- Chaz! Musicie przyjechać! - pisnęłam. 

- Co? Nic nie słyszę! - krzyknął do słuchawki. 

- PRZYJEDŹCIE! - wrzasnęłam.

- Zaczekaj, wyjdę na zewnątrz! 

- Kurwa mać - warknęłam. 

   Z telefonem przy uchu podbiegłam do drzwi od piwnicy. Wiedziałam, że w środku pracowni Justina była walizka z bronią. Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi były zamknięte. Jeszcze tego brakowało. Świetnie. Do moich uszu dotarł świst powietrza. 

- Mów - odezwał się.

   Podłącz telefon do ładownia (1%)

   Ja pierdolę. 

- CHAZ MUSICIE PRZYJECHAĆ! PROSZĘ, POTRZEBUJĘ WASZEJ POMOCY! 

   Połączenie zostało przerwane. Dźwięk zakończonej rozmowy był ostatnim dźwiękiem pochodzącym z mojego telefonu. Nie wiedziałam ile zrozumiał z tego, co powiedziałam, ile zdążył usłyszeć. Wiedziałam, że musiałam się śpieszyć. Nie miałam zamiaru tracić cennego czasu na szukanie ładowarki, której i tak zapewne bym nie znalazła. W każdym razie nie na czas.

 Schowałam telefon pod kanapą w salonie. Stałoby się źle, gdyby wpadł w ręce wroga, ponieważ mógłby to wykorzystać przeciwko mnie. Nie chciałam go stracić. Pomyślałam, że jeśli przeżyje, a on nie zginie, to nie będę musiała kupować nowego, bo z tym też jest trochę zabawy. Trzeba od nowa wpisywać numery, straciłabym zdjęcia i piosenki, a tego wolałam uniknąć. Tak było po prostu łatwiej. 

   Pod poduszką na kanapie znajdywał się schowany przeze mnie pistolet. Był naładowany, ale jak się go odbezpiecza? Oto jest pytanie. Popróbowałam trochę i po dwóch czy trzech minutach ciężkich starań udało mi się. Musiałam się z tym namęczyć. Dałam radę. Pistolet nie był ciężki ale do lekkich przedmiotów też nie należał. 

   Wytężyłam słuch, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk silnika samochodowego, a dokładniej kilku silników. Przełknęłam ślinę. Ścisnęłam broń w obu dłoniach. Szybkim krokiem ruszyłam do drzwi od piwnicy. Wycelowałam w zamek. Przez to, że tak cholernie trzęsły mi się ręce i nigdy wcześniej nie używałam broni, spudłowałam. Huk był tak głośny, że podskoczyłam. Westchnęłam i spróbowałam jeszcze raz. Znowu pudło. 

- No dalej - wyszeptałam. - Do trzech razy sztuka. 

   Miałam dwa powody do stresu: Psychol i jego ludzie nadchodzili + nie wiedziałam ile amunicji było w tym czymś. 

   Zmrużyłam oczy, skupiając się na zamku. Uniosłam broń w jego stronę. Wycelowałam w niego. Stłumione krzyki oraz strzały dopadły moje uszy. Choć miałam na to ochotę, nie zamierzałam płakać. Nie zniosłabym tego, że łzy dodatkowo utrudniałyby mi widok. Musiałam walczyć o swoje życie. To tak, jakby wpuszczono mnie na arenę pełną wygłodniałych lwów. 

   BANG! 

   Miałam to już za sobą. Szarpnęłam klamkę, zapaliłam światło i schodami zbiegłam w dół. W moje oczy rzucił się włączony komputer. Justin miał tam uruchomione jakieś programy. Nie miałam pojęcia do czego służyły, ale to było nieważne. Szukałam walizki. Nie znalazłam jej. Pocieszę cię tym, że broń leżała rozłożona na białej szmatce. Wybór militariów był poważnie ogromny. Trzymał tam chyba każdy rodzaj, ale nie znam się na tym, być może to tylko połowa, albo nawet mniej. Co lepsze, ku mojemu szczęściu były naładowane. Chciało mi się płakać ze szczęścia. 

- Dzięki ci Boże - wyszeptałam odkładając stary pistolet obok nowo odkrytych. 

   Wpatrywałam się w te cacuszka z uchylonymi ustami. Nie wierzyłam, że mam z nimi styczność, że musiałam ich użyć. Przeszły mnie ciarki. Nie dziw mi się. Byłam przerażona do szpiku kości, bo to nie należało do mojej codzienności. To było czymś nowym. 

   BANG! 

   Strzał padł w domu, bo był wyraźnie słyszalny. Podskoczyłam przestraszona. Musiałam się pośpieszyć. Rozejrzałam się dookoła. Nie miałam w co wpakować tych wszystkich... przydatnych gówienek. Zaczęłam przeszukiwać szafki i jego biurko. Znalazłam parę odjazdowych gadżetów, a m.in. kamizelką kuloodporną. Założyłam ją na siebie błyskawicznie. Na krześle przewieszona była czarna bluza z napisem BIEBER na plecach. Nie wiedziałam, że taką miał, ale była fajna. Włożyłam ją przez głowę. Poprawiłam kaptur, a następnie schowałam do przedniej kieszeni gaz pieprzowy (znalazłam go w biurku). Moja ''zbroja'' była niezbyt wygodna, ale nie miałam wyboru, musiałam się przyzwyczaić. 

- Przeszukajcie dom - ktoś powiedział. 

   Rozległy się głośne kroki. W czym oni chodzili? W glanach? Prychnęłam pod nosem. Zabezpieczyłam się w amunicję. Miałam problem z tym, jaką broń wybrać, więc te największe zostawiłam sobie na później i wrzuciłam je za szafkę, by nie znaleźli ich na pierwszy rzut oka. Schowałam całą kupę broni. Wybrałam te najporęczniejsze i lekkie, czyli najzwyklejsze. 

- Może jest na zewnątrz, idź tam - warknął jakiś mężczyzna. 

Przeżegnałam się, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Stąpałam po stopniach schodów na palcach, by nie narobić hałasu. Zgasiłam światło. Udało mi się zrobić to bezszelestnie. To coś wielkiego, bo włączniki światła wydają charakterystyczne pstryknięcia. Zazwyczaj. Wyjrzałam zza drzwi. Jakiś łysol stał plecami do mnie. 

   Zabawę czas zacząć. 

- Chodź do mamusi, skurwielu. 

   
* * *
PŁACZE MOJA IBF ZADZWONIŁA DO MNIE NA LOVE YOURSELF BOŻE MOJE SERCE

   * * * PŁACZE MOJA IBF ZADZWONIŁA DO MNIE NA LOVE YOURSELF BOŻE MOJE SERCE

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz