Rozdział 5 Wściekły chłopiec

8.1K 773 53
                                    

  Rokudenashi Majutsu Koushi to Akashic Records Opening / OP  

— Askalon —

Rozmowa z burmistrzem zakończyła się kilka minut temu. Jak zwykle ten starzec podlizywał się mi, myśląc, że robiąc to coś zyska. Na jego nieszczęście nienawidzę takich ludzi. Westchnąłem, przyglądając się leżącym na biurku papierą. Muszę je wszystkie wypełnić nim wybije siedemnasta.

Jako, że jeden z moich ważniejszych doradców mieszka w tym mieście, etykieta wymaga bym go odwiedził — choć muszę przyznać, że wcale się mi to nie podoba. Uważam, że w roli króla najgorsze są te całe przyjęcia. Nie rozumiem, po co ludzie je urządzają — czy mają aż tak dużo wolnego czasu?

Zabrałam pierwszy lepszy dokument i zacząłem go czytać. Po chwili odrzuciłem go na bok. Pff... Znowu to samo. Wielu ludzi prosi o wznowienie handlu z królestwem Nerfes. Ja jednak nie mam zamiaru na to przystawać. To państwo jest naszym wrogiem i przez wiele lat z nim walczyliśmy. Na dodatek jest ono jednym ze sprawców katastrofy, jaka wydarzyła się na zamku. Nie mam zamiaru korzyć się przed pajacem, który nim zarządza. Nie ma mowy! Zresztą gospodarka Edgerii jest w znakomitym stanie. Mówiąc szczerze, nie mogę uwierzyć, że moi poddani z taką łatwością zapomnieli o grzechach Nersferczyków.

Nagle do pomieszczenia wszedł Perion. Spojrzałem na niego znudzony. Jeździec skłonił się. Westchnąłem, domyślając się, że jego przybycie nie oznacza niczego dobrego.

— Panie, tak jak przypuszczałeś, buntownicy dodali coś do jedzenia Efrisa, a ten spłoszył się. Nie uciekł jednak do miasta, a do lasu. Wszystko idzie według twojego planu — oznajmił, a ja skinąłem głową.

Chciałbym zobaczyć twarz Yinera, kiedy dowie się, że jego starania poszły na marne. Och, biedy mały chłopiec, tak bardzo pragnie mnie zabić, a jednak wszystko mu w tym przeszkadza. Nie mogę się już doczekać jutrzejszego dnia — a dokładniej chwili, kiedy przyłapię go na gorącym uczynku. Zagryzłem wargę. Mimo, że mu przeszkodziłem jestem wściekły. Ten dupek ośmielił się, wykorzystać mojego smoka. Ech... Muszę się uspokoić. Kiedy już go pochwycę, zapłaci mi za wszystko i to z nawiązką.

— Kto poszedł za Efrisem? — spytałem z uśmiechem. Mój smok sprawi im wiele kłopotów — nie jest on posłuszny nikomu oprócz mnie.

Perion uśmiechnął się, domyślając się, co wprawiło mnie w dobry nastrój. Choć ma już prawie trzydzieści lat, jego poczucie humoru i wygląd nadal są na poziomie dziewiętnastolatka. Pokręciłem głową. To trochę denerwujące.

— Verian, Ufis i Oxist — oznajmił, zbliżając się do mnie.

Zmarszczyłem brwi. Czego on jeszcze chce? Przecież już powiedział co miał powiedzieć.

— Coś jeszcze? — spytałem zniecierpliwiony. Naprawdę chcę się uwinąć się z tymi papierami jak najszybciej.

Usta mężczyzny zacisnęły się w wąską kreskę.

— Ludzie boją się ciebie i twojego smoka, panie — oznajmił, a ja przewróciłem oczami. Dlaczego kolejna osoba zaczyna ten temat? To irytujące.

— Co by nie było i tak by się czegoś bali — rzekłem znudzony, biorąc kolejny dokument. — Zresztą, od kiedy zasiadłem na tronie, ich sytuacja majątkowa uległa poprawie. Uważam, że powinni być mi wdzięczni, a nie marudzić.

Zapanowała cisza. Perion wiedział, że mam rację, jednak nie chciał się do tego przyznać. Taki właśnie był. Jego upór i chęć zmienienia mojego toku myślenia, jest bardzo wielka, ale ja nie mam zamiaru mu ulec. Zawszę będę podążać ścieżką, która sam sobie wybrałem. Nikt tego nie zmieni. Moje decyzję zawszę będą podejmowane w pełni przeze mnie i nikt, i nic nie będzie miało na nie wypływu.

AskalonWhere stories live. Discover now