dorównywała mojemu nastrojowi - mówiąc ściślej, była słoneczna. Promyki słońca muskały moją rozanieloną twarz, a ja, choć nie wiedzieć czemu, co jakiś czas uśmiechałem się radośnie, jak nigdy dotąd.

- Nie wiem co brałeś, ale mocne - mruknął Lupus, który ot tak śmiał przerwać tą przemiłą chwilę.

- Camembert - prychnąłem żartobliwie. - A co, już pośmiać się nie można?

- Można, można - pokiwał głową. - Ale śmiać się z niczego? To chyba choroba.

- Chorobą jedynie jesteś tu ty. Albo bardziej zarazą.

- Ja nie ebola - prychnął, zapewne urażony i wskoczył z powrotem do mojej kieszeni.

Wprawdzie mówiąc, on zawsze taki był. O ile ten krótki okres czasu, spędzony z nim można nazwać ,,zawsze". Nie mam bladego pojęcia dlaczego jest taki. Być może kiedyś był inny? Albo po prostu kwami zżywa się z właścicielem Miracula i staje takie samo, jak on?


Adrien

Wraz z babcią Smith i Diane staliśmy naprzeciwko wierzy Eiffla, podziwiając naturę dookoła. Szczerze powiedziawszy obawiałem się tego miejsca, jak nigdy, bo myślałem, że natłok wspomnień znów nie da mi żyć i pogrąży mnie w agonii. Na szczęście owe zdarzenie się nie przytrafiło, więc ze spokojem możemy dalej szukać... w sumie nadal nie wiem czego.

- Tak właściwie to czego my szukamy? - spytałem.

- Mojego wnuczka, fafloku - skomplementowała staruszka. - Masz amnezję, czy co?

- Alzheimer'a (nie obrażam tu nikogo - to tylko humorki autorki dop. aut.) - odparłem żartobliwie. - To... gdzie idziemy?

- Preferuję rozdzielić się. Będzie szybciej - rzuciła brunetka.

- Dobry pomysł - skwitowała Smith. - Ale wy nie wiecie jak on wygląda.

- To niech Pani go opisze.

- To... um. Wygląda jak... jest taki wysoki i... ehh, poznam go sama - machnęła ręką.

- Dobra, to w którą stronę mam pójść?

- Ale okolicę znam tylko ja i Adrien. Ty się zgubisz.

- Więc z kim mam iść?

- Idziesz z Adrie... - rozejrzała się. - ...idziesz ze mną, bo go gdzieś wywiało. 

Nie wysłuchawszy wszystkich wypowiedzi, czmychnąłem gdzieś za wierzę, szukając zguby. Rozglądałem się wszędzie, ale nic nie ujrzałem. Wtem wpadła na mnie jakaś osoba, ale tylko mnie popchnęła. Spojrzałem się na twarz dajmy na to - intruza, a moim oczom ukazały się ciemne, smolne oczy, ukryte pod osłoną kaptura. Właściciel zlustrował mnie wzrokiem i prychnął znacząco. W oczy wrzucił mi się blask słońca, odbijający od zegarka chłopaka. Ten tylko poprawił swój kaptur i odchrząkając głośno - odszedł.

Postanowiłem czmychnąć za nim, nie nazywając tego śledzeniem. Po prostu zaintrygował mnie zegarek i tyle. Nie to, że jestem jakimś złodziejem. Co to, to nie! Po kilku minutowym marszu, nieznajomy dotarł do jakiejś ciemnej alejki, albo zaułku. Wprawdzie nie wiem dokładnie, bo tak czy siak było tutaj ciemno, jak nie wiem co. Rozejrzałem się dookoła, jakby w obawie, że ktoś mnie zauważy. Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej.

- Léon, wydaje mi się, że ktoś nas śledzi - jakiś piskliwy głosik odezwał się, a mniemany ,,Léon" odwrócił się w moją stronę.

No to zdechł pies.




×××

Witajcie w dość krótkim rozdziale - z niejakich powodów.
Otóż... ciężko mi to mówić (pisać), ale chyba trzeba się wyżalić z tego, co na sercu ciąży, prawda? Ehh... więc... Zacznijmy od tego, że pisanie rozdziałów do tej książki sprawia mi przyjemność, jak nigdy. Tylko... czy jest sens, skoro czytelników ubywa z rozdziału na rozdział? Wiem, że zapewne pierwsza część (Cold Heart) była o niebo lepsza i nie spodziewam się takiej aktywności jak tam, lecz... ostatnie rozdziały miały jakoś ponad 40 gwiazdek, a najnowsze mają po 20. I nie - nie chodzi mi tutaj o liczby z kosmosu, czy też dajmy na to... sławę? Po prostu ilość gwiazdek uważam za ilość osób, którym się podobało. Więc... czy rozdziały są aż tak złe i dlatego wszystko dzieje się tak, jak dzieje? Nie mam bladego pojęcia - z rozdziału na rozdział staram udoskonalać swoją ortografię, interpunkcję, czy też ogólny zarys rozdziału. Przyznam szczerze, że CH pisałam na spontanie, nie to co SH. Więcej przemyśleń, więcej wątków... czy to Wam nie odpowiada? A może... dam se siana i zwyczajnie odpocznę od wattpada, znikając na kilka miesięcy. Sama nie wiem. Liczę na wasze rady, albo coś, co doda mi otuchy.

Do kiedyś,
Bogdan~

Cold heart / Soft heart || MiraculousWhere stories live. Discover now