13

9.7K 633 105
                                    

   Poczułam, jak Justin bierze mnie w swoje ramiona. Byłam pewna, że to on, bo zapach jego perfum unosił się w powietrzu. Kołysał się ze mną na boki głaszcząc moje włosy. Trzęsły mu się dłonie. Usłyszałam jego pociąganie nosem, szloch.
- Chris! - zawołał łamiącym się głosem. - CHAZ!
   Wołał ich jeszcze, dopóki nie weszli do pokoju. Jaxonowi kazali iść do siebie. Nie chciałam, by odchodził, więc wyciągnęłam rękę w kierunku, z którego ostatni raz usłyszałam jego głos.
- Zróbcie coś! - powiedział błagalnym tonem.
- Ari - usłyszałam przy uchu głos Chaza. - Otwórz oczy.
   Ktoś poklepał mnie po policzku. Ja nie chciałam ich otwierać. Wciąż czekałam, aż moja świadomość ucichnie, a ja przeniosę się do drugiego świata. Chciałam chociaż na chwilę się tam udać. Żeby odpocząć. Tyle książek czytałam o tym, co dzieje się z nami po śmierci.
   Koniec końców zmusiłam się do otwarcia oczu. Ujrzałam zapłakaną twarz Justina. Jego łzy kapały na moje ramie. Pociągnął nosem i pocałował mnie w czoło. - Stary, chodź ze mną - Chris złapał Justina za ramie.
   Justin pocałował mnie w dłoń, położył moją głowę na kolanach Chaza i odszedł za przyjacielem. Długo wpatrywałam się w biały sufit nade mną. Nie dlatego, że był jakiś niezwykły i mnie zaciekawił. Po prostu liczyłam czas. Chaz wyciągnął telefon, by zadzwonić po znajomego lekarza Troye'a Milana. Był miły i spotkałam się z nim kilka razy kiedy badał moją ciążę. Chłopak podczas rozmowy bawił się moimi włosami.
- Ari, co cię boli? Możesz mówić?
   Pokręciłam głową i wskazałam na twarz, szyję i żebra.
- Możesz oddychać normalnie czy jest ci ciężko?
   Skrzywiłam się.
- Boli ją twarz, szyja i żebra - powiedział do telefonu. - Nie może mówić i ciężko jej się oddycha.
   Przez chwilę milczał słuchając, co mówi osoba po drugiej stronie. Musiałam leżeć z otwartymi ustami a pobieranie tlenu do płuc i tak było trudne, bo czułam jakbym miała tam coś, co zagradza drogę do płuc.
   Do sypialni wszedł Chris. Otworzył szafę, wyciągnął z niej moją dużą torbę podróżną i zaczął do niej wkładać ubrania Justina. Złożone w kostkę równo i szybko układał. Pakował to w pośpiechu, a ja przyglądałam się mu marszcząc brwi. Dlaczego on pakował Justina? Dokąd wybierał się Justin? Chciałam się odezwać, więc podparłam się na łokciach. Miałam w planach spytać go, dlaczego pakuje mojego chłopaka, ale z moich ust wydało się jedynie piśnięcie. Chaz delikatnie przyciągnął mnie do podłogi, bym się położyła, ale stawiałam opór. Zaczęłam płakać, przez co ból w klatce piersiowej i kłopot z oddychaniem powiększyły się. Pisnęłam najwyraźniej jak tylko mogłam:
- Chris!
- Ari, jedziemy do szpitala - Chaz rozłączył się i wziął mnie na ręce.
   Chris stał i patrzył na mnie ze współczuciem. Wyciągnęłam ręce w jego stronę, ale nawet nie ruszył się z miejsca by zabrać mnie od Chaza. Zeszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w przedpokoju. Widziałam stamtąd Jaxona, który rysował coś na kartce kredkami pomrukując nieznaną mi melodię oraz Justina w salonie, szybko piszącego coś na kartce. Wydałam z siebie piśnięcie, by zwrócić jego uwagę. Chciałam go przytulić, pocałować, cokolwiek. Ale on nie spojrzał nawet na mnie. Zatrzymał rękę na kartce i przestał pisać. Ale nie spojrzał. Chaz ubrał buty i zaniósł mnie do samochodu na tylne siedzenia. Czułam się jak warzywo. Co prawda mogłam chodzić, bo miałam czucie w nogach, ale zbyt mało siły na samodzielne poruszanie się. Nie mogłam mówić. Tylko leżałam zapięta pasami. Płakałam. Płakałam nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Po prostu pozwoliłam łzom wypłynąć. Przyglądałam się drzewom znikającymi za nami podczas jazdy. Chaz rozmawiał z kimś przez telefon. Chciałam powiedzieć mu, by tego nie robił, kiedy kieruje autem, ale rzecz jasna, nie mogłam.
- W domu póki co jest Justin i Chris. Jedź tam razem z Zoe. Adres przyślę ci SMSem.
   Po co wysyłał do mojego domu obcych ludzi? Zakończył połączenie i zaczął pisał wiadomość.
   Serio Chaz?
- Ari, zadzwoniłem do zaufanego człowieka. Przyjedzie ze swoją żoną by zaopiekować się Jaxonem. Nie musisz się martwić, to dobrzy ludzie. Przywiozę małego do ciebie jutro. Dzisiaj potrzebujesz spokoju. Troye zrobi ci badania. Na pewno zostaniesz w szpitalu. Nie jest z tobą najlepiej, jak sama zauważyłaś. Chris przywiezie później twoje rzeczy.
- Jay - chrypnęłam.
   Albo udawał, że mnie nie słyszy albo nie chciał rozmawiać ze mną o tym dokąd miał jechać Justin.
- Jesteśmy - zaparkował na parkingu pod budynkiem szpitala.
   Wziął mnie na ręce w ślubnym stylu i nawet nie podszedł do recepcjonistki. Od razu ruszył po schodach na drugie piętro. Wiem, że wyglądałam jak zombie, ale ludzie przesadzili ze swoimi spojrzeniami. Gapili się na mnie jakbym miała dwie głowy. Bez ostrzeżenia wszedł mnie do gabinetu Troye'a. Położył mnie na kozetce, a lekarz wstał od biurka.
- Witaj, Ari. Nie wyglądasz najlepiej.
   Dzięki, pomyślałam.
- Muszę zobaczyć twoje żebra, czy mogłabyś podwinąć sukienkę, proszę?
   Zrobiłam, to o co poprosił. Na skórze żeber po prawej widniał wielki siniak.
- Ciężko ci się oddycha, tak? Boli cię to kiedy się poruszasz?
   Pokiwałam głową i skrzywiłam się.
- A szyja? - odgarnął włosy na bok by ją obejrzeć. - Tutaj też nie najlepiej. Po badaniach rentgenowskich założę ci kołnierz ortopedyczny, by usztywnić szyję. Jeśli chodzi o twój głos, to nie martw się - powinien wrócić za kilka dni.
   Posłał mi uśmiech.
- Chaz, przenieś ją do sali tutaj, zaraz obok.
   Wziął mnie na ręce i zaniósł do pomieszczenia obok. Tam właśnie Troye miał zrobić mi prześwietlenie.


* * *

Nie wiem jak teraz będę dodawała rozdziały, na pewno systematycznie

co sadzicie o tym całym wydarzeniu? XD



Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz