Rozdział 75 Jaka jest szansa, że stąd wyjdziesz?

2.6K 317 35
                                    

11 Eyes Opening [Anime]

Tak jak chcieliście, Askalon w dalszym ciągu pojawiać się będzie trzy razy w tygodniu :) 

– Askalon –

Specyfik w moim ciele wywołuje coraz to gorsze szkody. Nie dość, że jestem zmęczony i rozkojarzony to jeszcze zacząłem pluć krwią. Zakaszlałam, ocierając usta. Na tkaninie pozostały szkarłatne plamy. Westchnąłem, zajmując się z powrotem papierami przyniesionymi przez Veriana. Jeździec stał obok mnie, a ten jego współczujący wzrok zaczynał mnie drażnić.

– Jaka jest szansa na to, że stąd wyjdziesz? – spytałem z cierpkim uśmiechem.

Dwunasty spojrzał w bok. Dlaczego odwraca wzrok? To jeszcze bardziej irytujące niż cała ta jego troska. Nie lubię, kiedy ktoś się o mnie martwi, chyba, że tą osobą jest moja żona. Jestem pewien, że zmartwiona Vivian byłaby o wiele bardziej posłuszna. Ech, jednak na obecny moment jej posłuszeństwo jest czymś całkowicie odległym.

– Panie, jesteś pewien, że Maliors nie jest wstanie pomóc ci choćby w najmniejszym stopniu? – spytał, kiedy po raz kolejny zacząłem pluć krwią. Uderzyłem pięścią w tron.

– Nie rób ze mnie idioty – syknąłem wściekły. – Ta trucizna nie jest magiczna. Według Arin została przygotowana z ziół, których nawet ona nie zna. Najprawdopodobniej to część wiedzy należącej do Drugiego Strażnika – rzekłem znudzony, podpisując kolejny dokument. – Powiedziała jedynie, że odporność na magię mikstura ta zawdzięcza mojej krwi. Pamiętasz, prawda? Żaden czar nie jest wstanie mnie zranić.

Nigdy bym nie przypuszczał, że ta... umiejętność może się kiedyś obrócić przeciwko mnie. To takie dziwne. Coś, co ochroniło mnie niezliczoną ilość razy, terasz może być przyczyną mojej zguby. Na dodatek przez stan w jakim się znalazłem nie jestem wstanie zobaczyć się z Vivian. Jej brat sprytnie to wymyślił, jednak znajdę sposób na pozbycie się trucizny, choćbym miał iść po tą odtrutkę do samego diabła.

– Królu, czegoś nie rozumiem – oznajmił po chwili Verian. – Jeśli wróg posiadał coś takiego, dlaczego nie użył tego wcześniej? Na co czekał?

Pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia, lecz też wiele razy zadawałem sobie te pytania. Może było to nieplanowane albo związane z czymś o wiele ważniejszym. Myśl, co może się zdarzyć w najbliższym czasie? Nie słyszałem o żadnych przesileniach, świętach czy cudach, które miałby się wydarzyć w najbliższym czasie.

– Mój szwagier, jest dość kłopotliwym i nielogicznym człowiekiem – oznajmiłem zirytowany.

Verian skrzwyił się.

– Tak, masz rację, panie. – Skłonił się. – Proszę o wybaczenie, lecz obiecałem zająć się synem – oznajmił, po czym szybko dodał: – Czy mogę odjeść?

Uśmiechnąłem się. Jednak czegoś się nauczył. Czy reszta jeźdźców też posiadła tę wiedzę? To było by dość duże ułatwienie. Machnąłem dłonią.

– Tak, idź. Nie karz żonie czekać – mruknąłem. Niech idzie. Czas spędzony z własnym dzieckiem jest bardzo ważny, a temu królestwu będą potrzebni ludzie, którzych mieli dobre dzieciństwo.

Mimo, że Verian otrzymał pozwolenie, nie poruszył się. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Coś nie tak? – spytałem znudzony.

Verian pokręcił głową, przenosząc swój wzrok na podłogę.

– Po prostu nigdy wcześniej nie powiedziałeś mi czegoś takiego. Czyżbyś miał gorączkę, panie? – troska w jego głosie irytowała mnie.

Odrzuciłem papiery na bok, posyłając mu mordercze spojrzenie.

– Odejdź, dopóki nie zmieniłem zdania i nie rozkazałem ci zająć się więźniami skazanymi na śmierć – syknąłem złowieszczo.

