Rozdział 70 Mąż mojej siostry

2.9K 323 61
                                    

shounen onmyouji - op

- Askalon -

R

ozejrzałem się. Jeszcze chwilę temu znajdowałem się w swoim gabinecie i czytałem list od Kadiusa. Duchowny miał napisać mi czy ze względu na przysięgę będę musiał kogoś poślubić. Niestety, zdążyłem tylko przeczytać, że nie muszę żenić się z kimś innym niż Vivian, ponieważ ta jest wybranką bogów. Przynajmniej tyle dobrego.... Zmarszczyłem brwi, wyczuwając nieznaną mi energię. Mag, ale nie jestem nim Eden. A więc kto nawiązał ze mną połączenie? Liczba magów jest ograniczona, na dodatek mało kto potrafi złączyć swój umysł z tym drugim. Hym... Ciekawe...

- Na twoim miejscu nie cieszyłbym się - rzekł ktoś niespodziewanie.

Zacisnąłem szczękę. Ja znam ten głos... Odwróciłem się w kierunku mężczyzny, który w ostatnim czasie napsuł mi dość dużo krwi. Yiner stał przy jednym z głazów, posyłając mi zdegustowane spojrzenie. Wydawał się być obrzydzony moim widokiem, jednak to on połączył się ze mną, a nie ja z nim. Zastanawiam się tylko jak tego dokonał. Przecież Krwawy Przywódca nie dysponuje magią - gdyby było inaczej używałby jej do ukrywania bądź wzmacniania swoich ludzi. Czyżby w zamian za życia innych zdobył moc potrzebną do wykonania łącza? Nawet jeśli to musiał pozbawić życia bardzo wiele osób, chyba, że tunel otworzył brat Arin. Ach, ta strażniczka ma bardzo trudne życie. Obydwaj jej bracia to niezwykli idioci. Ten mały, niebieski szczur ośmielił się stanąć pomiędzy mną i Vivian. Nienawidzę tego, kiedy ktoś próbuje nas rozdzielić. Mam ochotę pozbawić go życia, lecz nie mogę tego zrobić. Strażnicy są nieśmiertelni i nawet jeśli pozbawisz ich ciała, oni zregenerują się.

- Mój kochany szwagrze, - zacząłem jadowicie - dlaczego zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? Czyżbyś się za mną stęsknił?

Dłoń buntownika zacisnęła się w pięść, lecz wyraz jego twarzy pozostał niezmienny. Mierzył mnie spojrzeniem, a w jego oczach pojawiły się dziwne iskry.

- Miałem zamiar zabić cię na jej oczach, lecz nie mogę tego dłużej przeciągać - wyznał, stawiając w moją stronę dwa kroki.

Przyzwałem do siebie swój miecz, chcąc bronić się jeśli zajdzie taka potrzeba. Jest to może sen, ale rany w nim zadane zostaną odwzorowane na naszych ciałach. Gdybym przebił mu serce w tym świecie, umarłby naprawdę.

- Im dłużej żyjesz tym bardziej ją krzywdzisz. Jej niewinna strona umiera przez ciebie, chociaż jestem wdzięczny, że to ty zadałeś jej ten ból, a nie ja.

Yiner pstryknął, a z ziemi wyłoniła się ognista postać. Żywioł ostatniego z strażników...

~ Arin, jesteś mi potrzebna ~ przekazałem, lecz odpowiedziała mi głucha cisza.

Buntownik zaśmiał się.

- To mój świat i mam nad nim pełną kontrolę. Nie wezwiesz Pierwszego Fragmentu, ani nie użyjesz swej mocy. Nie chcę, byś to uczynił, a ten wymiar uniemożliwi ci to. Jesteśmy w mojej głowie i nic tu nie obróci się przeciwko mnie - wyznał szeptem.

Mogłem się domyślić, że zrobi coś takiego. Eden podczas naszej walki nie mógł ograniczyć mojej mocy. Jego ciało mogłoby nie wytrzymać takiego obciążenia. To, co się dzieję obecnie może być podobne do tamtego, ale takie nie jest. To jest sen, a tamto było nowym światem utworzonym przez Loistera.

- Wiesz skąd pochodzi magia?

Zmarszczyłem brwi. Co to za pytanie? Moc jest darem od bogów, z którym rodzą się nieliczni. Chociaż czy warto wierzyć w coś takiego?

- Magia znajduje się wokół nas. Jest w powietrzu, wodzie, roślinach, płomieniach i ludziach. Jednak nie wszyscy są wstanie ją pobierać, magazynować w swoich ciałach i używać jej wedle swej woli. Tę umiejętność nabywa się zazwyczaj, kiedy człowiek ma być kimś wielkim bądź spotyka go coś bardzo złego. Szok sprawia, że ludzie robią coś ponad swoje możliwości, ale nie z każdym tak jest. Niektórzy boją się nieznanego.

