Rozdział 6 Pierwsze spotkanie

8.1K 769 71
                                    

  Lucy Heartfilia - Amv Sia - Chandelier  

— Vivian —

Uchyliłam delikatnie powieki i zauważyłam tak dobrze znany mi sufit. Zakryłam oczy dłonią, chcąc przypomnieć sobie jak to się stało, że znalazłam się w swoim pokoju. Przecież byłam w lesie i... Moje źrenice się rozszerzyły, a resztki snu znikły z moich powiek. No tak! Spotkałam trójkę smoczych jeźdźców i smoka jego wysokości. Stanęłam przed Efrisem, czym samym obroniłam Veriana, po czym zostałam oskarżona o kradzież i udział w buncie. Obraziłam tego durnia, Oxista, a on próbował mnie zabić. Jednak jego towarzyszę go powstrzymali. Później pojawił się mój brat, a ja zemdlałam. Ech... Yiner musiał się martwić. Zapewne na mnie nakrzyczy, no ale należy się mi. Mogłam nie wchodzić do tego lasu... Jak zwykle przyprawiłam tylko swoim bliskim zmartwień. Zagryzłam wargę. Dlaczego to zawszę mnie muszą spotykać rzeczy tego typu?

— Panienko! — Spojrzałam na stojącą przy kominku służkę. Na jej twarzy widoczna była ulga. Jak poparzona doskoczyła do mnie i uklękła przy moim łóżku. — Dzięki niech będzie Pesterowi! — krzyknęła, a ja spróbowałam usiąść. Kobieta złapała mnie za ramiona i przytrzymała. — Panienko, proszę, nie wstawaj. Pójdę powiadomić twojego ojca, że się obudziłaś — rzuciła szybko.

Pokręciłam przecząco głową. Nie jest ze mną tak źle, że powinnam leżeć cały czas w łóżku i się nie ruszać. Sama pójdę do ojca i Yinera. Położyłam swoją dłoń na jej i uśmiechnęłam się życzliwie.

— Nie ma potrzeby. Pójdę sama — oznajmiłam, próbując wstać. Kobieta jednak przytrzymała mnie i popatrzyła na mnie nieprzekonana. Westchnęłam zrezygnowana. — Naprawdę nic mi nie jest. Nie musisz się martwić.

— Jak mogłabym? Masz pani tak dobre serce. Gdzie ja indziej znalazłabym tak uroczą i wyrozumiałą panienkę, jak ty? Wszyscy ludzie z rezydencji cię kochają i gdybyś umarła to ten dom straciłby swe barwy — wyznała, a w jej oczach widziałam szczerość.

Nigdy bym nie pomyślała, że ludzie pracujący w rezydencji tak o mnie myślą. Mówiąc szczerze przypuszczałam, że mają mnie za rozpieszczoną i nieznośną. To naprawdę miła niespodzianka. Złapałam ją za dłoń i posłałam życzliwy uśmiech.

— Dziękuje ci za te słowa. Naprawdę mnie one ucieszyły, ale i tak pójdę sama. Widzę, że jesteś zmęczona. Odpocznij.

Służka spojrzała na mnie zmartwiona.

— Schody są strome, a ty osłabiona. Możesz się przewrócić — przekonywała, lecz ja byłam nieugięta.

— Nic mi nie będzie — rzekłam, choć sama nie byłam tego pewna. — Mam prośbę, — zaczęłam, zauważając jak wygląda moja suknia — pomożesz mi się przebrać?

Czarnowłosa skinęła głowa.

— Oczywiście, panienko!

Służka doskoczyła do kufra z sukniami i wybrała jedną z nich. Przypatrywałam się jej, dopóki nie stanęła obok mojego łoża z niebieską kreacją. Pokiwałam głową, będąc zadowolona z jej wyboru. Wstałam z łóżka i dotknęłam swojej szyi. Ból, który z niej pulsował, wzmocnił się, lecz był znośny. Postanowiłam nie przejmować się tym zbytnio; siniak zagoi się za parę tygodni i nie pozostanie po nim żaden ślad. Kobieta pomogła mi ściągnąć wcześniejsza suknie i nałożyć nową.

— Dziękuje.

— Nie ma za co, panienko. To był mój obowiązek — oznajmiła.

Nie czekając na jej dalsze słowa, skierowałam się w kierunku drzwi. Będąc przy nich, westchnęłam ciężko. Zapewne ojciec na mnie nakrzyczy i dostanę szlaban... Ale nie będę się sprzeciwiać; należy mi się za to, że napędziłam im takiego stracha. Z zawahaniem nacisnęłam klamkę, a drzwi uchyliły się — ukazując moim oczom korytarz. Nabrałam do płuc duży chlust powietrza i opuściłam swój pokój. Ciekawe gdzie jest ojciec? Może powinnam sprawdzić w jego gabinecie? Tak, to dobry pomysł.

AskalonWhere stories live. Discover now