Claymore - Ending Theme
Tak jak obiecałam :)
– Vivian –
– Eden, powierzam moją siostrę pod twoją opiekę i mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz – oznajmił Yiner, kierując się ku wyjściu z kuchni.
Spojrzałam na brata, jak na kretyna – którym był. Mam zostać z księciem Nerfersu sama? Przecież to niedorzeczne! Białowłosy jest wrogiem mojego męża i nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy. Jeśli by mnie zabił, zgładziłby także władcę wrogiemu mu państwa. Nie mogę uwierzyć, że nie spróbuje mi czegoś zrobić. Ech... A może jestem zbyt nieufna? Nie, to moi wrogowie i nie mam jakichkolwiek podstaw, by im wierzyć.
Książę pokręcił głową, po czym podszedł do mnie i położył na moim ramieniu swoją dłoń. Spojrzałam na Edena z obrzydzeniem i spróbowałam go od siebie odepchnąć, lecz on się nie wycofał.
– Nie martw się, mój drogi przyjacielu. Zaopiekuje się twoją siostrą, a za około dwie godziny bezpiecznie przetransportuje ją do Nerfersu, gdzie będzie traktowana na równi z rodziną królewską – rzekł z uśmiechem.
Cholera! Muszę coś wymyślić! Przecież nie mogę udać się do tego państwa. Jeśli tam dotrę, to stracę wszelką szansę na powrót do Askalona i Efrisa. Mój kochany, czarny przyjaciel musi czuć się samotny. Mimo, że król jest jego jeźdźcem to nie poświęca mu wystarczającej uwagi. Zaśmiałam się w myślach. Czasami mam wrażenie, że traktuje Efrisa jak dziecko. Rozpieszczam go i chcę by zawsze był szczęśliwy. Poczułam pieczenie oczu. Tęsknię za nim, Askalonem, Wini, Verianem, Maliorsem, Ufisem i nawet Oxistem.
Yiner skinął głową,
– Trzymam cię za słowo, książę – oznajmił, wychodząc.
Wraz z chwilą, w której opuścił pomieszczenie, zapanowała dziwnie krępująca cisza. Eden wpatrywał się w coś na suficie i trzymał na moim ramieniu swoją dłoń. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Szarpać się? A może spróbować go zaatakować? Nie... To było by głupie. Eden jest magiem i w każdej chwili, jest wstanie mnie obezwładnić. Nic bym nie zyskała, no może mężczyzna by się zdenerwował i zaczęłoby, być jeszcze bardziej nieprzyjemnie niż już jest.
Zaczęłam podziwiać widok za oknem, mając nadzieję, że to wszystko okaże się być snem. Chciałam się obudzić i zobaczyć śpiącego obok mnie Askalona. Potrzebuje jego ciepła, dotyku. Wkurza mnie, ale mimo wszystko jest dla mnie bardzo ważny. Dlaczego po raz kolejny mój brat odebrał mi to, co się dla mnie w jakiś sposób liczyło? Efrisa i Askalona... Przecież te dwie istoty są dla mnie równie ważne, co moje życie, więc dlaczego mi je odebrał?
– Wiesz, że twój mąż jest odporny na magię? – spytał niespodziewanie.
Spojrzałam na niego z smutnym wyrazem twarzy. Nawet do mnie nie dotarło, co tak naprawdę powiedział. Zielonooki kucnął przede mną i dotknął mojego policzka. Nie reagowałam, choć jego dotyk bolał. Myślałam, że jestem silna, jednak to nieprawda. Jestem słaba, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Wystarczyło tak mało, by mnie zdołować. Ech... Współczuję Askalonowi, że to akurat na mnie trafił.
– Twoja psychika jest bardzo krucha... – mruknął, dotykając mojego czoła. – Jeśli nie zmienię ci wspomnień, najprawdopodobniej załamiesz się – oznajmił, a ja wzruszyłam ramionami. Jeśli nie mogę być z tym, którego kocham to dlaczego jeszcze żyję? A tak... jedyny powodem jest fakt, że nie chcę go skrzywdzić. – Vivian, usunę ci wspomnienia o Askalonie, a także osłabię waszą więź.
Od razu się pobudziłam i spróbowałam odepchnąć od siebie Edena.
– Nie! – zaprotestowałam. – Ja kocham tylko... – zatkał mi usta swoją dłonią.
– Wiesz czym różnią się jeźdźcy Edgerii od tych z Nerfersu? – spytał znienacka.
Zmarszczyłam brwi, delikatnie potrząsając głową. Skąd niby miałabym to wiedzieć? W Edgerii nie ma zbyt wielu ksiąg na temat tradycji i zwyczajów Nesferczyków. Zresztą, jakoś nigdy zbytnio się tym nie interesowałam. Wychowano mnie, wpajając do głowy, że ludzie z tego królestwa są źli i nie wolno im ufać.
