Rozdział 35 - Ups...?

770 73 78
                                    

Adrien

Kiedy rudzielec zauważył mnie, zmierzającego w jego stronę, uciekł od Biedronki jak poparzony i ruszył w głąb korytarzu.

Spojrzałem gardzącym spojrzeniem na ciemnowłosą, rzuciłem szybkie "Poczekaj tu, zaraz wrócę", po czym pobiegłem za tym tchórzem.

W głowie miałem tylko jedną myśl...

...zabić go.

Moment...

...zabić ich.

Tak. Zdecydowanie lepiej brzmi "ich", niż "go".

Moje rozmyślenia przerwał trzask łamiącego się lodu, który ni stąd, ni zowąd znalazł się pod moimi stopami.

Prychnąłem rozbawiony całą sytuacją. Oni myślą, że pokonają mnie? Jestem potężniejszy od tych błahych mocy Niedźwiedzicy, czy Volpiny.

Co prawda Biedronka ma o wiele silniejsze moce od moich, lecz teraz... gdy jestem pod pierwotną postacią - Białym kotem, nic, ani nikt, a w szczególności taka nędzna Biedronka, nie przeszkodzi mi w moim rewanżu.
Rzecz jasna rewanżu, za zdradę.
Niby taka błahostka - pocałunek. A jednak... Złamał moje serce. Moje serce, skute lodem. Mój ból, spowodowany tym czynem, uśmierzy tylko... ich śmierć.
Jestem gotowy na to, by zabić swoją miłość. Przepraszam... swoją byłą miłość.

Chwyciłem za swój kici - kij, po czym wbiłem go w lód, a ten na skutek "obrażeń" rozkruszył się, dzięki czemu mogłem swobodnie biec za swoją ofiarą.

Za swoimi plecami usłyszałem ciche "A to skurczybyk!", na co uśmiechnąłem się triumfalnie.

A ostrzegałem... moja moc jest potężna, jak nikogo innego.

Marinette

- T-to moja wina... - powiedziałam, ledwo hamując potok łez.

- Nie prawda... - pocieszała mnie Lisica, a ja chcąc jakoś odreagować, chwyciłam się za głowę i zaczęłam się trząść.

To moja wina... to ja wydałam swoją tożsamość, to ja pozwoliłam Czarnemu kotu pójść samemu, to... to moja wina. 

To moja wina, więc powinnam odszukać ich i odkręcić to.

- Hej, gdzie idziesz?! - zapytała zdezorientowana Niedźwiedzica, gdy ujrzała mnie, zmierzającą w głąb korytarza.

- Idę naprawić swój błąd. - odpowiedziałam z determinacją.

- No to my idziemy z Tobą! - odpowiedziała i pociągnęła za sobą Volpinę.

Nathaniel

Biegłem przed siebie, tak szybko jak potrafiłem.

Przyznam bez bicia... cholernie bałem się tego... jak on miał? Ach, Białego kota.

Cóż, nie wiedziałem, że moja Mariś kogoś ma.

Mógł od razu wytłumaczyć, że ona jest z nim. Ale nie, po co. Lepiej zabić niewinnego człowieka.
Phi

Przez chwilę nie wiedziałem gdzie się obecnie znajduję, lecz od razu poznałem dobrze znane mi dziwne kolumny, które tylko i wyłącznie znajdują się w tym pomieszczeniu.

Są tu też moje najlepsze obrazy, które przyczepił mój ojciec.

- Kici kici, taś taś... gdzie jest mój rudzielec? - usłyszałem, po czym odruchowo ukryłem się za jedną z kolumn. - Gdzie jesteś...? I tak Cię znajdę...

Przełknąłem głośno ślinę, lecz nie słyszał tego.

- Stąd nie ma ucieczki, mój kochanieńki. Lepiej się poddaj, albo kara za pocałowanie mojej Kropeczki będzie jeszcze bardziej bolesna. - zaśmiał się pod nosem.

Cold heart / Soft heart || MiraculousWhere stories live. Discover now