Full Metal Alchemist Brotherhood Ending 4
Dodaje pół godziny szybciej, ponieważ chce mi się spać... 😴😴
– Askalon –
Już parę godzin temu słońce zaszło zza horyzont, a na niebie pojawił się księżyc. Mimo późnej pory nie poszedłem spać. Miałem zamiar ukarać Oxista. W chwili, kiedy zobaczyłem szyję dziewczyny w moich żyłach zapłonęła wściekłość. Ten śmieć ośmielił się położyć palec na mojej własności i srogo mi za to zapłaci. Zresztą, jak tylko Efris go zobaczy to mężczyzna ma przerąbane. Mój smok jest bardzo pamiętliwy i nie popuści nikomu kto skrzywdzi naszą Feristerę. Westchnąłem, rozsiadając się na krześle. To zaprawdę nieprawdopodobne, że ktokolwiek zaczął coś dla mnie znaczyć. Może i Vivian jest siostrą tego zdrajcy, jednak od teraz jej życie stało się głównym powodem mojej egzystencji. To głupie, że od zwykłej kobiety ma zależeć tak wiele, ale dużo już razy udowodniono mi, że los potrafi być nieprzewidywalny. Ciekawi mnie tylko, dlaczego to właśnie ona została ze mną powiązana? Ech... Westchnąłem. Wszystko się teraz skomplikowało, ale to tylko sprawiło, że cała ta sytuacja stała się jeszcze bardziej zabawna. Yiner został przyparty do muru – nie może zabić mnie ani Efrisa, ponieważ odbije się to na jego ukochanej siostrze. Spojrzałem na gwieździste niebo. W obecnej chwili czuję względem niej tylko troskę i chęć ochrony, lecz wiem, że z czasem obudzą się we mnie uczucia takie jak miłość. Z Verianem było podobnie, tyle, że on od razu zaczął adorować swoją ukochaną. Ja jednak nie mam zamiaru śpiewać jej pod oknem ballad. Jestem królem i nie wypada bym zachowywał się w ten sposób, a po drugie nie czuję potrzeby, by tak się zachowywać. To tylko głupi zabieg, mający na celu zapewnieniu kobiety o uczuciach mężczyzny. Według mnie to zbyteczne, bowiem o swojej miłości nie mówi się głośno i nie pokazuje się jej całemu światu. To uczucie – moim zdaniem – powinno pozostać między tą dwójką. Pokręciłem rozbawiony głową. Jeśli moja przeznaczona liczy na takie gesty z mojej strony to się przeliczy – choć ze względu na etykietę będę musiał ogłosić nasze zaręczyny.
– Panie, wszystko zostało już przygotowane – oznajmił Verian, wchodząc do pomieszczenia.
Spojrzałem na niego spod byka.
– Puka się – syknąłem. Nienawidziłem jak ktoś wchodzi nieproszony.
Verian skłonił się.
– Wybacz, królu. Nie chciałem cię urazić, lecz obawiałem się, że może to zbudzić panienkę.
Chłopak miał rację. Ściany pokoju są tak cienkie, że będąc nawet sto metrów stąd, służba zapewne słyszy naszą rozmowę. Na szczęście już pojutrze rano wrócimy w zamku i nie będę musiał się przejmować tym, że ktoś podsłuchuje.
– Nie wracajmy do tego... – mruknąłem, wstając. – Nim wyjdziemy, chciałbym byś zobaczył, co robi panienka – oznajmiłem, narzucając swój płaszcz.
Jeździec spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.
– Dlaczego sam tego nie zrobisz, przyjacielu? – zapytał z ciekawością.
Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. Nie ma potrzeby bym tam szedł. Jeszcze ją obudzę i zapyta się mnie gdzie idę. I co ja jej wtedy powiem? A no wiesz, zamierzam skatować Oxista za to, co ci zrobił! – ta, na pewno ucieszyła by ją na odpowiedź.
– Nie muszę ci się tłumaczyć! – oznajmiłem szorstko. – Idź wypełnić mój rozkaz – poleciłem chłodno.
westchnął, kręcąc głową.
