Marinette
Minęło już kilka dni po tym, jak Władca Ciem zwabił nas do swojej kryjówki. Od tamtego czasu wraz z Chatem i Niedźwiedzicą siedzimy w jakimś ciemnym pomieszczeniu, przywiązani do krzeseł. O dziwo nadal każdy z nas jest opatulony lateksem i ma przy sobie swoje Miraculum.
W pewnym momencie do pomieszczenia wdarło się światło. Przybywało go coraz więcej i więcej. W końcu uświadomiłam sobie, że ktoś otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Bałam się, że to Władca Ciem i kurczowo zamknęłam oczy, błagając, by nie był to on.
- Nie bójcie się. Jestem po waszej stronie. - usłyszałam czyiś głos.
Mimowolnie otworzyłam oczy i ujrzałam kogoś, kogo najmniej się spodziewałam... Volpinę.
- Tym razem nie damy się nabrać! To pewnie kolejna twoja intryga! - wykrzyczała oburzona Niedźwiedzica. - Lepiej stąd wyjdź, bo nie ręczę za siebie!
- Spokojnie, Niedźwiedzico. Ja wiem... Zawiodłam Was i to bardzo... lecz chciałabym Wam pomóc wydostać się stąd.
- To nas rozwiąż? - powiedział Chat z nutką irytacji w głosie.
- Nie mogę. Musicie poczekać jeszcze trochę, aż Władca Ciem... - powiedziała, ale nie dokończyła, ponieważ w pewnej chwili zamarła i stała wryta, jak posąg.
- Aż Władca Ciem?... - zapytałam.
- Muszę już iść. Pan mnie woła, a jak nie przyjdę za 10 sek. to czeka mnie kara... Poczekajcie jeszcze trochę, a uwolnię Was. - powiedziała, po czym wybiegła z pomieszczenia, zostawiając lekko uchylone drzwi.
Westchnęłam ciężko, zrezygnowana.
- A ja i tak jej nie wierzę. - powiedziała blondynka. - Lisom ufać nie można.
Kilka dni później.
Straciłam już całą nadzieję na uratowanie nas z rąk Volpiny... Liczyłam tylko na szybką, bezbolesną śmierć...
W pewnym momencie drzwi gwałtownie otworzyły się, a do pomieszczenia wparował Rudy. Jak mogłam się spodziewać, zaczął targać krzesła do innego pomieszczenia.
Czy tak właśnie ma się skończyć mój żywot?...
Po chwili byliśmy już w pomieszczeniu, w którym nas złapano. Na wielkim podeście, na którym był wielki tron, stał Władca Ciem. Obok niego Rudy, a trochę dalej, w cieniu, zmartwiona całą sytuacją Volpina.
- Dobrze Wam się siedziało? - zaśmiał się mężczyzna. - Pewnie nie, ale to mnie nie obchodzi. - nadal się śmiał.
- Wypuść Nas, ty, ty... Ty przebrzydły, paskudny popaprańcu! - wykrzyczała zdesperowana Niedźwiedzica.
- Zamilcz, nędzna kreaturo, albowiem jeszcze będziesz błagać na kolanach, bym darował Ci życie. - powiedział oschle, na co wzdrygnęłam się.
Blond włosa chciała jeszcze coś powiedzieć, lecz posłałam jej spojrzenie, na co ona od razu zmieniła zdanie.
- Może wytłumaczysz nam, po co nas tu sprowadziłeś? - zapytałam, a on spojrzał na mnie karcąco.
- Jesteście tutaj po to, bym mógł Was zamienić. - przerwał na chwilę. - W złe kreatury, które zniszczą Paryż. - zaśmiał się. - Czarny kocie, pamiętasz, jak fajnie było być złym? - spojrzał na blondyna z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko patrzył na niego gardzącym spojrzeniem.
- Zanim zaś zmienię któregoś z was, muszę się zastanowić... - zamyślił się na chwilę. - Rudy, jak myślisz, kogo zamienić najpierw? - spojrzał na chłopaka w pomarańczowym lateksie.
YOU ARE READING
Cold heart / Soft heart || Miraculous
FanfictionOn i Ona. Dwa różne światy, połączone magiczną mocą. Byli jednością. A jednak... On był zły. Ona była dobra. On zamienia się w Białego kota. Ona zaś w Biedronkę. Dotychczas wszystko układało się dobrze, gdyby nie... no właśnie co? Przez to coś cały...