ROZDZIAŁ.45

489 31 8
                                    

Pov. John

Właśnie, przyjechał mój brat Marcus, po moim telefonie. Musiałem go poinformować że Martyna i jej rodzina, tutaj są. Zaś od niego, dowiedziałem się ciekawostek. Od razu postanowiłem, zrobić zebranie.

John

-Słuchajcie. Zebrałem was tutaj, bo niedługo zaczynamy akcję. Teraz w terenie jest, czworo ludzi i obserwują nasz cel. A jest nim, Martyna Anastazja Norynberg i jej córka. Trzymajcie, oglądnijcie fotki i One są do zwrotu.

 Żuciłem na ławę fotografię chrześnicy, tego dzieciaka, Zaharego i Margaret oraz Maxa.

Matt

- Martynie, nie może spaść włos z głowy. Z dzieciakiem i resztą, róbcie co checie, ale dziewczyna ma być cała. JASNE!

Marcus

- Mojego synalka Maxa. Przyprowadźcie pod moje oblicze. Już ja sam, osobiście się nim zajmę. Gówniaż mnie zdradził i  musi, zapłacić mi osobiście, za tą zniewagę.

Pov. Marcus

 Po telefonie Johna, nie zastanawiałem się długo. Spakowałem się i zadzwoniłem w między czasie, na lotnisko by przygotowali mój samolot. Nic tu, po mnie na razie. Skoro, cały tor należy do tej gówniary. To Ona, jest mi potrzebna. Jeszcze tylko, uprzedzę staruszka. Może, on sam osobiście, pofatyguje się, by przylecieć do Miami. W końcu, to On wszystko zaczął, to może teraz to skączy.

Pov. Tomi

Właśnie wylądowaliśmy. W samolocie, zadzwoniłem do córki, która poinformowała mnie, pod jaki adres mamy się kierować. Wzięliśmy nasze bagaże i skierowaliśmy się w stronę postoju Taxi. Podaliśmy adres i, po godzinie byliśmy na miejscu. Zapłaciliśmy za kurs, i właśnie stoimy przed tym domem, który widziałem w ogłoszeniu. Muszę przyznać że, wygląda przytulnie. Moje rozmyślenia, przerwał dzwonek do drzwi. Popatrzałem koło siebie, gdzie stała uśmiechnięta Karina.

Karina

- No co? Ile można czekać, aż naciśniesz ten cholerny guzik, do świąt.

Z oddali usłyszałem tupot stup po drugiej stronie, i po chwili...ta dam. Drzwi się otworzyły, a po ich drugiej stronie, stoi Margaret.

Margaret

- Dzień dobry. Zapraszam, wszyscy czekają w salonie.

 Przyjaciółka mojej córki, przepuściła nas w drzwiach, po czym zamknęła, je za nami. A, my po kolei zaczęliśmy rozbierać się, z wierzchniej odzieży.

Tomi

- Witaj "Magnum", powiedź...w jakim humorze, jest "Billy"?

Margaret

- Szczerze, to jest wściekła, ale stara się, nie okazywać tego. Jest dzielna, ze względu na Dakote. Ale, ta walka ją męczy psychicznie.

Teo

- Musi, trochę po boksować, wtedy będzie lepiej. Macie, tu siłownie?

Margaret

- Tak. Ale, nie mamy czasu, z niej korzystać.

Teo

- To teraz, znajdzie czas.

Nagle usłyszałem, jak z góry ktoś zaczyna zbiegać. I już po chwili, wiedziałem kto to taki.

Dakota

- Dziadek! Dziadek! Przyjechałeś...na długo?

Tomi

- Zobaczymy słoneczko, zobaczymy. Chodź pójdziemy do mamy.

Dakota

- Nie! Ja nie mogę, mam gościa i muszę do niego wrócić. Cześć Pani Karino.

Karina

- Witaj skarbie, aleś wyrosłaś i wyładniałaś. Czym ci rodzice, ciebie karmią?

Dakota

- Pysznym jedzeniem.

Teo

- A, z drugim dziadkiem...się nie przywitasz?

Dakota

- A, czyim jesteś tatą?

Zahary

- Moim.

Dakota

- Twoim tato? No, to...cześć drugi dziadku.

Wszyscy uśmiechnęli się, ze słów Dakoty. Ona jest, uroczą dziewczynką dziewczynką. Naszą chwilę przerwała, moja córka.

Martyna

- Witajcie, zapraszam do salonu, wszyscy już czekają. No prawie wszyscy, bo czekamy jeszcze na dwóch gostków. A, jak wam lot minął? Kto, pilnuje toru i klubu?

Teo

- Spokojnie "Billy", wszystko zostało załatwione, niczego nie pominęliśmy.

Erick

- A więc, to jest ta sławna "Billy"? Tomi, nie mówiłeś, że to wykapana matka? Charakterek ma po was dwoje. Witaj, jestem Erick, brat twojej matki. Czy, zastałem może, u ciebie Maxa?

Martyna

- Mnie również, miło poznać chociaż jednego krewnego, normalnego ze strony matki. A, Maxa znajdzie pan, w salonie.

Erick

- Jaki Pan, mów mi po imieniu, albo wujku. Było by miło.

Pov. Zahary

 W końcu przylecieli, dotarli bezpiecznie. Teraz trzeba poczekać tylko na reszte.

C.D.N.


MY PASSION, MY LIFE.Where stories live. Discover now