– Wiem, co czujesz – oznajmił z nutą rozbawienia. Niech ktoś mnie trzyma, bo chyba mu oczy wydłubie! – Znalazłeś swoją przeznaczoną, choć wcale się o to nie prosiłeś. Jednak z czasem nie będziesz już mógł żyć bez niej. Panienka stanie się całym twoim światem i nic na to nie poradzisz.
Machnąłem lekceważąco dłonią.
– Zdaję sobie sprawę z tego jakie skutki niesie za sobą ta więź, więc nie musisz mi nic tłumaczyć! – warknąłem zirytowany. – Idź już lepiej, bo zamiast Oxista to ty będziesz cierpieć – zagroziłem.
Verian pokręcił głową, po czym nic nie mówiąc, opuścił pomieszczenie. Westchnąłem. Irytuję mnie to, co powiedział. Może jest to spowodowane tym, że przez bardzo długi czas nie troszczyłem się o nikogo oprócz Efrisa? Nie wiem i jakoś nie zależy mi na tym by wiedzieć.
Opuściłem pokój i skierowałem się w stronę wyjścia. Stojący przy drzwiach mężczyzna, otworzył je pośpiesznie. Będąc na dworze natknąłem się na Eita. Siódmy jeździec widząc mnie, zgiął się w pół.
– Witaj, królu – oznajmił oficjalnym tonem.
Ze wszystkich moich towarzyszy to właśnie Eit był najbardziej oficjalny, lecz nie przeszkadzało mi to. Lubiłem jak inni okazywali mi szacunek.
– Eit, czy wszystko już przygotowane? – spytałem, nie witając się.
Niższy ode mnie mężczyzna skinął głową.
– Tak, mój brat i reszta są już na polanie – oznajmił szybko, patrząc w ziemię. – Czekamy już tylko na ciebie, panie – wytłumaczył.
Verian wyszedł z budynku. Spostrzegłem, że na jego twarzy widnieje dziwny uśmiech. Zacisnąłem dłonie w pięści, domyślając się, że coś się stało.
– Królu, – dwunasty wojownik skłonił się – panienka się obudziła i pytała o ciebie. Uważam, że powinieneś do niej pójść – oznajmił.
Przekręciłem oczami. Jestem wręcz pewien, że sam ją obudził. Po cholerę to zrobił? Ech... Teraz muszę do niej pójść... Ale co ja powiem?
– Verian, zabiję cię – syknąłem, zmierzając ku posiadłości.
Z ust starszego mężczyzny wydobył się śmiech, a Eit spojrzał na niego jak na chorego psychicznie. Ten chłopak naprawdę wszystko traktuje bardzo poważnie... Pokręciłem głowa, przyśpieszając. Szkoda, że jego brat bliźniak – Ufis – nie jest taki sam... Gdyby obydwaj byli tak samo posłuszni i spokojni byłby przeszczęśliwy.
Nie minęły nawet trzy minuty, a ja już stałem pod drzwiami. Zapukałem cicho, lecz nikt się nie odezwał. Bez zastanowienia wszedłem do środka. Siedząca na łóżku dziewczyna pisnęła, obracając się w moją stronę. W jej oczach widziałem strach. Zmarszczyłem brwi. Dlaczego się boi? Przecież tu nic jej nie grozi. W kilku krokach pokonałem dzielącą nas odległość i przysiadłem obok niej. Złapałem ją za dłoń i pocałowałem w nią.
– Co się stało, Vivian? – spytałem, starając się by mój głos zabrzmiał spokojnie.
– Miałam sen, w którym mój brat zabił ciebie i Efirsa... – wyszeptała, tłumiąc szloch.
Blondynka zakryła twarz dłońmi. Ona także odczuwa konsekwencje wynikająca z naszej więzi. Ech... Przynajmniej nie będę jedyny... Jednak jej smutek sprawia, że coś w środku mnie budzi się do życia i krzyczy, że powinienem ją pocieszyć. Pokręciłem głową, otaczając ją swoimi ramionami.
– Nie płacz. Efirsowi jak i mi nic się nie stanie – zapewniłem, będąc pewien swoich słów. Nie pozwolę na to by jej brat mnie pokonał. – Nie musisz się o nas martwić.
Zielone oczy zabłysły, a po chwili na jej policzkach pojawiła się czerwień. Mimowolnie kąciki moich ust delikatnie drgnęły. Stłumiłem jednak uśmiech.
