II Rozdział 13 - Lęk dopada każdego

354 49 45
                                    

Adrien

- Jaką sprawę? - zapytałem zdziwiony.

- Muszę prosić Cię o przysługę... - wyjaśniła.

Wprawdzie mówiąc nie spodziewałem się, że kiedykolwiek Pani Smith poprosi mnie o coś. Zaniesienie zakupów, kupienie czegoś, było na porządku dziennym, lecz... Ta sprawa jest chyba poważniejsza.

- Otóż... w Paryżu jest pewna osoba, która zbłądziła. W sensie... poszła złą drogą. I chciałabym, abyś jakoś pomógł mi zaprowadzić tą osobę na dobrą drogę.

- Przykro mi, lecz muszę odmówić. Nie mogę pojechać do Paryża.

- A to dlaczego? - dopytywała.

- Bo... Bo po prostu nie mogę.

Nie wiedziałem czy powiedzieć prawdę, czy też nie. Pewnie teraz staruszka myśli sobie, że oszalałem, albo najzwyczajniej w świecie nie chcę jej pomóc. A to nie jest tak... ja... ja się po prostu boję. Boję, że jeśli tam wrócę, stan mojej psychiki jeszcze bardziej się pogorszy, a sam ja zwariuję i zamkną mnie w psychiatryku. Chociaż... nie. Nie tego się obawiam. Lęk ten jest jeszcze gorszy, jest nim nie kto inny jak... Papillon. Boję się, że gdy dowie się, że wróciłem do Paryża, od razu wyśle na mnie swoją Akumę i stanie się coś bardzo złego.

- Bardzo się o niego boję... - westchnęła.

A ja boję się o życie mieszkańców Francji.

- Zgoda... - westchnąłem.

Nie wiem co się stało, ale kobieta nagle rozweseliła się do granic możliwości i zamiast mnie, przytuliła Charlotte, leżącego nadal na łóżku. Po chwili jednak opamiętała się i podeszła do mnie, po czym ścisnęła tak mocno, że myślałem, że zaraz pęknę.

- Dziękuję! - krzyknęła uradowana, gdy mnie puściła, na co ja uśmiechnąłem się tylko i położyłem się obok psa.

Kobieta zmarszczyła czoło.

- A ty co teraz? - zapytała.

- No spać idę...

- To chyba Ci się w główce poprzewracało! Wstawaj i się pakuj!

- Co? Po co?

- Jak to ,,po co"?! Do Paryża lecimy! - powiedziała, na co Diane pisnęła uradowana.

- A-ale...

- Żadnych ,,ale", tylko się pakuj!

Teoretycznie, myślałem, że polecimy do Francji gdzieś... za tydzień? Dobra, nie przesadzajmy; za kilka dni. A tu co? Wyjeżdżamy za chwilę, a ja ledwo co mogę się ruszyć.

- Pani Smith... Ale ja chory jestem...

- Nie obchodzi mnie to! Wyruszamy za godzinę! - powiedziała stanowczo. - A jak nie spakujesz się, to sama to zrobię, włożywszy Ciebie do walizki!

Po usłyszeniu groźby staruszki, natychmiastowo wstałem, ponieważ wiedziałem, że z nią nie ma żartów. W każdej chwili mogłaby powiedzieć ,,cicho bądź, albo Cię uduszę", a rozmówca pomyślałby, że taka niepozorna kobieta nie może nic zrobić, więc żartuje. W rzeczy samej! Ona Cię nie udusi, tylko poćwiartuje swoimi drutami od włóczki!

Zacząłem się pakować, bo... co innego miałem robić, gdy wściekła Pani Smith stoi nade mną?


Mistrz Fu

- Tak więc - klasnąłem w ręce. - Akcja ,,ożywić Cheng" jest w stu procentach zaplanowana, teraz trzeba tylko dokonać działania!

- Czy długo będziemy w Ottawie? - zapytała Lila.

- Tak długo, aż znajdziemy osobę, której szukamy.

