Rozdział 74 Żegnaj moja przyjaciółko...

2.9K 312 40
                                    

[NanoKarrin] 07-Ghost OP - "Aka no Kakera"『POLISH』

Wymyśliłam, że od następnego tygodnia Askalon będzie się pojawiać dwa razy w tygodniu, - wtorek i sobota - ale za to w czwartek pojawiać się będzie rozdział z Paktu Miłości, co o tym sądzicie?

– Vivian –

– Pamiętaj, nie zapuszczaj się żadne podejrzane miejsca i nie rozmawiaj z nieznajomymi! – po raz kolejny tego dnia usłyszałam przestrogę Paita. Westchnęłam. Czy ten człowiek może się nie powtarzać? Ja rozumiem, że jestem częścią jego misji, ale ta jego troska to przesada.

Amater stojący obok chłopaka uderzył go z łokcia w bok. Pait spojrzał na niego zirytowany, a złodziejaszek uniósł wyżej brwi, szydząc z niego.

– Może jeszcze złap ją za rączkę i prowadzić przez cały czas? – zakpił, kręcąc głową. – Pait... Ogarnij się, bo zaczynasz zachowywać się jak stara baba. Panienka Navivi jest bardzo zdolna i mądra. Na dodatek ma ze sobą obrońcę. Nic jej się nie stanie! – Zdzielił go po głowie. – Daj tej dziewczynie trochę prywatności! Pilnować ją bardziej zaczniemy na statku. Dopóki jesteśmy tutaj nie ucieknie nam.

Więc miałam rację. Amater dołączył do Paita, by pomóc mu mnie pilnować. To trochę komplikuje sprawę, ale zawsze zostaje Kelpie, który za pomocą swojej mocy unieszkodliwi ich. Mam tylko nadzieję, że ich nie zabiję.

~ Tego ci nie obiecam! ~ krzyknął od razu. ~ Jeśli tylko będzie taka możliwość, to od razu odbiorę Paitowi życie. Nie wybaczę mu tego, jak mnie traktował! ~ fuknął. Postanowiłam zostawić to bez komentarza.

Nasza trójka dotarła do pewnego skrzyżowana. Zatrzymaliśmy się. Mężczyźni mówili wcześniej, że w tym miejscu się rozdzielimy. Ta wiadomość trochę mnie ucieszyła. Mam ostatnią szansę, by pozwiedzać to miejsce i poznać jego mieszkańców. Nie powinnam aż tak bardzo się cieszyć, lecz nie mogę inaczej.

Pait spoglądał na mnie i już otwierał usta, by coś powiedzieć. Uniosłam dłoń do góry.

– Jeśli masz zamiar znowu mówić o tym, że mam uważać, to proszę, umilknij albo szykuj się na gniew Kelpiego – syknęłam zmęczona.

Nastolatek pokręcił głową.

– Dobrze, nie powiem tego, ale pamiętaj, że spotykamy się w karczmie za pół godziny. Nie spóźnij się, proszę. Jeśli to zrobisz, możesz utracić szansę na powrót do domu. Nie wiem, kiedy wypłynie kolejny statek, a mam przeczucie, że musimy się spieszyć.

Skinęłam głową. Nie miałam zamiaru zaprzepaścić tej szansy. Chociaż od momentu, w którym wkroczę na pokład zaczną mnie uważnie obserwować, cieszę się. Wreszcie tak niewiele dzieli mnie od domu. Nerfers to piękny kraj, lecz nic nigdy nie będzie mogło się równać z urokiem Edgerii. Dla mnie tylko moje rodzinne królestwo jest na tyle piękne, by przełożyć je ponad Askalona i Erisa. Właśnie, Efris... Ciekawe czy za mną tęskni. Ten kochany jaszczur. Serce mnie boli na myśl, że minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkania.

– Rozumiem – powiedziałam po chwili, stawiając parę kroków w lewą stronę. – Wrócę do karczmy nim upłynie pół godziny – rzekłam niemal automatycznie, po czym szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.

Nie wiem gdzie szłam. Chciałam po prostu kroczyć, nie ważne gdzie. Kelpie próbował ze mną porozmawiać, lecz nie odpowiadałam mu. Wyłączyłam w całości swoje uczucia i myśli. Byłam jak nakręcana lalka. Moja podróż nie miała celu, a świat zdawał się akceptować mnie tylko ze względu na to, że jestem mu do czegoś potrzebna. To boli... Ludzie rodzą się, ponieważ ktoś inny tego chce. Od chwili narodzin ktoś wyznacza im parę dróg. Jedne są bardziej strome, drugie niebezpieczne, a jeszcze inne proste jak drut. Każda czymś się różni, lecz i każda prowadzi do tego samego końca. Zastanawiam się. Jaką ja kroczę drogą? Moja pierwszą myślą byłoby to, że stromą, lecz po głębszych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że zawsze mogło być gorzej, ale i też lepiej. Nie wiem, co by się stało gdybym wybrała całkiem inaczej, lecz nie żałuję swoich wyborów. Nie zmieniłabym ich, chociaż nie każdy był i będzie dobry. Wiem jednak, że utrzymują oni moją wiarę w to, iż jestem człowiekiem. Askalon jako król ma o wiele bardziej więcej obowiązków niż królowa. Na jego barkach spoczywa życie ludzi idących na wojnę. Jeden zły ruch i miliony może za to zapłacić istnieniem. Rodzina królewska może być porównywana do bóg, ponieważ ma większa kontrolę nad życiem innych, lecz to i tak nic w porwaniu z władza, jaką podsiadają Wieczni Władcy. Podziwiam Eristerę, że zdołała wziąć coś takiego na swoje barki, mimo, iż należała do ludzkiej rasy.