– Ja, jak i pozostała jedenastka, możemy sami wybierać osoby, z którymi chcemy żyć. Nie jest to może to tak sam mocne przywiązanie jak twoje i tępego króla, ale jednak jest – wyjaśnił. Zacisnęłam dłonie słysząc jak nazywał mojego męża. – By pokazać, że dana osoba należy do nas, naznaczamy ją, pisząc – za pomocą krwi naszego smoka – na jej ramieniu swoje imię.
Po co on mi to mówi? Przecież nie ma żadnego powodu, by to robić! Chyba, że... Nie! On nie może chcieć uczynić mnie swoją partnerką! Jestem przecież żoną – tak on go nazwał? – tępego króla! Ale... To by zaczynało nabierać sensu. Chciał zmienić mi wspomnienia i osłabić naszą więź. Nie mam zamiaru się na to zgodzić! Tylko jedna osoba może mnie mieć i jest to nie kto inny jak Askalon Webrides. Zaczęłam się z nim szarpać, lecz nie minęła nawet chwila, a zostałam unieruchomiona. Przeklęłam w myślach. Dlaczego nie mogę być silniejsza?
– Nie martw się. To zaboli tylko trochę – wyznał, a kolor jego tęczówek stał się bardziej wyrazisty i rażący.
Zmrużyłam oczy. Przez moment zastanawiałam się, czy zrobiłam to sama, czy też zmusił mnie do tego. Obstawiam tę drugą opcje. Cholerny mag, który sądzi, że ma prawo robić ze mną, co tylko chce.
Wszystko wokół mnie zaczęło się zniekształcać i zlewać ze sobą. Miałam wrażenie, że świat się zmieniał. Chciałam wstać, lecz nie byłam wstanie. Jednak tym razem nie blokowało mnie zaklęcie, a słabość własnego ciała. Uniosłam delikatnie dłoń do góry, lecz nie minęło nawet kilka sekund, a moje kończyna opadła.
– Ebsidia eneriowela kasterion maliore... – szeptał szybko. Z każdym jego kolejnym słowem, czułam się jeszcze słabiej niż wcześniej.
Nagle jego głos zniknął, a ja usłyszałam trzask. Coś ciepłego otuliło moje ramiona, a świat wokół mnie pochłonęła czerń, w której mogłam zobaczyć tylko Edena i czwórkę zamaskowanych ludzi. Patrzyła na nich nieprzytomnym wzrokiem. Mag wziął mnie na ręce i przytulił do swojej piersi.
– Puść ją, Edenie! – rozkazał znany mi już głos.
Byłam pewna, że jednym z zamaskowanych jest Verian. Tylko jego głos jest tak bardzo przesiąknięty ciepłem i troską. Nawet teraz, kiedy trawi go gniew, słyszę w jego tonie te wszystkie pozytywne uczucia.
Chciałam się wyrwać Edenowi, lecz nie byłam wstanie. Moje ciało było zbyt słabe. Chciałam, by pomogli mi wrócić do... Właśnie? Moje źrenice się rozszerzyły. Kogo tak usilnie mi brakuje? Dlaczego nie chcę, by Eden mnie dotykał? Kim jest Verian? Skąd ja go znam? W mojej głowie panowała pustka. Nie pamiętałam nikogo, oprócz Yinera, moje starszego brata i Edena.
Białowłosy zaśmiał się, a nieznajomi wyciągnęli miecze. Eden bez problemu zablokował ich ataki i odrzucił na bok.
– Ona już jest w moim posiadaniu, a wy wrócicie do swojego pana i przekażecie mu, że Vivian, którą znał zniknęła – rzekł.
O czym on mówi? Przecież ja jestem tutaj! Co takiego przede mną ukrywa?
Jeden z wrogów ściągnął z głowy kaptur, a wtedy moim oczom ukazały się niebieskie włosy. Kto to? Dlaczego wydaję mi się, że skądś go znam.
– Nie ośmielisz się! – syknął z furią.
– Wiedziałem, że jesteś szpiegiem, Yet i mylisz się. Zrobię to, odbiorę Askalonowi wszystko na czym mu zależy! – zaśmiał się szaleńczo. – Vivian, jego smoka, miecz i królestwo – wszystko będzie moje. – Spojrzał na nich z czymś dziwnym w oczach. – A teraz wracajcie i powiedzcie Askalonowi o wszystkim! – rozkazał, a nieznajomi rozpłynęli się w powietrzu.
Nie wiem dlaczego, ale moje powieki samoistnie opadły. Byłam taka słaba, że nawet nie miałam szansy na wygraną ze snem.
CDN
Hi hi! Ale ja jestem zła! Jak myślicie, co będzie dalej? ;) Kolejny już w czwartek! ;*
(Data opublikowania tego rozdziału: 15.08.17r)