Tak na prawdę... Nie jestem pewien czy w ogóle odnajdziemy Élise. Dane z internetu mogłyby być fałszywe, a my na marne polecimy do Kanady.
Ale logicznie myśląc... cóż mamy do stracenia? Od bardzo dawna chciałem wyjechać z taj dziury - Paryża, a właśnie nadarzyła się znakomita okazja. Tylko głupi by nie skorzystał!

- Kiedy wyjeżdżamy? - zapytała blondyna.

- Najlepiej byłoby, gdybyśmy dzisiaj już wyruszyli. Nie mamy stu procentowej pewności, że ją tam znajdziemy, więc dobrze by było, jeżeli dotarlibyśmy tam jak najszybciej - wytłumaczyłem. - przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie?

- Tak, lecz... może polecimy za kilka... - powiedziała brunetka.

- Nie! - przerwała jej Mia. - Lecimy dzisiaj i tyle!

- Zdecydowanych ludzi to ja lubię! - powiedziałem i ruszyłem w stronę innego pokoju.

- Gdzie mistrz idzie? - zapytała Lila.

- Po walizkę, a gdzie mógłbym iść? - zaśmiałem się.

Gdy dotarłem do pomieszczenia, wyjąłem spod łóżka pokaźną walizkę, po czym podszedłem do biurka i wyciągnąłem z szafki gramofon. Schowałem go na samo dno walizki, po czym wróciłem z powrotem do swoich gości.

- Byłoby lepiej, gdybyście teraz oddały mi Miracula. Schowam je do gramofonu i będę miał pewność, że ich nie zgubicie. - zaproponowałem.

- Nie ufa nam mistrz? - zapytała podejrzliwie brunetka.

- Nie w tym rzecz. - pokręciłem głową. - Chodzi o to, że nie będę rozstawał się z moją walizką i zawsze będę miał na oku wasz skarb.

Mia zdjęła swoją bransoletkę i podała mi.

- Czy to konieczne...? Nie chcę rozstawać się z Trixx (imię kwami lisa ~ dop. aut.)... - poskarżyła się.

- Spokojnie, rozłąka nie będzie trwała zbyt długo, obiecuję.

Po krótkim zastanowieniu, dziewczyna zdjęła z szyi naszyjnik i podała go mnie.

- Będzie w dobrych rękach. - uśmiechnąłem się, by pocieszyć jakoś Lilę, ale to chyba nie zadziałało, ponieważ zielonooka nadal przejmowała się tym, że przez dłuższy czas nie zobaczy swojego kwami.





×××

Witajcie w tym jakże krótkim rozdziale.
Przepraszam, że właśnie taki jest, lecz po prostu nie mam już sił na pisanie (jestem zmęczona dniem, nie że opuszczam wtt, czy coś, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie xD).

Przejdźmy do pytań...
1. Obydwie ,,drużyny" wyjeżdżają, co z tego wyniknie?
2. Czy nadal uważacie, że akcja ,,ożywić Cheng" zakończy się sukcesem?
3. Macie jakieś lęki? Jeśli tak to jakie? [nie o rozdziale, bo mogę]
Czekam na odp Xd

Szantaż
30 gwiazdek + [a wybierz sobie liczbę] komentarzy = Next



Ktoś zauważył, że zmieniłam okładkę? ;3;
Tia... tamta była z lekka... chaotyczna?
Idk, po prostu już mi się nie podobała.


Co wy na to, by stworzyć jakiś Halloween'owy specjal (meh, nie pytania). W sensie... Halloween'owy rozdział, nie zaliczający się do fabuły. I nie koniecznie do SH (mam inne książki, także no). Piszcie w komentarzach~

Ja się żegnam, booo... *ziew* spać...

~ZmęczonyBogdanPozdrawia





Chistorja z rzycja bOgdana :
1. bOgdan doztał 5 z matematyki
2. bOgdan czuł się ajnsztajnę
3. pokłony bOgdanowi za 5 z matmy

Cold heart / Soft heart || MiraculousWhere stories live. Discover now