Rozdział 41 Pieczęć

4.2K 436 153
                                    

Wróciłam wczoraj około 24, więc... No, krótko mówiąc: była wtedy sobota i powinien być rozdział, nie uwżacie?

– Vivian –

Byłam strasznie osłabiona, lecz mimo to wstałam z łóżka i podtrzymując się jego ramy, wyprostowałam się i zaczęłam rozglądać się po całym otoczeniu. Gdzie jestem? To miejsce nie przypomina mi kajuty z wcześniej. Wygląda bardziej jak jakaś komnata należąca do wysoko urodzonej damy. Postawiłam krok na przód. Chciałam się puścić, lecz zachwiałam się i w ostatnim momencie podtrzymałam się ramy. Westchnęłam, siadając z powrotem na gigantycznym łóżku. Przejechałam dłonią po narzucie i stwierdziłam, że jest ona bardzo delikatna w dotyku. To tak jakby została wykonana z samego puchu.

– Gdzie jestem...? – spytałam cicho, wpatrując się w kamienny sufit.

– W swoim pokoju, kochanie – oznajmił ktoś niespodziewanie.

Od razu odwróciłam się w kierunku głosu. Odetchnęłam z ulgą, stwierdzając, że to Eden. To dość przerażające, że go nie usłyszałam. Najwyraźniej musiał użyć magii. Mężczyzna podszedł do mnie, siadł na łóżku i chwycił za dłoń. Wyglądał na zmartwionego, lecz i jednocześnie na jego twarzy malowała się ulga.

– Pokoju? – powtórzyłam zaskoczona.

Eden skinął głową, gładząc mój policzek.

– Tak, wszystko już jest w porządku. Nic ci już nie zagraża – oznajmił, patrząc mi w oczy.

Cała ta sytuacja była dziwna. Dlaczego nie pamiętam momentu, w którym się tu znalazłam? Moim ostatnim wspomnieniem jest chwila, kiedy Eden śpiewał mi, a później nic. Mam pustkę w głowie.

– Co się stało? – spytałam pośpiesznie. – Dlaczego nie mam żadnych innych wspomnień dotyczących naszej podróży?

Na twarzy księcia pojawił się ból i wściekłość. W jego oczach pojawiły się dziwne iskierki, a usta wykrzywiły się w grymasie.

– Zły król nas zaatakował, a ludzie ze statku próbowali odeprzeć jego atak – zaczął, a ja zasłoniłam usta dłonią. Ten zwyrodnialec znowu skrzywdził osoby, który w jakiś sposób były ze mną połączone! Po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starłam. – Wielu zostało rannych i paru też zginęło, lecz w ostateczności zdołaliśmy odeprzeć atakach wroga, jednak... – zawahał się. – On rzucił na ciebie klątwę, która sprawiła, że nie budziłaś się przez bardzo długi czas. – Objął mnie i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. – Odczynianie uroku zajęło dwa tygodnie. Przez cały ten czas bałem się o ciebie i nasze dziecko – wyznał, a mnie zamurowało. Dziecko?!

Przez moment znieruchomiałam, przyswajając sobie to, co przed chwilą powiedział mój narzeczony. Czy on zasugerował, że jestem brzemienna? Ugh! Ja nawet nie jestem wstanie temu zaprzeczyć! Nie pamiętam nawet czy już z nim to robiłam! Jestem beznadziejną partnerką... A może to są tylko jakieś żarty?

– D-Dziecko? – wydukałam. – Co mam przez to rozumieć?

Miałam nadzieję, że Eden zaprzeczy, jednak w momencie, kiedy dotknął dłonią mojego brzucha, straciłam wszelką nadzieję.

– Kochanie, spodziewasz się dziecka, naszego małego synka.

Po moim ciele przeszły dreszcze. Nie chciałam mieć jeszcze dziecka... Nie byłam na coś takiego gotowa. Nie pamiętam prawie niczego ze swojego życia, a teraz mam jeszcze wziąć na swoje barki odpowiedzialność za życie niewinnej istoty? Nie, nie zgadzam się na to! Dodatkowo, kiedy Eden mnie dotyka i mówi w tak czuły sposób, czuję obrzydzenie i... coś czego nie potrafię określić. Jakby tęsknotę pomieszaną z gniewem.

AskalonWhere stories live. Discover now