~ Vivian, zaraz na kogoś...! ~ wrzasnął, lecz nim zdążyłam się choćby rozejrzeć, uderzyłam w kogoś. Cholera! Powinnam jednak rozglądać się gdzie idę.

Straciłam równowagę, lecz osoba naprzeciw mnie, uchroniła mnie przed upadkiem, łapiąc za dłoń. Pokręciłam głową.

– Prze... – zamilkłam, kiedy moje oczy natrafiły na zielone oczy.

Oddech mi przyśpieszył, kiedy dotarło do mnie, kto przede mną stoi. Diwis... Jak mogłam być tak nierozważna?! Zaczęłam się szarpać, rozglądając się na boki. Zagryzłam wargę. Jak zwykle... A Pait ostrzegał, bym nie zapuszczała się w podejrzane miejsca. Chociaż wątpię, by mieszkańcy tego miasta mi pomogli.

Jednak zastanawia mnie, dlaczego Kelpie mi nie powiedział, że kroczę w stronę pustej uliczki? A może mówił? Nie wiem... Ignorowałam go.

– Puść mnie, Diwisie! – zasyczałam.

~ Nie martw się, jestem przy tobie ~ przypomniał lekko obrażony Nefis.

Loister patrzył na mnie z beznamiętnym wyrazem twarzy. Wydawał się o czymś myśleć. Nagle przyciągnął mnie w swoją stronę. Uderzyłam w jego tors.

– Zaraz, chcę mieć tylko pewność, że nic ci się nie stało – szepnął. Jego słowa zaskoczyły mnie. Dlaczego miałby to robić? To musi być podstęp!

– Nie wierzę ci! – fuknęłam.

Uśmiechnął się cierpko.

– Uważaj co chcesz. Chcę zabrać cię ze sobą, lecz to nie sprawi, że będziesz szczęśliwa. Nie... Do szczęścia potrzebujesz Askalona – powiedział ze powagą. – Chciałem cię mieć przy sobie już od tamtego dnia. Nie zrozum mnie źle. To nie była miłość. Po prostu sądziłem, że jesteś dla mnie idealną przyjaciółką. Teraz też tak sądziłem, przynajmniej przez chwilę. Dopiero kiedy cię zobaczyłem, przypomniałem sobie o tych wszystkich wieczorach podczas, których myślałem o tobie. Moja dziecięca fascynacja tobą nie minęła – wyznał, spoglądając w moje oczy. – Gdybyś została moją żoną miałbym twój uśmiech dla siebie, jednak nie mam zamiaru cię do tego zmuszać. Nie w momencie, kiedy odzyskałaś wspomnienia.

Puścił mnie, a ja od razu odskoczyłam od niego. W jego oczach migotał ból. Dlaczego mam wrażenie, że to co robi jest dla niego bardzo niczym przekleństwo?

– To ostatni raz... – wyszeptał, odwracając się. – Daję ci ostatnią szansę na ucieczkę. Jeśli spotkam cię po raz kolejny, bądź złapie cię mój brat lub ludzie, będziesz moja. Nie wypuszczę cię już, Vivian i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Żegnaj, Vivian Eriner, moja pierwsza i jedyna przyjaciółko...

Nie poruszyłam się. Nie mogłam. Słowa Diwisa była dla mnie jak kubeł zimnej wody. Spotkaliśmy się tylko raz, a on mimo to... Nie wierzę, że jestem dla niego przyjaciółką. On mnie kocha. Niestety, moje serce należy już do kogoś innego. Mam jednak nadzieję, że Diwis spotka kogoś kto da mu szczęścia. Zasługuje na to.

– Idź już! – krzyknął. – Zrób to, nim zmienię zdanie! – warknął, a ja zaczęłam się cofać.

– Żegnaj, Diwisie Lositerze, osobo, którą mogę nazwać przyjacielem... – szepnęłam, a moje słowa zostały poniesione przez wiatr.

Nie czekając rzuciłam się w bieg. Musiałam wrócić do karczmy. Jeśli się nie mylę, za niedługo powinniśmy wyruszyć.

~ On... Jest inny niż jego chory brat. Ma serce... ~ szepnął Nefis.

~ Tak, masz rację. Diwis jest inny...

Wierzę, że jeśli jego brat umrze, to dzięki jego decyzją w Nerfersie zapanuje pokój i harmonia. Kto wie? Może nasze państwa zawrą sojusz?

CDN

Czy ktoś spodziewał się czegoś takiego po Diwisie? Wątpię ;) Kolejny już w sobotę. 

(Data opublikowania tego rozdziału: 16.11.17r)

AskalonWhere stories live. Discover now