Verian skinął głową, po czym w pośpiechu opuścił salę. Westchnąłem, masując swoje czoło. Dlaczego oni wszyscy nie mogą dać mi spokoju? Zakaszlałem, wycierając krew dłonią. Potrzebuję odpoczynku, moje ciało jest o wiele słabsze niż do tej pory. Nie mogę pokazać się na dzisiejszej radzie będąc w takim stanie. Ech... Lecz na sen nie mam też czasu, muszę załatwić jeszcze parę rzeczy. Przeklęty buntownik!

Szczęk zamykanych drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Kto tu wszedł? Czy życie mu niemiłe? Zabroniłem przecież mi przeszkadzać. Ach... Komuś chyba spieszy się na drugą stronę, ale jeśli taka jego wola. Przynajmniej będę mieć chwilę rozrywki. Spuściłem głowę, nasłuchując. Kimkolwiek jest ten delikwent nie jest zbyt dobrym szpiegiem – chodzi tak głośno i bez gracji. Nie minęła chwila, a przy mojej szyi pojawił się sztylet. Więc to tak. Ktoś chce przejąć mój tron. Co za bezczelność.

– Czas się pożegnać, wasza wysokość... – szepnął stojący grożący mi mężczyzna. Ten zapach i tkanina, z której została wykonana jego koszula. Jest szlachcicem. – Może jednak powinienem powiedzieć, martwy już królu?! – krzyknął drżącym głosem. Edgeria upadnie, jeśli na tronie usiądzie ktoś taki jak on.

Czas zdawał się zwolnić, kiedy ostrze zostało przyłożone mocniej przysunięte do mojej skóry i pociągnięte w bok. To były sekundy, kiedy za pomocą magii odrzuciłem szlachcica na bok, ratując się tym samym przed utratą życia. Mężczyzna z hukiem uderzył w ścianę. W jego oczach widoczna była panika. Powoli wstałem ze swojego miejsca, kaszląc. Chwyciłem za swój miecz i zbliżyłem się do zdrajcy. Słyszałem kroki zmierzające w stronę sali, w której przebywałem. Zapewne żołnierze chcą sprawdzić, co wywołało ten hałas. Jestem dumny, że moi ludzie nauczycieli się już, co im wolno, a czego nie. Przyłożyłem swoją broń do szyi mężczyzny.

~ Zabijesz go?

Uśmiechnąłem się złowieszczo. Zbladł jeszcze bardziej, a ciało zaczęło się trząść.

~ Tak trzeba Arin. Zdrajcy nie mogą żyć, ponieważ w pewnym momencie mogą ci zaszkodzić ~ odpowiedziałem na jej głupie pytanie. Usłyszałem w głowie westchnięcie.

~ Nie rozumiem cię czasami, ale także podziwiam. Ja... Nie lubię zabijać i za każdym razem, kiedy odbieram komuś życie, czuję się brudna ~wyznała.

~ Większość tak ma, jednak ci, którzy są wstanie wyzbyć się tego, są wstanie rządzić resztą. Jak sama widzisz takich ludzi i istot jest niewiele.

Strażnika nic już nie powiedziała. Nie potrafiłem być dla niej wredny jak było to w przypadku innych. Jej niewinność i pytania, przypomniały mi Vivian. Moją kochaną żonę, która została zmuszona do ostateczności. Zabiła człowieka, lecz nie jestem na nią na to zły. Kochałbym ją bym nawet wtedy, kiedy wybiłaby całą wioskę. Po prostu wiem, że każde morderstwo zostawia po sobie ślad. Niektórzy są wstanie sobie żyć z tymi znamionami, lecz większość – tak jak w przypadku Arin i Vivian – nie jest wstanie.

– Chciałeś mojej śmierci... – wyszeptałem, wracając myślami do sprawy szlachcica. – Twój plan był dość dobry, lecz wykonanie w pełni go spartaczyło. Chociaż... Nawet gdybyś był rasowym mordercą nie dałbyś rady zrealizować tego pomysłu. – Pochyliłem się nad nim, tworząc ranę na szyi, z której od razy zaczęła cieknąć krew. – Jednak za twoje starania dam ci nagrodę. Będziesz wspaniałą odskocznią dla mnie, Efrisa, Tysera i jego smoka. Ufam, że Aita będzie równie krwiożercza, co jej właściciel – wyszeptałem chłodnym tonem, a mężczyzna głośno przełknął ślinę. Zakaszlałem, opluwając go krwią.

CDN

Trucizna postępuje. Kolejny już we wtorek. 

(Data opublikowania tego rozdziału: 18.11.17r)

AskalonWhere stories live. Discover now