II Rozdział 8 - ONI atakują. [4]

435 60 50
                                    

Adrien

Wraz z Diane, zaraz po zakupach, wstąpiliśmy jeszcze do jakiejś kawiarenki, mieszczącej się w tym przeogromnym centrum handlowym, ponieważ okazało się, że mamy jeszcze sporo czasu, a Diane kupiła wszystko, co chciała (czyli prawie zawartość wszystkich sklepów, ale co tam).

Usiadłem wygodnie na jednym z krzeseł, otaczających okrągłe stoły i zacząłem oglądać bransoletkę, dostaną wcześniej od Diane.

- Podoba Ci się? - zapytała, popijając kawę.

- Tak. - uśmiechnąłem się. - Jest bardzo... wyjątkowa, jak na swój sposób.

- Wyjątkowa? W jakim sensie?

- Hmm... Może dlatego, że ma przyczepionego do siebie czarnego kota? Sam nie wiem...

Genialne. Czarny kot ma bransoletkę z czarnym kotem. Po prostu genialne...

- A... co tam u Charlotte? - zapytałem, chcąc zmienić temat.

- Chyba nic. - wzruszyła ramionami. - Ostatnio dość dziwnie się zachowuje.

- To znaczy jak?

- No... na przykład, jak widzi Panią Smith, to chce do niej iść, piszczy i w ogóle...

Pani Smith...
Dziwna kobieta...

- Oh, to chyba normalne.

- Nie sądzę... - powiedziała z nutką niepewności w głosie.

- Nie martw się o niego. Przejdzie mu. - próbowałem ją pocieszyć.

Léon

- Znajdźcie Élise. Élise Smith. - powiedział Pan, a ja wraz z moim pomocnikiem kiwnęliśmy równocześnie głowami i ruszyliśmy na poszukiwania.

Adrien

Po dobrych piętnastu minutach opuściliśmy kawiarnię i udaliśmy się w stronę limuzyny, która od dłuższego czasu czekała na nas.

Kierowca, gdy ujrzał nas, zbliżających się do pojazdu, jak poparzony wyszedł z auta i otworzył drzwi Diane. Po chwili otworzył bagażnik i z ulgą mogłem odłożyć te ciężkie, jak głaz zakupy dziewczyny.

- Ale to było ciężkie... - powiedziałem, siadając obok Diane.

- Wiem. Dlatego dałam Ci moje zakupy, byś je niósł. - powiedziała niewzruszona. Coś z nią nie tak...

- Coś się stało?

- Nie, nic. - odparła.

- Przecież widzę... - powiedziałem, zmuszając tym, aby popatrzyła się na mnie, lecz ta odwróciła się i nieobecnym wzrokiem patrzyła się na szybę.

Może ma swoje "foszki"?
Nie... to nie to.
Coś musiało się stać...

Westchnąłem, poddając się i nie prowadząc już dalej tego durnego "śledztwa".

Oparłem się o szybę i podziwiałem krajobraz, który wraz z ruchem limuzyny, przemijał tak szybko, jak się dało.

W pewnym momencie ziemia minimalnie się zatrzęsła, a po chwili było słychać wybuch.

- Co to było? - zapytałem zdezorientowany. - Czy to tutaj normalne?

- Nie. Nigdy takie coś się nie działo. - przyznała Diane.

- Zapnijcie pasy. - powiedział z anielskim spokojem kierowca.

Jak on tak może?!

Nie zważając na to, w jaki sposób mężczyzna przeżywa te dziwne zjawisko, tak jak kazał zapiąłem szczelnie pasy i próbowałem nie denerwować się.

Cold heart / Soft heart || MiraculousWhere stories live. Discover now