Halloween czas zacząć!

338 41 25
                                    

[Rozdział nie ma żadnego związku z fabułą, możesz go pominąć :)]



Kilkoro przyjaciół wybrało się na imprezę hallowen'ową, która odbywała się w samym środku Paryżu. Organizował ją nie kto inny, jak córka burmistrza Bourgeois - Chloe. Wprawdzie dziewczyna organizowała ją tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę chłopców w jej wieku, a w szczególności - Adriena. Choć dziewczyna wiedziała, że blondyn ma już swoją drugą połówkę, nic sobie z tego nie robiła i za wszelką cenę chciała go poderwać. Niestety, lecz zielonooki zbyt bardzo kochał swoją miłość, by ot tak zdradzić ją z byle jaką Chloe.

Adrien, przebrany za wampira, właśnie krzątał się po pomieszczeniu, w którym odbywała się impreza, w poszukiwaniu czegoś do picia, ponieważ jego ,,wampirzyca" koniecznie chciała się czegoś napić.

- Mam! - powiedział, gdy znalazł tego, czego szukał i poszedł z powrotem do swojej partnerki.

- Gdzieś tak długo był? - mruknęła, gdy ujrzała blondyna.

- Nigdzie nie mogłem znaleźć tego - spojrzał się na napój. - I pewna pszczoła - tym razem spojrzał się na Charlotte, który był przebrany za pszczołę. - mi przeszkadzała.

- Nie zwalaj już winy na moją przesłodką pszczółeczkę - uśmiechnęła się do psa. - A teraz chodźmy tańczyć. - rozkazała, po wypiciu różowego napoju.

- A-ale Diane... - próbował się obronić, gdy ta ciągnęła go za rękę w stronę parkietu. Chłopak był już wycieńczony szukaniem tego, co pragnęła jego ,,księżniczka" (co prawda ze stroju nie przypominała księżniczki, bardziej... jakąś zjawę?), wolał usiąść i chwilę odpocząć.

W tym samym czasie, gdy dwójka nastolatków tańczyła (a bardziej próbowała), przy stole, znacznie oddalonym od jakiegokolwiek ruchu, siedziała dwójka staruszków, śmiejących się z byle czego. Teoretycznie mógłby być to strój starców, lecz oni chyba byli prawdziwi.

- A pamiętasz, jak Ignace próbował mnie poderwać? - śmiała się kobieta.

- O, pamiętam i to bardzo dobrze! I wtedy ja go pobiłem i... - nie mógł nic wypowiedzieć, bo zbyt bardzo się śmiał.

- Ach, stare, dobre czasy, Fu. - uśmiechnęła się.

- Wiem, Élise. - odwzajemnił gest.

Wtem na salę, pełną ludzi, przebranych za przeróżne potwory, wtargnął jakiś rudzielec, przebrany (o zgrozo!) za królika. Przez chwilę stał w bezruchu, szukając wzrokiem pewnie jakiejś osoby, lecz po chwili ją ujrzał i szybko podbiegł do niej.

- Przepraszam za spóźnienie, Mari! - powiedział, wręczając dziewczynie różę.

- Nic się nie stało. - odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć, lecz na nic.

Dziewczyna za żadne skarby nie chciała tutaj przyjść, ponieważ wiedziała, że skończy się to źle; albo coś zepsuje, albo spotka kogoś, kogo nie powinna... można długo by wymieniać, ale w ostatecznej decyzji, Marinette postanowiła, że nie wystawi Nathaniela i pójdzie z nim na ten bal.

Dwójka przyjaciół usiadła przy jednym z wielu stołów i zaczęła nie lepiącą się rozmowę :

- Emm... Jak tam twój kot? - zapytał.

- Całkiem dobrze... A twój?

- Nie mam kota. - zaśmiał się.

- Wybacz, mój błąd. - powiedziała ponuro.

Nagle DJ (którym był Nino, najlepszy kumpel Adriena), na życzenie Diane, włączył jakąś wolną piosenkę. Wszystkie pary weszły na parkiet i zaczęły się ,,kołysać". Rudzielec spojrzał się błagalnie na Marinette, ale ona odmówiła :

- Nie mam nastroju na taniec, wybacz - powiedziała. - Poza tym... muszę do toalety. - skłamała i ruszyła w stronę toalet.

Wyjrzała zza rogu, by sprawdzić, czy przypadkiem Nath nie śledzi jej, ale jej przypuszczenia okazały się błędne. Odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę wyjścia. Gdy wyszła na zewnątrz, zauważyła jakieś światełko na dachu budynku. Postanowiła, że jakoś tam się dostanie i poogląda dzisiejsze niebo, zapełnione migoczącymi gwiazdami.

Wprawdzie mówiąc, dostanie się na dach nie było niczym trudnym. Ciemnowłosa wślizgnęła się w tłum, po czym znalazła schody, które o dziwo prowadzą do jej celu. Gdy tam dotarła, okazało się, że jest lepiej, niż myślała. Panowała tu nieskazitelna cisza, a od czasu, do czasu było słychać głośne pokrzykiwanie ludzi z balu. Gwiazdy były tak piękne, jak nigdy dotąd.

- Ładnie tu, prawda? - spytał dziwny głos, który znikąd zjawił się przy dziewczynie.

Marinette próbowała dowiedzieć się jakoś, kim jest tajemniczy człowiek, lecz było zbyt ciemno i nic nie widziała.

W pewnej chwili właściciel głosu zbliżył się do niej i podarował lampkę wina.

- Napij się - rozkazał. - I tak Ci się nudzi. - oparł się o barierkę.

Po chwili jednak szmaragdowe oczy chłopaka przeskanowały przerażoną twarz dziewczyny i lekko się zaśmiały.

- Spokojnie, nie ma tam tabletki gwałtu. - zażartował.

- Mam ufać nieznajomemu? - prychnęła.

- Jak ja jestem nieznajomy to Charlotte jest moim mężem. - zaśmiał się.

- Przepraszam, ale nie rozumiem. - skrzywiła się.

- Nie żartuj sobie, Marinette.

- Chyba pan mnie z kimś pomylił. - odłożyła przedmiot na barierkę i skierowała się ku zejściu. Niestety, lecz blondyn chwycił ją za nadgarstek.

- Marinette - powiedział poważnie. - Coś się stało?

- Tak - wyrwała się z silnego uścisku chłopaka. - Jakiś zboczeniec chce coś ode mnie. - powiedziała ostro i odeszła.

Adrien nie wiedział co się dzieje. Przez dłuższy czas stał, jak wryty, tylko dlatego, że nie wiedział co zrobić. Przecież wraz z Marinette znali się. Od kilku lat. Tylko ona umarła. Ale Fu ją uzdrowił. A może to był sen? A może tylko Adrien tak myślał, a teraz ma urojenia i myśli, że każda napotkana dziewczyna to jego dawna miłość?
A może jednak nie taka dawna...?





×××

Witajcie w halloween'owym rozdziale, o którym wspomniałam~
Mam nadzieję, że każdy zrozumiał sens i to, że ROZDZIAŁ NIE MA ZWIĄZKU Z FABUŁĄ.

To chyba tyle
Idę nawalać w gry
bye~

~BogdanIHalloween'owyRozdziałPozdrawiajo


Cold heart / Soft heart || MiraculousWhere stories live. Discover now