ROZDZIAŁ.24.

837 47 0
                                    

Powiedział te słowa , pięćdziesięcio letni, szpakowaty, i nasz zaufany prawnik. Mam tylko jedno pytanie. Skąd On, wie tyle o Martynie? Moje nieme pytanie, nie zostało bez odpowiedzi.

JOHN
-Co ty, tu wogóle robisz " słoneczko"? Ile już, nie widziałem mojej...chrześnicy?

MARTYNA
-No, siemasz wujciu. A, jakoś zleciało tyle lat , trochę się w między czasie wydażyło. Ale o tym poźniej. Teraz, jak Panie i Panowie pozwolą, zaczniemy te posiedzenie.

POV. MARTYNA

Posiedzenie rady, było okropnie nudne. Odliczałam tylko czas, aż to się wszystko skączy, ale nie zapowiadało się na to.

MATT
-Będziemy musieli, na następnym zebraniu rady, przedyskutować redukcję etatów. Ja zacznę od...zwolnienia sekretarek. Od dzisiejszego dnia, kobiety która będą ubrane wyzywająco, bądz prowokacyjnie nie mają, pracy w tej firmie. Strój ma być, prezentacyjny, wygodny i funkcjonalny. Spódnica za kolana albo równo z nimi, marynarki bądź żakiety, zapięte na trzy, cztery guziki oraz białe koszule, nie interesuje mnie długośc rękawów, mają być zapięte aż pod szyję.

ROBERTO
- Ej, no stary! Co z Tobą, od kiedy to nie zwracasz uwagi na...ponętne kształty kobiet? Zawsze w czasie lunchu, w bufecie przyglądamy się tym " kotkom" i ślinimy na ich widok. A teraz od tak...nie wiem jak to nazwać. No tak, poprostu chcesz zarządzić jakieś zasady? Stary, to nie w twoim guście.

MATT
- Tak postanowiłem i, tak będzie. Mam dość już patrzenia na te, wyfiokowane tempe baby.

CASANDRA
- Ty! Chamuj się z obrażaniem kobiet. W swoim gronie, teraz masz aż trzy kobiety. A, ty Martyna co o tym myślisz?

Pov.Matt

Obawiałem się tego co powie Martyna, nie wiem dla czego. Owszem, nie znam jej na tyle by, czy zgodzi się ze mną, czy nie. I dla czego liczę się z jej zdaniem? Sam tego nie mogę pojąć. No ale, zaczekam na to co powie.

MARTYNA
- Szczerze? To myślałam że to spotkanie będzie, reorganizacyjne. Poznam swoich, wspołpracowników a od samego wejścia do tego kolosa, napotykam na same dziwactwa. Clown pracuje w informacji, winda która wiezie mnie na tak wysokie piętro. Zebranie, które jest zlotem znajomych. A, co do twojego pytania...to mi, to jest obojętne. Ponieważ ja, mogę nawet do pracy przychodzic w trampkach i workach na śmieci, ubierać to w czym czuję się swobodnie, ale i elegancko. W tym, czym mogę reprezentować firmę w której pracuję, a nie samą siebie. Zachęcać potencjalnych klientów, mądrością, sprytem i wynikami obliczeń, a nie swoim odkrytym ciałem.

NINA
-Tu, się z tobą zgodzę. Jestem po stronie Martyny. Wybacz Cas, ale młoda ma rację. Nie po to, studiowałyśmy aby zachwycać facetów, swoim wyglądem, a nie intelektem. Mam dość, trzepotania rzęsami do śliniących się starych oblechów, wybaczcie Panowie.

Byłem pełen podziwu dla Martyny, że tak w krótkim czasie, potrafiła zjednać sobie, najostrzejszą " żyletę" jaką jest Nina. Mi, trudno przychodzi dogadać się z tą kobietą, a ta młoda osóbka powiedziała kilka zdań, a Ona już staje po jej stronie. Jeżeli od takiego początku, Martyna zaczyna, to co będzie dalej? Która to godzina, chyba pora na lunch? I poprowadzić zebranie, zgodnie z punktami wytycznymi. Spojrzałem na zegarek i...aż pomrugałem oczami. Taka rozmowa na pstre tematy, zajeła nam tyle czasu , bo to już dwunasta, więc czas zabrać, listę zamówień.

MATT
- Okej, moi mili! Teraz jest pora na lunch, więc drogie Panie i Panowie, pora coś zamówić.

Rzuciłem na środek, ulotki z barami a prawie wszyscy, rzucili się na nie jak sępy na padline, masakra. Zostawiłem sobie jedną ulotke by, podać ją Martynie. Gdy do niej podeszłem, Ona akurat odstawiała telefon.

MATT
-Hej, przyniosłem tobie ulotke. Bo zauważyłem że ty, żadnej nie wziełaś.

MARTYNA
-Bo właśnie, złożyłam zamówienie. Dzięki za chęci, ale zaraz z Timonem, będziemy mieli nasze zamówienia. A, teraz mi powiedz, jak długo to potrwa?

MATT
-Po przerwie, porozmawiamy jeszcze i...będziesz miała wolne.

MARTYNA
-Dobra.

JOHN
- Młoda! Co tam u rodziców? Dawno żem ich, nie widział. A, u Tomiego, dalej ma tor?

MARTYNA
- Wiesz co wujku...dość dawno, nie ozdywałeś się, parenaście lat. Wiec nie wiesz że...rodziców już nie ma. Nie żyją, od dobrych kilkunastu lat, więc daruj sobie tą ciekawość. Taki, starszy brat z ciebie, że...nawet na pogrzeb siostry nie pofatygowałeś się. Ta, tato dalej ma tor i co Ci do tego. Zawsze miałeś chrapkę, by go mieć w sowich łapach, ale nic z tego. Zadżyj ze mną, a popamiętasz raz na zawsze.

JOHN
-Wykapana matka, nie dziwota że...nie odzywałem się przez tyle lat. Miała usidlić, któregoś z braci i dostać ten cholerny tor na własność. Ale uparta baba, sprzeciwiła się i jeszcze na dodatek , zaszła z tobą w ciąże. To ty, wszystko pokrzyżowałaś, paskudna dziewucho.

To co słyszałem, słyszeliśmy wszyscy...tą pogarde, te słowa które, zszokowały wszystkich. A, Martyna dalej siedziała, nie wzruszona z zimną kamienną twarzą. Nie widziałem, żadnych oznak nerwów. Coś było nie tak, myślałem że wybuchnie ale...

MY PASSION, MY LIFE.Where stories live. Discover now