– Wybacz, królu, że zawołałam cię z tak błahego powodu... – poprosiła cicho.
Odsunąłem się od niej i złapałam ją za podbródek.
– Za miesiąc będziemy małżeństwem i w twoim obowiązku jest by mówić mi o każdej twojej wątpliwości czy problemie – oświadczyłem szorstko.
Vivian uśmiechnęła się, a ja spojrzałem na stojącą na szafce, szklankę. Jeśli dobrze pamiętam znajduje się w niej herbata z ziołami nasennymi. Jeśli nasza rozmowa się przedłuży, będę zmuszony jej ją podać.
– Dziękuje ci, panie...
Nie mogę tu dłużej być. Jeśli zaraz nie pójdę, zostanę zmuszony przełożyć karanie Oxista. Wziąłem z szafki napój i poddałem go niewiaście do dłoni. Zielonooka posłała mi zaskoczone spojrzenie.
– Napij się, dobrze ci to zrobi – przekonywałem, a ona bez żadnego słowa wypiła zawartość szklani. Rezultat był prawie, że natychmiast widoczny.
Jej ciało bezwładnie opadło na miękki materac, a szklanka spadła z łóżka. W ostatnim momencie złapałem ją – chroniąc przed stłuczeniem. Wstałem ze swojego miejsca i okryłem Vivian kołdrą. Po tym wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę Veriania i Eita. Byłem już przy wyjściu, gdy w moim sercu pojawił się niepokój. Mimo swoich złych przeczuć przekroczyłem próg i wyszedłem na zewnątrz.
– Verian, ty zostajesz – oznajmiłem, zmierzając ku wejściu do lasu.
Jeździec uniósł brwi do góry.
– O czym ty mówisz? – zapytał, kiedy go mijałem.
Zatrzymałem się w pół kroku. Dlaczego on jest tak nieposłuszny?
– Zostajesz w posiadłości, będziesz czuwać nad Vivian – wyjaśniłem, a on uśmiechnął się.
– To dobrze. Nie będę musiał oglądać jak katujesz naszego przyjaciela – syknął.
Zignorowałem jego słowa i ruszyłem do przodu. Za mną podążył Eit. Veriana jak i resztę bolał fakt, że mam zamiar ukarać Oxista, lecz wiedzieli, że zasłużył na swoją karę. Nawet gdyby Vivian nie była moją przeznaczoną to dalej pozostawałby kobietą. Gdyby miał dowód na to, że jest buntowniczką czy złodziejką, mógłby ją uderzyć, lecz on postąpił zbyt pochopnie. Na dodatek gdyby nie Ufis i Verian umarłbym, a całe to królestwo zostałoby zniszczone.
– Panie, czy uważasz, że Oxist obwinia się? – zapytał niespodziewanie mój towarzysz.
Zatrzymałem się, obracając w jego stronę.
– To bardzo możliwe. Oxist jest ze mną od początku i jest gotowy na wszystko byle by mnie ochronić. Jednak tym razem, mógł mnie zabić. Zapewne trawi go wielkie poczucie winy, – odrzekłem – ale zasłużył na to. Skrzywdził swoją przyszłą królową. Gdyby spojrzał na jej nadgarstek, wiedziałby, kim dla mnie jest.
Nie czekając na nic ruszyłem dalej. Już wyobrażałem sobie jak ten śmieć błaga o wybaczenie. Jak już z nim skończę to już nigdy nawet nie spojrzy krzywo na Vivian. Wynagrodzi jej wszystkie cierpienia, już ja tego dopilnuję.
Wkroczyliśmy na polanę, a moje usta rozszerzyły się w uśmiechu. Oxist klęczał na samym środku, a stojąca wokół niego ósemka mężczyzn trzymała w dłoniach broń różnej maści. Czas zacząć jego karę.
CDN
Kto się tego spodziewał? Muszę wam powiedzieć, że będzie się teraz dziać. Akcja idzie do przodu i na tym się nie skończy. W mojej głowie są już pomysły na kolejne rozdziały - gdybym tylko czas by to wszystko napisać... Okey, kolejny już w sobotę!
Ps. Stypendium w tym roku zdobyte! ;D
(Data opublikowania tego rozdziału: 22.06.17r)