Przez ten cały czas, kiedy mówił, mógłbym go zaatakować. Nie chciałem jednak ryzykować. Stojąca przed nim istota, obroniłaby go. Jednak jego wykład jest zgodny z prawdą. Magia to wszystko, co nas otacza, ale po co mi to powiedział? Co takiego chce tym zyskać?

- Zabiję cię, - stwierdził z uśmiechem - ale nie dlatego, że byłeś złym królem. Powodem jest to, że stoisz na drodze do mojego celu. Na dodatek pochwyciłeś w swoje sidła moją kochaną siostrę...

Yiner jest jeszcze bardziej nieobliczalny niż ja. Dopiero teraz to zauważyłem. Ten błysk, który pojawia się w jego oczach, kiedy tylko wymawia imię mojej żony. Zachowuje się tak jakby nie miał duszy, bądź coś go kontrolowało.

- Masz rację... - powiedział nagle, a ognisty wojownik uniósł swój miecz do góry. - Moja dusza... Mam jej tylko połowę - dodał, machając lekceważąco dłonią.

Ma tylko połowę duszy... A więc musiał ją komuś oddać. Czyżby edenowi? Nie, Yiner nie jest mu posłuszny, a więc jedyną opcją jest Nerios. Podarował swą duszę bogowi Nerfersu, ale co otrzymał w zamian? Ten człowiek... Z każdą kolejną chwilą zastanawiam się, jak to możliwe, że ktoś taki dał radę udawać kochającego brata. Nigdy chyba tego nie zrozumiem.

- Zabij go! - ryknął, a stwór prawie, że natychmiast zjawił się na przeciw mnie. W ostatnim momencie zablokowałem ognistą broń za pomocą miecza.

- Chcę twojej śmierci, lecz nawet ty zasługujesz by umrzeć jako wojownik. Tak więc, używaj swego miecza do woli, nie odbiorę ci go. Jeśli chcesz wyjść stąd żywy pokonaj mego strażnika i otwórz wrota - zarechotał, przyglądając się mojej walce.

Kolejny cios, który udało mi się zablokować. Ta istota jest strasznie szybka, a jej ataki precyzyjne. Gdyby nie walki, które stoczyłem i wiedza, którą zdobyłem, byłbym już martwy. Jak mogę pokonać to coś? Czytałem kiedyś księgę na temat istot ognia, ale nie pamiętam jej dokładnie. Hym... A może...? Nie zastanawiając się, pozwoliłem by miecz stwora zatopił się w moim boku. Wykorzystałem ten moment i wbiłem swoją broń w jego klatkę piersiową. Potwór cofnął się, a z jego ust wydobył się straszliwy skowyt. Zaczął się rzucać, by po chwili zamienić się w proch. Oddychałem bardzo szybko, zaciskając dłoń na rękojeści. Byłem zmęczony, co bardzo mnie zaniepokoiło. Wiele razy byłem raniony, lecz nigdy nie czułem się w ten sposób. Spojrzałem na ranę i wyczułem w niej dziwną energię. Czyżby na mieczu tego czegoś była...?

- Tak, - odpowiedział na moje nieme pytanie - na ostrzu była trucizna.

Byłem coraz to słabszy, lecz dalej stałem wyprostowany. Mogłem się domyślić, że było to zbyt proste. Cholera!

- Mówiłem, że chcę twojej śmierci, lecz jest coś czego pragnę jeszcze bardziej... - wyszeptał, podchodząc do mnie. Nie mogłem się poruszyć, więc posyłałem Yinerowi mordercze spojrzenie. Tchórz bez honoru. - Idź, mężu mojej ukochanej siostry. Twoje życie będzie w jej rękach, dlatego nie umrzesz zbyt szybko. Trucizna zabijać cię będzie długo, osłabiając twoje ciało i niszcząc psychikę.

Oślepiło mnie światło, a w momencie, kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem znajome ściany. Wróciłem. Chciałbym, by to wszystko okazało się być moim wymysłem, lecz rana jest dowodem na to, co się stało. Przyłożyłem dłoń krwawiącego miejsca i syknąłem. Nie wiem, co ten człowiek knuje, ale jego zachowanie coraz bardziej się mi nie podoba. Niech ja go tylko spotkam w rzeczywistym świecie...

- Arin, wezwij Veriana i Maliorsa! - zawołałem, a strażniczka od razu poszła wykonać moje polecenie.

CDN

Problemy i jeszcze raz, problemy. Jak ja uwielbiam komplikować życie moim bohaterom. Kolejny już w czwartek ;)

(Data opublikowania tego rozdziału: 07.11.17r)

AskalonWhere stories live. Discover now