78

6.6K 550 251
                                    

   Poczułam przeszywający ból w łydce. Instynktownie pchnęłam drzwiczki szafy. Wbiłam zęby w dolną wargę, by nie krzyczeć. Przechyliłam się na bok i wypadłam ze środka mebla. Uderzyłam ciałem o panele. Pistolet wypadł mi z rąk. Nie byłam w stanie się podnieść. Oczy zaszły mi łzami, obraz powoli mi się zamazywał przez słoną ciecz. Czułam, jak temperatura mojego ciała wzrastała, zrobiło się na prawdę gorąco. Spociłam się. Nie potrafiłam opanować drżenia ciała, jakbym dostała padaczkę. Trzęsłam się okropnie. Nie wiedziałam, co się dzieje. Panikowałam, chociaż nie krzyczałam. Ból był tak okropny, że aż ciężki to wyobrażenia. Zachłysnęłam się śliną i zaczęłam się dusić. Zignorowałam krzyki mężczyzny, który wcześniej do mnie strzelał. Wiedziałam jedynie, że wzywał resztę, bo natychmiast się zjawili obserwując z zafascynowaniem, jak wiję się w cierpieniu na podłodze. Niektórzy z uśmiechem, a inni ze współczuciem. Wbiłam paznokcie w drewno pode mną. Nie mogłam oddychać. Moje serce pracowało z sekundy na sekundę coraz szybciej. Nigdy się tak nie czułam. Nigdy nie leżałam na podłodze w kałuży swojej krwi. Nigdy nie zostałam postrzelona. 

   I w końcu ból był tak nie do wytrzymania, że poddałam się. Wrzasnęłam krótko, wędrując dłonią do bolącego miejsca. Nie patrzyłam tam, bo nie chciałam tego widzieć. W chwili, kiedy dotknęłam rany, moje palce zetknęły się z lepką mazią, dostałam dreszczy. To była krew. Nie musiałam jej widzieć, by być pewną, że to ona. Wystarczył mi zapach i dotyk. Nie zważając na śmiejących się nade mną mężczyzn, sięgnęłam ręką po broń. Był moją ostatnią nadzieją. Leżał zbyt daleko, bym mogła go dosięgnąć, więc zostałam zmuszona przez los do poczołgania się. Robiłam to mozolnie w tempie ślimaka. I tak nie zdobyłam tego, czego chciałam. Moja dłoń została bezlitośnie zgnieciona przez czyjąś stopę odzianą w ciężki but. Wrzasnęłam na całe gardło. Usłyszałam oklaski. Komu oni klaskali? Temu okropnemu człowiekowi, który właśnie mnie męczył? Gratuluję rozumu! 

- Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wpadł Lucas. 

- Szefie, mamy zgubę - zadrwił jeden. 

- Teraz nie ucieknie - zaśmiał się cwaniacko mężczyzna przygniatający moją dłoń.

- Zabieraj swoją śmierdzącą nogę z jej ręki, buraku! 

   Bez słowa sprzeciwu, jednak niechętnie, koleś zrobił to, co mu kazano. Wrzasnęłam ponownie, bo ból nie ustawał. Nie tylko w łydce, ale i w dłoni. Byłam święcie przekonana, że złamał mi nadgarstek. Lucas odepchnął ode mnie dupka i wziął mnie na ręce w ślubnym stylu. Zamknęłam oczy, by nie patrzeć na niego. Z kącików moich oczu ciekły łzy po policzkach. Moje ciało było wiotkie, nie poruszałam żadną kończyną. Nie miałam na to siły, byłam wyczerpana. 

- Miała być cała, idioci! - syknął do wszystkich. - Jesteście do niczego! Odsuńcie się, skurwysyny! Natychmiast! 

   Zszedł ze mną na dół po schodach, a następnie wyszedł na zewnątrz. Oprócz kroków najobrzydliwszego kolesia na tej planecie, nie słyszałam niczego (no może jeszcze poza kapaniem mojej krwi na podłogę), kiedy wynosił mnie z pomieszczenia. Chłodne powietrze zderzyło się z moim obolałym ciałem, co wywołało u mnie gęsią skórkę. Strzały, które wcześniej słyszałam, ucichły. Docierały do mnie tylko spokojne rozmowy między ludźmi Lucasa na podwórku. 

- Oliver, Zachary i Colin, zabierzcie z domu ciała chłopaków, cenne przedmioty i jej ubrania. Martin i Greg, przygotujcie bomby. Po wyniesieniu rzeczy, wysadzacie dom. Rozumiecie

   Zgodnie i równocześnie przytaknęli, od razu zabierając się do pracy. Zostałam położona na tylnych siedzeniach samochodu. Nie widziałam pojazdu. Kiedy drzwi od auta się zamknęły, uniosłam powieki. Nie było nikogo w środku. Mój wzrok powędrował na bezchmurne niebo, które doskonale widziałam leżąc. Mogłam dokładnie zobaczyć gwiazdy. Uwielbiałam na nie patrzeć. Nawet się uśmiechnęłam lekko na ten piękny widok. Nie byłam pewna, czy na prawdę je widziałam, czy to złudzenie przedśmiertne lub coś w tym stylu. 

   Nie wiem, ile tam leżałam, ciepiąc w ciszy i samotności, ale moje powieki robiły się coraz cięższe, cięższe i cięższe. Jak przez mgłę nagle usłyszałam strzały i krzyki. Za każdym razem, gdy szerzej otworzyłam oczy, udało mi się utrzymać je tak przez mniej niż dziesięć sekund. Same mi się zamykały. Dodatkowo widziałam jedynie wyblakły, rozmazany obraz. Słabo, ale jednak zobaczyłam, że dom, w którym mieszkałam z synem i narzeczonym spłonął. Wszędzie był ogień. Drzewa w lesie również się paliły. Uchyliłam usta, ale nie dlatego, że byłam w szoku czy coś podobnego. Po prostu brakowało mi tlenu i łapczywie wciągałam do płuc powietrze. Z minuty na minutę robiło mi się coraz zimniej. W pewnym momencie jakbym ogłuchła. Nie słyszałam już niczego. Nawet przez mgłę.

   Umierałam. 

   * * *

Uśmiercić ją czy nie
O to jest pytanie

Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz