ROZDZIAŁ. 55.

515 31 3
                                    

Pov. Zahary

Zahary

- Szykujemy się, to już dzisiaj. Ericu, śledź uważnie namiary Martyny.

Tomi

- Już dzwonię do Eleonory. Tak jak prosiła.

   Kiwnąłem tylko głową, iż się zgadzam. Po mojej informacji, Karina, Teo i Max złapali za telefony, i obdzwaniali wszystkich. Nie minęło półgodziny, a cała reszta była u nas w domu. Ich ludzie, siedzieli w pogotowiu jeden sygnał, wkraczają do akcji.

Eric

- Słuchajcie, Martyna się przemieszcza. Dość szybko, teraz są jakieś 2 km, od miejsca, w którym została przetrzymywana. Zmierzają w stronę, opuszczonego osiedla, domków jednorodzinnych. Tam pewnie się zatrzymają...nie! Czekajcie, skręcili i jadą szosą 72. Cholera!

Tomi

- Co?!

Eric

- Ona, ma wiele rozgałęzień. Musimy poczekać, aż  się zatrzymają. Bo inaczej, pojedziemy nie w to miejsce co trzeba.

Karina

- Dobra chłopcy. Sprzęt załadowany, wozy gotowe, możemy ruszać. Bo później może być za późno.

Pov. Martyna

   Jedziemy z jakieś 3 godziny, po jakieś opustoszałej szosie. No, na reścię myślałam, że już się nie doczekam.  Mam nadzieję, że chłopaki śledzą, mój nadajnik, i wiedzą w jaką stronę zmierzamy. Jesteśmy Już jakieś 3 km, za obrzeżami Miami, gdzie ten idiota, się kieruje. Jeszcze kilka, godzin moi kochani, a będziemy wszyscy razem. Ciekawa jestem, reakcji tego starego dziada i jego synalków.

Pov. Tadeusz.

- Co, jest do cholery? John, Marcus chodźcie tu, szybko!!! Natychmiast.

John

- Co, jest takiego pilnego...

Tadeusz

- Przypatrzcie się uważnie. Czego bądź kogo, tu brakuje?!

Marcus

- Gdzie jest ta...smarkula?!

Tadeusz

- Sam chciałbym to wiedzieć. Uciekła. Ktoś jej pomógł, jej w tym. Musimy przesłuchać nagrania, szybko. Nie mogli odjechać daleko.

Marcus

- John, masz zdrajcę w szeregach. Po tylu latach, Ktoś cię, wystawił bracie.

   Poszliśmy szybkim tempem do gabinetu, i zaczeliśmy odsłuchać nagrania.

Ojciec

- Czy, to nie jest głos...tego całego, szczeniaka. Jak mu tam było?

John

- Matt...

Ojciec

- Od, początku mi się nie podobał.  Trzeba będzie jakoś go namierzyć...i znaleźć.

    Naszą rozmowę, przerwało wtargnięcie, jakiegoś faceta od Johna.

Marc

- Szefie...Matt, nas zdradził! Uwolnił tą szmatę, i z nią odjechał. - Boże wybacz mi mój język,- Zdołałem tylko, podrzucić mu nadajnik do samochodu.

John

- I, teraz mi, to mówisz?! Jak daleko, stąd są?

Marc

MY PASSION, MY LIFE.Where stories live. Discover now